felieton

Mały inspirujący celebryta | Felieton Joanny Jodełki

Wymyślanie opowieści czasami zaczyna się od intrygi, czasami od głównego bohatera, czasami jednego wątku, ale w przypadku „Pamiętnika karła”, czyli drugiej części kryminalnych przygód Sióstr Raj, zaczęłam od pewnej niezwykłej postaci – znanego szeroko w świecie osiemnastowiecznego polskiego celebryty bardzo, bardzo niskiego wzrostu – pisze w swoim felietonie Joanna Jodełka.

Józef Boruwłaski, fot. Wikimedia Commons

Wiele lat temu przeczytałam pewien artykuł – już nie pamiętam w jakiej gazecie, ani jak był obszerny – za to na pewno zapisał się on w mojej głowie na długo przed tym, nim pomyślałam, że sama zacznę pisać. Bohaterem tekstu był dorosły mężczyzna o posturze dziecka, którego panie biorą na kolana i szczypią rozkosznie po policzkach… Nie mogłam tego zapomnieć! Jakiś czas później zdobyłam unikalny egzemplarz książki poświęconej jego życiu, pod tytułem „Zabaweczka”, napisanej przez historyczkę dr. hab. Annę Grześkowiak-Krwawicz. Przeczytałam książkę kilka razy i od tego momentu wiedziałam, że ów mężczyzna musi zagościć w którejś z moich książek. Cała więc fabuła „Pamiętnika karła” została stworzona właśnie po to, żeby pojawić się mógł on… Józef Boruwłaski, znany w swoim czasie jako count Joseph Boruwlaski, the celebreted Polish dwarf – awanturnik mimo woli – jak głosi tytuł jednego z rozdziałów wspomnianej monografii.

Tytuł drugiej części cyklu o Siostrach Raj, „Pamiętnik karła”, również nie jest przypadkowy, gdyż koleje losu Boruwłaskiego, a przede wszystkim to co czuł, jak rozumiał swoją pozycje w świecie i do czego dążył, wiemy dziś właśnie z jego pamiętników. Fragmenty tych wspomnień zostały przełożone na język polski przez autorkę „Zabaweczki”, ale nigdy nie ukazały się w Polsce w całości. A szkoda, bo „Pamiętniki słynnego karła Józefa Boruwłaskiego, szlachcica polskiego, zawierające wierną i ciekawą opowieść o jego narodzinach, wychowaniu, małżeństwie i podróżach, spisane przez niego samego”, wielokrotnie wznawiane w Anglii i Francji, były swego czasu bestselerami. Dzisiaj zresztą też świetnie się je czyta.

Jednak cykl „Siostry Raj” to dziejące się współcześnie, lekkie powieści kryminalne. Nie mógł więc Boruwłaski zostać główną postacią tej opowieści, znalazłam jednak inne rozwiązanie. Dlatego tematem przewijającym się w książce uczyniłam rękopis sztuki teatralnej opartej na życiu celebryty. Tym sposobem udało mi się przemycić sporo informacji, które – mam nadzieję – wzbudzą zaciekawienie tą wyjątkową postacią. Ale kryminał ma swoje prawa i ze względu na tempo rozwoju wydarzeń nie wszystko da się opowiedzieć.

Teraz jest więc na to czas – mogę wrócić do Boruwłaskiego, który swoje niezwykłe życie porównał do podróży Guliwera przez świat olbrzymów.

Józef Boruwłaski urodził się gdzieś na Pokuciu w 1739 roku, w mocno zubożałej rodzinie szlacheckiej, która lewo wiązała koniec z końcem. Co dosyć ciekawe, i mocno fascynowało ówczesnych, z szóstki rodzeństwa, troje było normalnego wzrostu, a pozostała trójka niezwykle maleńka. Sam Boruwłaski w młodości liczył sobie siedemdziesiąt siedem centymetrów, a zmarł mierząc ich zaledwie dziewięćdziesiąt dziewięć. Można więc sobie wyobrazić, jak nieprawdopodobne maleństwa przyszły na świat. Wszystkie dzieci były też niezwykle ładne i proporcjonalnie zbudowane. Szybko trafiły na okoliczne dwory, co było zwyczajną praktyką w niezamożnych rodzinach szlacheckich. Kariera wojskowa czy kościelna, a w przypadku maleńkiej dziewczynki dobre zamążpójście, nie wchodziły w grę.

