„Amok” to finał trzyczęściowego cyklu i zarazem dopełnienie mrocznej opowieści o odrzuceniu. I o traumach, jakie owo odrzucenie ze sobą niesie. Często tak bolesnych, że jedynym lekarstwem na nie staje się zadawanie innym bólu. A nawet śmierci – pisze Przemysław Poznański.

„Amok” jest trzecim tomem serii, stanowiącej de facto jedną spójną opowieść, w której zło dzieje się głównie – choć oczywiście nie tylko – za sprawą Jacka Lewickiego, mordercy i psychopaty, a zarazem demiurga, który po mistrzowsku manipuluje wszystkimi postaciami tego dramatu, samemu pozostając nieuchwytnym.
Kim jest Lewicki? Skąd bierze się jego zło? Przede wszystkim waśnie z odrzucenia i porzucenia, jest bowiem kimś, kto w dzieciństwie otrzymał zbyt dużo nadziei na to, że jego cierpienie zostanie przerwane. Nadziei, która ostatecznie – z winy dorosłych – została zawiedziona. Jest zatem skrzywdzonym dzieckiem, które na swój sposób wciąż tkwi gdzieś w zakamarkach umysłu dorosłego mężczyzny i szuka zadośćuczynienia za doznany niegdyś ból. Zadośćuczynienia, które dla niego może przybrać jedynie postać bezlitosnego rewanżu.
Sama relacja dziecko-dorosły, dziecko-rodzic, relacja toksyczna, zostanie tu zresztą wielokrotnie powtórzona, bo jeśli mówimy o „Amoku” jako powieści o odrzuceniu, to trzeba zauważyć, że dotknie tu ono nie tylko Lewickiego. Powtórzy się w pewnej relacji, gdzie efektem będzie śmierć dziecka, powróci echem w rodzinnych układach głównego męskiego bohatera serii komisarza Wilczyńskiego.
Punktem wyjścia trzeciego tomu jest zaginięcie policjantki, Sylwii Konopackiej. Kobieta znika pewnego wieczoru na warszawskim Starym Mieście i choć domyślamy się, a w zasadzie wiemy od początku, kto za tym stoi, to ślady znalezione przez policję w jej mieszkaniu jednoznacznie wskazują, że winny jest… komisarz Bruno Wilczyński – policjant bez reszty pogrążony w desperackim poszukiwaniu dowodów winy Lewickiego.
I choć Wilczyński niemal przez cały czas pozostaje krok za mordercą, to jest dla psychopaty przeciwnikiem ze wszech miar równorzędnym. Także z punktu widzenia konstrukcji postaci. Janiszewska daje nam bowiem bohatera, którzy balansuje na granicy dobra i zła. Bohatera, którego kompas moralny wydaje się co prawda właściwie wyregulowany, lecz nawet on w pewnej chwili pojmuje, że nadrzędne, ważniejsze może nawet od przestrzegania zasad moralnych, staje się powstrzymanie mordercy, bez względu na to, jakie trzeba będzie zastosować w tym celu metody.
Jeśli więc Wilczyński staje się jedynym z tych bohaterów, którzy pogrążają się w tytułowym amoku, to dlatego, że zatrzymanie morderczego planu będzie musiało dla niego oznaczać konieczność zanurzenia się w mroku, jaki roztacza wokół siebie psychopatyczny umysł.
Izabela Janiszewska pokazuje jednak w „Amoku”, że zło nie jest przypadkową aberracją, że dzieje się na każdym kroku. Doświadcza tego przyjaciółka Wilczyńskiego, dziennikarka Larysa Luboń, która – również wplątana w sprawę Lewickiego – tu bada także tajemnicę morderstwa bezdomnej kobiety na warszawskim Dworcu Centralnym. To dochodzenie doprowadzi ją do prawdy o okrucieństwie, rozgrywającym się w świecie pozornie idealnym. Do prawdy o tym, że mrocznych umysłów wcale nie trzeba daleko szukać.
Sam Jacek Lewicki w pewnym momencie przyrównuje swój misterny plan zemsty do wielkiej układanki domina, w której poruszenie pierwszej kostki pociąga za sobą nieunikniony upadek kolejnych. Ale taką misterną i konsekwentną układanką jest też cała seria Janiszewskiej, w której przewrócenie się ostatniej kostki jest jedyną możliwą konsekwencją tego, co rozpoczęło się we „Wrzasku” i rozgrywało w „Histerii”.
Bo Izabela Janiszewska „Amokiem” kończy serię z komisarzem Brunonem Wilczyńskim i dziennikarką Larysą Luboń w taki sposób, w jaki kończyć się powinna opowieść o złu, zakorzenionym w bezwzględnych, psychopatycznych umysłach – a więc bez taryfy ulgowej, bez szukania rozwiązań, które dawałyby złudną nadzieję. Bo przecież w tak skonstruowanym świecie nadzieja często musi okazać się złudna.
Izabela Janiszewska, Amok
Czwarta Strona Kryminału, Poznań 2021