W moich historiach wszyscy stają się potencjalnymi winowajcami, bo każdy ma coś na sumieniu – mówi Krzysztof Jóźwik*, autor powieści „Skrawki”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Przemysław Poznański: Punktem wyjścia powieści są tajemnicze zabójstwa młodych mężczyzn, których zwłoki zostają okaleczone w specyficzny sposób. Tak dobiera pan bohaterów i ich tajemnice, że w zasadzie każdy z nich jest podejrzany. Co było zatem pierwsze – zbrodnia, intryga czy bohaterowie? Jak powstawały „Skrawki”?
Krzysztof Jóźwik: Zacznę od genezy tej historii. Podczas tworzenia mojej poprzedniej powieści „Chwasty” wpadłem na pomysł opisania perypetii celebryty prowadzącego w telewizji programy kulinarne, który w swojej dobrze zakamuflowanej wędzarni dokonuje pewnych mocno podejrzanych eksperymentów. Roman Gnat, właściciel sklepu spożywczego z warszawskiego Tarchomina, który lubi dobrze zjeść i ceni sobie kulinarne rozkosze, stał się protoplastą jednego z bohaterów powieści „Skrawki”: Filipa Molendy. W poprzedniej książce nie znalazłem już miejsca, by rozwinąć ten pomysł i od razu, niemalże automatycznie, stało się to zalążkiem nowej historii. Mając już pierwszą postać, potem wystarczyło dopisać resztę i tak właśnie powstał pomysł na tą powieść.
Jak tworzył pan takich bohaterów? Każdy z nich to postać z krwi i kości, owładnięta obsesjami, marzeniami, traumami.
– Moi bohaterowie to zawsze ludzie z krwi i kości. Są wyraziści, plastyczni i bardzo odmienni. Każdy ma swoje życie, rodzinę, plany na przyszłość, ambicje i cele do osiągnięcia. W moich historiach wszyscy stają się potencjalnymi winowajcami, bo każdy ma coś na sumieniu. Lubię tworzyć historie, w których tak prowadzę narrację, by nie udało się zbyt szybko odgadnąć finalnego zakończenia sprawy, bo opowieść kluczy, myli tropy i podsuwa różne rozwiązania.
„Skrawki” są dla mnie opowieścią o ludziach owładniętych głęboko skrywanymi obsesjami, żyjącymi w świecie swoich sekretów i kłamstw. I nie ma tu de facto jednego głównego bohatera, ale trzech, czterech mężczyzn, między którymi zachodzą pełne emocji interakcje. Skąd taki wybór?
– Ja w ogóle lubię pisać powieści z kilkoma równorzędnymi bohaterami, wokół których toczy się akcja, bo to daje mi większe możliwości prowadzenia opowieści niż z jednym, głównym bohaterem. Postaci, które kreuję, to z założenia ludzie z problemami, z uzależnieniami, często żyjący w kłamstwie. Z reguły to ludzie owładnięci obsesjami, albo toczący walkę z demonami przeszłości. Mając do dyspozycji taki wachlarz różnorodności jest mi łatwiej skomponować barwną i wciągającą opowieść.
Lubię tworzyć historie, w których tak prowadzę narrację, by nie udało się zbyt szybko odgadnąć finalnego zakończenia sprawy, bo opowieść kluczy, myli tropy i podsuwa różne rozwiązania.
Co zwykle jest na początku, gdy siada pan do pisania kolejnej powieści?
– Najpierw powstaje zalążek historii, jakiś pomysł, być może nawet jedna mała scena, którą widzę tak wyraźnie, jak gdybym właśnie oglądał film. Później z reguły pojawiają się bohaterowie, wokół których buduję akcję dokładając z czasem kolejne wątki. Bardzo często, już na zaawansowanym etapie pisania, pojawiają jakieś niespodziewane pomysły i rozwiązania, które popychają akcję w nowe kierunki.
Kumuluje pan emocje, decydując się na „opowieść sąsiedzką” – główne zdarzenia zachodzą przecież w obrębie jednej ulicy. To pomysł niezwykły, przywołujący może skojarzenia z prozą Harlana Cobena, u którego często dramat rozgrywa się po sąsiedzku. Jak wpada się na takie pomysły?
– Taki mechanizm zastosowałem po raz pierwszy, bo spodobał mi się ten pomysł. Niczym się nie sugerowałem i na niczym się nie wzorowałem. Bardzo pasował mi taki układ opowieści, w którym trzech sąsiadów jest tak mocno zaangażowanych w prowadzoną narrację, że każdy z nich może być potencjalnym zabójcą. Każdy ma coś na sumieniu i wokół każdego może pojawić się podejrzenie dokonania przestępstwa.

Ulica, o której mowa, leży na warszawskim Aninie, a więc w ekskluzywnej dzielnicy willowej. To zatem opowieść „z wyższych sfer”, opowiadająca o zbrodni, która nie rodzi się w umysłach ludzi z marginesu, ale w głowach ludzi życiowo zaradnych, statecznych. Sam mieszkam nie tak daleko od miejsca opisywanych zdarzeń i – pół żartem pół serio musze stwierdzić, że po lekturze „Skrawków” patrzę na sąsiadów inaczej.