fot. Wikimedia Commons

Józef znalazł się pod opieką hrabiny Tarnawskiej, a potem przeszedł pod skrzydła wielkiej damy ówczesnej epoki, wdowy po mieczniku królewskim i krewnej króla – Anny Humieckiej. I o ile hrabina chciała mieć go w swoim pałacu dla urozmaicenia, by umilał oczekiwanie na jej własne dziecko, to Humiecka miała o wiele ambitniejsze plany co do „takiego cudeńka”. Planowała bowiem grand tour po najsłynniejszych dworach Europy. I choć była niebotycznie majętną kobietą, z wielkimi koneksjami, to doskonale zdawała sobie sprawę, że taki „rokokowy bibelocik” jak Boruwłaski, będzie jej niezwykłą ozdobą i chętnie podziwianą ciekawostką, która otworzy jej niejedne drzwi. Sama zaczęła go nazywać Joujou co dosłownie oznacza zabaweczkę. Były to czasy, trochę podobne do naszych, gdy nie wystarczy być bogatym, żeby być modnym i wszędzie zapraszanym. Trzeba jeszcze budzić ciekawość.

Między innymi dlatego Anna Humiecka kazała uszyć dla Boruwłaskiego stroje będące wiernymi kopiami wojskowych uniformów, na przykład mundur „porucznika wielkiej buławy”, w którym zapewne przypominał ołowianego żołnierzyka i budził ogólną wesołość.

Mało tego, w swojej bawialni urządziła mu „coś w rodzaju domu dla lalek, miał małą kanapę, stoliki stołeczki, bilarek i inne zabawki”.

Jednak przy tym wszystkim nie można było Humieckiej odmówić pewnej troskliwości. Zadbała bowiem również o wykształcenie swojego podopiecznego. Zapewniała mu naukę gry na gitarze i lekcje tańca u najlepszych nauczycieli, dopilnowała również by jej Joujou mówił po francusku i niemiecku, i to z niemałą biegłością.

Inwestycja się udała. Młodziutki Boruwłaski okazał się „salonowcem doskonałym”. Jak sam podkreślał, miał ku temu potrzebne talenty i umiejętności. Był z urodzenia inteligentny, a pod okiem możnej protektorki stał się niezwykle wytworny i zdobył cenioną w ówczesnym czasie umiejętność prowadzenia błyskotliwych konwersacji, będących mieszalnią poczucia humoru, wyszukanych komplementów i ciętych ripost. Oczarował wszystkich. Wdzięcznie rozmawiał, ale i tańczył kozaka na stole, poloneza na sali balowej, a nawet wyskoczył z tortu w ramach niespodzianki. Zachwycała się nim cesarzowa Maria Teresa w Wiedniu, elektor bawarski w Monachium, ekskról Stanisław Leszczyński w Luneville i jego córka Maria – królowa Francji w Wersalu.

Ale to właśnie w Wersalu Anna Humiecka została – w swoim mniemaniu – również wielce upokorzona. Mianowicie wystosowała do niej listowne zaproszenie księżna Modeny, prosząc, a wręcz nakazując, by przybyła do niej ze swoim karzełkiem. Koniecznie! Był to poważny afront, gdyż jednoznacznym było to, że to nie ją chce widzieć, a właśnie małego Joujou. Obrażona Humiecka stanowczo odmówiła. Rozżalona księżna poskarżyła się królowej Marii, ta usiłowała przekonać Humiecką do spotkania, ale urażona dama nie chciała nawet o tym słyszeć. Zaproponowała, że jeśli przybędzie, to wyłącznie sama. Skandal towarzyski wisiał na włosku i nawet królowej nie udało niczego nakazać. Musiała użyć fortelu – nie mówiąc im o tym, zaprosiła obie panie na te samą godzinę. Tak oto nieświadoma Anna Humiecka przyszła z Boruwłaskim, postawiona przed faktem dokonanym nie mogła już protestować, a księżna Modeny zaspokoiła swoją ciekawość.

Niezwykle ciekawy Joujou był też niejaki hrabia Tressan – ale z innego powodu. Właśnie opracowywał hasło „karzeł” do Wielkiej Encyklopedii i przesłał do Królewskiej Akademii Nauk taką oto opinię o Józefie Boruwłaskim „… tego młodego człowieka można uznać za najosobliwszą istotę, jaką stworzyła natura (…) Uczestniczy najwdzięczniej w subtelnej i dowcipnej szermierce słownej, opowiada nader rozsądnie o wszystkim co widział, jego pamięć jest bardzo dobra, sąd zdrowy, serce wrażliwe, zdolne do wdzięczności i przywiązania. Nie okazuje nigdy gniewu i złośliwości. Jest niezwykle uprzejmy, odczuwa żywo całą wartość świadczonych mu grzeczności, szczególnie gdy rozmawia się z nim jak z człowiekiem dwudziestoletnim, z szacunkiem należnym szlachcicowi”.

Zachwytów jest jeszcze więcej, a i opis samego Boruwłaskiego jest bardzo szczegółowy, szczególnie dotyczący budowy ciała, ale o tym później. Już po tej korespondencji widać, jakie wrażenie wywarł Józef Boruwłaski na wszystkich spotkanych osobach. Nie dziwi więc fakt, że gdy Anna Humiecka po dwóch latach wróciła z nim do Warszawy, jego sława znacznie go wyprzedzała.

„Pamiętniki” Józefa Boruwłaskiego, fot. Polona.pl

Podróż odmieniła go, to pewne, ale po powrocie i inne sprawy zaczęły się zmieniać. Do wieku męskiego dorósł, jak sam zauważa, dosyć późno. Uroczo to wspomina: „Kobiety przybrały w moich oczach całkiem nową postać, budziły mój podziw, moją tkliwość, moje pragnienia. Wystarczyło być kobietą, by stać się obiektem moich budzących się namiętności. Pociągały mnie bez wyboru, bez różnicy, kochałem je wszystkie. Jednym słowem w wieku dwudziestu pięciu lat zachowywałem się jak piętnastoletni chłopiec”.

Często chodził do teatru i zaznajomił się również z trupą komediantów francuskich przebywających w Warszawie. Tam zapałał uczuciem do młodej aktorki, wywiązał się romans, ale jak sam przyznaje, koniec końców zadrwiła z niego, opowiadając szczegóły ich relacji wszem i wobec. Odchorował to i przez jakiś czas nie myślał o kobietach, aż pojawiło się wielkie i poważne uczucie, jakim obdarzył dwórkę swej opiekunki – Izalinę Barbotan, pochodzącą z osiadłej w Warszawie rodziny francuskiej. Miłość nim zawładnęła. Nie zważał na przeszkody, które się przed nim piętrzyły. Wyznał swą miłość i błagał by ją odwzajemniła. W pierwszych wydaniach pamiętników przytacza treść pisanych do niej listów. Są tak niesamowite, że należałby się im oddzielny tekst, ale na pewno widać w nich upór z jakim przekonywał dziewczynę, by wyszła za niego za mąż. Słychać też strach Izaliny, która lubi go bardzo, nie chce go urazić, ale boi się śmieszności, a i zapewne przyszłości z nim. Pokazuje to króciutki, ale jakże wymowny fragment z listu Joujou do Izaliny z 10 października 1779 roku „… Czyż natura skazała mnie przez mój wzrost, bym nigdy nie opuścił ciasnego kręgu dzieciństwa? Czemu więc dała mi wrażliwe serce? Czemu obdarzyła mnie duszą zdolną dostrzec zalety Twojej duszy? Czemu zasiała w mym sercu ziarno gwałtownej namiętności? Czemu nie ustanowiła granic dla mych uczuć, jak ustanowiła je dla mojego wzrostu?…” i Izaliny z 19 października 1779 roku do Joujou: „… Przestań Joujou (…) twoja namiętna miłość mnie trwoży (…) Po cóż te uniesienia? Twoja egzaltowana wyobraźnia nie pozwala Ci widzieć rzeczy takimi jakie są, jakie powinny być…”.

Izalina mocno się wzdraga. Przeciwko nim jest oczywiście Anna Humiecka, która gdy tylko się o tym dowiaduje, rozkazuje natychmiast zakończyć tę „niedorzeczność”, a gdy Boruwłaski się nie zgadza, pozbawia go łask, co dosłownie oznacza brak mieszkania, wyżywienia i jakichkolwiek pieniędzy, dopóki się nie opamięta.