– Ja z kolei mam rodzinę w Międzylesiu (więc po sąsiedzku) i bardzo lubię te rejony. Faktycznie, nie brakuje tam luksusowych willi i dobrych samochodów parkujących przed drogimi domami, ale przecież chęć zbrodni może zrodzić się w każdym umyśle, niezależnie od stanu posiadania, czy wykształcenia. Taka właśnie jest ta powieść: realna i nieprzewidywalna.
No cóż… a przecież większość morderców to ludzie, tacy jak my. Bardzo często są to miłe, lubiane, wrażliwe i na pozór niewinne osoby. Oczywiście nie powinniśmy teraz posądzać każdego sąsiada o mordercze zapędy, ale kto wie…?
Podczas lektury znajdywałem w tej powieści nastrój nawiązujący chwilami do filmu, albo serialu „Fargo” braci Cohen. To rodzaj ironii, dystansu, jakimi podszył pan opowieść będącą jednak kryminałem czy thrillerem kryminalnym opowiadanym całkiem na serio. Zamierzony efekt?
– Uwielbiam „Fargo” i dziękuję za to pytanie. Myślę, że wszystko zależy od zamierzonego efektu. Ja celowo wybrałem taki motyw „Skrawków”, aby pobudzić wyobraźnię czytelnika i żeby sprawdzić jakie reakcje wywoła mój dość skrajny pomysł (nie mogę zdradzić szczegółów, żeby nie spoilerować). Jak najbardziej ta powieść jest na serio, bo dotyczy brutalnych zbrodni.
Nie stroni pan od naturalistycznych opisów, choć muszę przyznać, że ani razu nie przekracza pan w „Skrawkach” granicy epatowania okrucieństwem. Na ile naturalizm zbrodni, przemocy jest ważny dla zbudowania nastroju w thrillerze, kryminale?
– Akurat w „Skrawkach” tego okrucieństwa jest mniej niż np. w powieści „Chwasty”, gdzie posunąłem się najdalej w swojej dotychczasowej karierze. Jeśli ma to być mocna lektura z „krwawą” oprawą, to takie opisy powinny się tam znaleźć, żeby podkreślić charakter powieści. Oczywiście nie jest to wartość sama w sobie, tylko narzędzie do wykreowania nastroju. Dość szeroka grupa odbiorców ceni sobie ten kierunek i póki co podążam tą drogą.
Jak pan tworzy? Na ile ważne jest drobiazgowe dokumentowanie tego, o czym pan pisze w „Skrawkach”, a więc np. pracy na planie programu kulinarnego w studiu przy Wale Miedzeszyńskim, obróbki mięsa w masarni, kulis działania siłowni i wielu innych spraw? A także dokumentacja konkretnych miejsc, np. zagubionego wśród lasów bunkra?
– Staram się osadzać moje powieści w realiach współczesnego świata, tak, by czytelnik mógł utożsamić się z prowadzoną narracją, by poczuł, że ta historia mogła zdarzyć się naprawdę. Jednak nie jestem dokumentalistą, który w stu procentach drobiazgowo musi odzwierciedlić rzeczywiste miejsca i uważam, że część obiektów lub wydarzeń można zwyczajnie podrasować, wymyślić, aby nadać opowieści takiego wydźwięku, o jaki autorowi chodzi. Trochę kreatywności nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
Chęć zbrodni może zrodzić się w każdym umyśle, niezależnie od stanu posiadania, czy wykształcenia. Taka właśnie jest ta powieść: realna i nieprzewidywalna.
To nasz pierwszy wywiad, więc chcę spytać też o to, jak zaczęła się pańska pisarska przygoda i skąd wybór gatunku. W notce biograficznej czytam, że pisanie książek to wciąż hobby. Jak pan to godzi z pracą w korporacji?
– Początek mojego pisania był eksperymentem, próbą zrobienia czegoś nowego. Kiedy okazało się, że są ludzie zainteresowani moim pisaniem, zacząłem to robić „na poważnie”, a kryminał pojawił się sam z siebie. Po prostu spodobał mi się ten gatunek i odczułem sporą przyjemność w pisaniu takich historii. Ponieważ trzeba zarabiać na życie, więc pracuję na pełny etat, a piszę w wolnych chwilach. Nie jest łatwo to pogodzić, ale póki co daję radę.
Nad czym pan teraz pracuje?
– Skończyłem niedawno pisać drugą część „Klatki” (cykl „puławski”) a teraz pracuję nad kolejną częścią historii „warszawskiej”, czyli dalszym ciągiem po „Chwastach” i „Skrawkach”. Nowe powieści będą w podobnym klimacie, co poprzednie.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Krzysztof Jóźwik – pisarz, autor m.in. powieści „Loteria”, „Klatka”, „Chwasty” i „Skrawki”. Miłośnik literatury, dobrego kina i aktywnego spędzania czasu.