W takiej sytuacji Boruwłaski nie ma szans nie tylko na przekonanie wybranki, ale przede wszystkim na zgodę jej rodziców. Ale determinacja zakochanego mężczyzny sięga zenitu. Zwraca się on o pomoc nie do byle kogo, bo do samego Kazimierza Poniatowskiego, brata króla, a ten wstawia się u Stanisława. Król, znający Boruwłaskiego, obiecuje wziąć go pod opiekę i wypłacać mu drobną pensję. Ta wystarcza, by przekonać matkę Izaliny, która wcześniej nazywa pomysł tego małżeństwa „śmiesznym i niestosownym”. Ślub się odbywa!

fot. Wkimedia Commons

Boruwłaski poświęcił dla tego związku wygodne, spokojne życie w pałacu, ale za to ożenił się z ukochaną kobietą i w konsekwencji stał się ojcem czterech córek. Jednak utrzymanie rodziny kosztuje. Oboje zaś przywykli do życia w pewnych zbytkach. Pensja królewska jest niewystarczająca i przestaje wpływać wraz ze zmianą sytuacji w Polsce. Józef Boruwłaski nie ma wyjścia, rusza więc, jak pisze Anna Grześkowiak-Krwawicz – drogą słynnych osiemnastowiecznych awanturników, czyli w objazd po możnych dworach Europy. Robi to mimo woli, ale nawet życzliwi mu ludzie doradzają, że jedyną droga w jego przypadku jest wystawianie się na pokaz i zaspokajanie ludzkiej ciekawości. Oczywiście nie na jarmarkach, ponieważ jest na to za dobrze wychowany, zdobył inne doświadczenie i byłoby to poniżej jego godności. Poza tym czuje się polskim szlachcicem i już nie wyskakuje z tortu, ani nie tańczy na stole, jak za młodzieńczych lat. Tak samo jednak jak wcześniej odwiedza możnych tego świata. Ci chętnie go zapraszają i goszczą, wyposażając w listy polecające na dalszą drogę. Często uzyskuje u nich drobne wsparcie finansowe bądź dostaje prezenty. Poza tym organizuje koncerty dla wytwornego grona, w czasie których gra na gitarze, często w towarzystwie zawodowych muzyków. Wychodzi mu to bardzo sprawnie. Organizuje też płatne śniadania uświetniając je swoją obecnością. Podróżuje nie tylko po kontynencie, ale odwiedza również Anglię i Irlandię. Tam też koncertuje. Żyje na wysokim poziomie. W Londynie płci za mieszkanie 400-500 funtów rocznie (Julian Ursyn Niemcewicz wydawał w tym samym czasie 82 funty, więc to naprawdę niemało). Zna też siłę reklamy i daje się portretować w gazetach z żoną i dzieckiem na jej kolanach, w takim ujęciu, że mocno widać dzielącą ich różnicę.

Izalina również wzbudza zainteresowanie. Przede wszystkim jako kobieta, która – bez owijania w bawełnę – mogłaby zaspokoić ciekawość postronnych co do sprawności Boruwłaskiego jako mężczyzny. Już hrabia de Tressan w Sprawozdaniu do Akademii Nauk nie omieszkał nadmienić, że Boruwłaski jest proporcjonalnie zbudowany, a wie również od „osób mu usługujących, że jest on w pełni sił męskich”. Boruwłaski sam pisze z niekłamaną dumą, że już po sześciu tygodniach od dnia ślubu żona zakomunikowała mu, iż jest w ciąży. Gazeta „Morning Herald” z 1786 roku zamieściła wymianę zdań jaką odbył on z pewnym mężczyzną, który powątpiewał w to czy Izalina jest „kontenta z ich pożycia”. Nagabywany Boruwłaski prosił, aby „z równym szacunkiem odnosił się do jego możliwości jak i do swoich” i w końcu zdenerwowany odpowiedział „cokolwiek moja żona lub ja odpowiedzielibyśmy na ten temat, nie rozproszy to pańskich wątpliwości. Znam tylko jedną metodę, aby pana w pełni usatysfakcjonować. Powiedział pan, że jest pan żonaty, domyślam się, że pańska, żona jest piękna (gość potwierdził). A zatem pozwoli mi pan spędzić z nią noc, a już moja w tym głowa, by następnego ranka posiadła pełną wiedzę na temat dyskutowanych przez nas kwestii i mogła odpowiedzieć na wszystkie pana pytania”. Dobra odpowiedź! Potwierdza umiejętność Boruwłaskiego do dania jednocześnie celnej jak i eleganckiej riposty.

Spora cześć pierwszego wydania pamiętników Boruwłaskiego poświęcona jest Izalinie. Nie pojawia się ona już tak często w kolejnych zmienionych wydaniach, a w tym z 1820 roku prawie znika. Po latach odeszła, prawdopodobnie wróciła do Polski. Życie, które razem wiedli, było bardzo męczące i mało stabilne dla kobiety z dziećmi, często będącej w ciąży. Prawdopodobnie to zamążpójście nie było niestety jej marzeniem.  

fot. Wikimedia Commons

Mimo zjednywania sobie osób z możnego towarzystwa i przebywania w elitarnych kręgach życie takie nie odpowiadało także samemu Boruwłaskiemu. On również dążył do stabilizacji i dzięki swojemu uporowi – osiągnął ją. Za sprawą dochodów uzyskiwanych z subskrypcji, wielokrotnie wznawianych i uzupełnianych pamiętników, a także przy pomocy wpływowych osób zebrał niemałą kwotę, a uzyskane pieniądze zainwestował w rentę, która miała przynosić mu przyzwoity roczny dochód. I tu szczęście uśmiechnęło się do niego po raz kolejny. Kapitał powierzył majętnemu kupcowi z Durham, w zamian za dożywotnie wypłacanie określonej kwoty. Ten podjął się bardzo chętnie tego zadania, Boruwłaski miał już prawie siedemdziesiąt lat, kupiec liczył więc na jego w miarę szybkie odejście. Przeliczył się. Młodszy od swojego klienta o kilkanaście lat, był podobno już schorowanym starcem, gdy niziutki starszy pan ciągle cieszył się doskonałym zdrowiem. Wypłacane sumy przekroczyły kapitał i wypłacać musiały go jeszcze dzieci kupca. Boruwłaski mieszkał więc do końca życia w Durham w północnej Anglii, gdzie osiągnął to, do czego dążył przez całe życie. Miał skromny dom, ale z dużym księgozbiorem i stał się człowiekiem niezależnym materialnie. Nie był  już zabaweczka możnych, lecz został szanowanym członkiem lokalnej społeczności, również członkiem loży masońskiej. Był powszechnie podziwiany za pogodę ducha i poczucie humoru i często wspominany jako żartowniś, obdarzony chłopięcą wesołością. Chętnie też go wszędzie zapraszano i słuchano jego opowieści o podróżach, młodości spędzonej na monarszych dworach. Przed dziewięćdziesiątką redagował jeszcze ostatnie angielskie wydanie swoich pamiętników, co stało się przyczynkiem do ponownego zaproszenia go przed oblicze królewskie – tym razem na spotkanie króla Anglii Jerzego IV. I ten, jak każdy z królów wcześniej, był podobno oczarowany rozmową z Boruwłaskim, traktując go z wyjątkową serdecznością.

I tak oto, otoczony szacunkiem, dożył Boruwłaski prawie stu lat. A jak go wspominano! Przytoczę nekrolog, który ukazał się po jego śmierci w lokalnej gazecie – „W swojej rezydencji koło Prebend’s Bridge w ostatni wtorek, w wieku 99 lat zmarł hrabia Józef Boruwłaski, urodzony na Pokuciu na polskiej Ukrainie. Niezwykle mały wzrost, zaawansowany wiek i żywa inteligencja tego miłego gentelmana upoważniają, by uznać go za jednego z najosobliwszych dzieł natury. Zarówno długi pobyt w tym mieście, jak pogodny sposób bycia zdobyły mu liczne grono przyjaciół i bliskich, przez których ta strata będzie długo i szczerze opłakiwana”. Można się wzruszyć.

Józef Boruwłaski na trwałe wpisał się w historię miasta Durham. W ratuszu stoi jego pomnik naturalnych rozmiarów, wiszą portrety i gablotka z oryginalnym ubraniem, w którym wystąpił na audiencji u króla Jerzego IV. Pandemia pokrzyżowała mi plany, ale na pewno tam pojadę, by zobaczyć to wszystko na własne oczy.

A wracając do początku i moich inspiracji, dodam jeszcze, że patrząc na stronę tytułową angielskiego wydania pamiętników Boruwłaskiego, wiedząc o jego pogodnym usposobieniu, uporowi w dążeniu do celu, podróżach, spotkaniach z królami i niezwykle małym wzroście jestem przekonana, że J.J.R. Tolkien też co nieco o nim słyszał.

Wszystkie cytaty i przekłady pamiętników wzięłam z niezwykłej monografii Anny Grześkowiak-Karwicz pod tytułem „Zabaweczka”. Zainteresowanym polecam jeszcze dwie pozycje, w których pojawia się Józef Boruwłaski: Janusz Ryba, „Uwodzicielskie oblicze oświecenia” i Bożena Fabiani, „Niziołki, łokietki, Karlikowie”.

Zobacz także rozmowę z autorką:

WIĘCEJ

%d bloggers like this: