recenzja

Usłyszcie krzyk dziewczynki, która milczy | Linda Boström Knausgård, Witajcie w Ameryce

„Rodzina światła”, rodzina ciemności. Pozornie normalny dom, w którym dochodzi do tragedii. W epicentrum emocji, tarć, kłótni i niedopowiedzeń ona – jedenastoletnia Ellen. Jak radzi sobie z traumą? Milczy. A jej milczenie mówi więcej niż krzyk – o „Witacie w Ameryce” Lindy Boström Knausgård piszą Edyta Niewińska i Małgorzata Żebrowska.

„Witajcie w Ameryce” to kolejna mocna powieść wydawnictwa Pauza. Jest to jedna z tych książek, którą czyta się szybko, bezproblemowo i płynnie, ale która uderza ze zdwojoną siłą już po lekturze. Główna bohaterka, jedenastoletnia dziewczynka, po samobójczej śmierci ojca przestaje mówić. Matka – aktorka, skupiona na sobie i swojej karierze, troszczy się o dzieci, jak potrafi. Starszy brat Ellen ma skłonności do przemocy i często ją dręczy. Ellen ma wyrzuty sumienia wobec ojca, któremu wielokrotnie życzyła śmierci. Uważa, że umarł przez nią. Dziewczynka postanawia zamilknąć. Wokół jej milczenia oraz bólu koncentruje się fabuła całej tej krótkiej powieści, a czytelnik poznaje kolejne karty życia tej nieszczęśliwej rodziny, które odsłania przed nim milcząca Ellen.

Rodzina

Żebrowska: Wiele lat temu Tołstoj napisał, że „wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”*. Możemy zatem założyć, że nieszczęśliwa rodzina stanowi niewyczerpywalne źródło pisarskich inspiracji. W tej powieści główną bohaterką jest dziewczynka, ale podstawowym tematem do rozważań i refleksji czytelniczych – właśnie rodzina. Jaka jest jej funkcja? Co się dzieje, gdy małemu dziecku odbiera się podstawowe poczucie bezpieczeństwa? Czy można zapobiec traumie, w wyniku której dziecko postanawia milczeć?

W powieści nie mamy typowych obrazów przemocy. Wręcz przeciwnie, jest to nad wyraz subtelna historia, w której nie padają brzydkie słowa, a pisarka oszczędza nam brzydkich obrazków. Mimo to – a może dlatego właśnie – rodzina małej Ellen wydaje się nad wyraz okrutna. Nieczułość i ślepota na krzywdę dziecka, połączone z faktem, że ono milczy, to tak samo bolesna mieszanka jak krzyk i przemoc fizyczna – to druga strona tego samego medalu.

Niewińska: Autorka w teście zawiera kilka ważnych tropów, które łatwo mogą umknąć uwadze czytelników. Bo czy przemoc ojca wobec córki była dosłowna? Czy była ukierunkowana na córkę? Na kobiety? Czy brat tak naprawdę ją dręczy, czy może to projekcja traumy dziewczynki? Sytuacja, wbrew pozorom, wcale nie jest klarowna. Historię odczytujemy z perspektywy dziewczynki, która jest narratorką. Poznajemy ją w momencie, kiedy dziecko, przeładowane traumą i nieumiejętnością radzenia sobie z nią, zaczyna sobie pewne rzeczy wyobrażać i na nowo je interpretować. Nie podważam tego, w jaki sposób sobie radzi, a raczej nie radzi z sytuacją. Dla mnie to historia o tym, że przemoc w rodzinie zawsze wymaga przepracowania tematu ze specjalistą. Wszyscy doznali przemocy ze strony ojca – człowieka, który z zasady nie był agresywny, ale chory. To go nie usprawiedliwia, rzecz jasna, ale pokazuje niewydolność systemu, w którym funkcjonuje rodzina. Systemu, którego zadaniem jest ochrona tej i wielu innych rodzin przed agresją. I jest to, niestety, powszechna sytuacja, bardzo dobrze znana w Polsce.

Nasze czytelnicze spojrzenie skierowane jest na najmłodszego członka rodziny, córkę. Ale co w związku z tym przeżywa żona dręczyciela? Jaki model męskości i ojcostwa otrzymał jego syn? Próbuję wysnuć odpowiedzi na te pytania z historii Ellen, szukam tropów, subtelnych znaków. I je znajduję. Wszyscy w tej rodzinie są okaleczeni. Każdy radzi sobie na swój sposób. I nie da się ukryć, że Ellen potrzebuje pomocy i jej nie otrzymuje. Bo trudno, żeby otrzymała pomoc, skoro odmawia komunikowania się ze światem, nie tylko poprzez milczenie. Nikt nie wie, co dzieje się w jej głowie. Nikt bliskich nie wie, co przeżywa. A ona odrzuca pomoc, pogrążając się w snach na jawie. Obiecany “specjalista” nie pojawia się w tej historii. Czuję żal, że matka Ellen odpuściła sobie poszukiwanie pomocy na zewnątrz. Czuję żal, że dorośli zostawiają dziecko samemu sobie. To nasza odpowiedzialność, troska o najsłabszych. Słabość to nigdy nie jest wina dziecka.

Przemoc

Żebrowska: Wiemy z relacji dziewczynki, że w rodzinie często dochodziło do przemocy. Zmagający się z własnymi demonami, chory psychicznie ojciec, bardzo cierpiał. Był leczony psychiatrycznie, gnębił swoją żonę i dzieci. Działo się tam wiele tragicznych historii. Matka próbowała go ratować przed samym sobą, wchodząc w mechanizm współuzależnienia. Dzieci, swoją pierwotną wrażliwością, odbierały wydarzenia wielokrotnie bardziej emocjonalnie, raniąc siebie wzajemnie. Po śmierci ojca „wszystko wróciło do normy”, jednak ślady przemocy są trwałe. I nie da się przejść nad nią do porządku dziennego. Każdy, na swój sposób, przeżywa traumę. Mała dziewczynka milczy, próbując pomieścić w sobie emocje. Czy naprawdę nikt nie może jej pomóc? Tragiczne jest to, że w wysoko rozwiniętym społeczeństwie zostawia się cierpiące dziecko samemu sobie.

Niewińska: Czy to nie jest pokłosie tego, że we współczesnym świecie “wszyscy musimy sobie radzić”? Zarówno na rynku pracy, jak i w życiu osobistym. Tak samo dorośli, jak i dzieci. A jak sobie nie radzimy, to należy głosić się do specjalisty. Łatwo powiedzieć, ale jak ma to zrobić dziecko?

Zauważ, że w tej rodzinie nie ma ciotek, kuzynów, dziadków. Nikt nie ma przyjaciół. To trzyosobowa rodzina otorbiona traumą, zamknięta jak w pułapce w swoim wielkim, sześciopokojowym apartamencie. Każdy z nich zamyka się w swoim pokoju, gdzie nie ma wstępu dla innych. Łączą ich tylko wspólne posiłki. Co ogólnie stawia pytanie o to, w jaki sposób ta rodzina spełnia się jako mikro społeczność. Z relacji Ellen wnioskujemy, że nic się tam nie sprawdza. A zatem co sprawiło, że nie mają kontaktu z resztą rodziny? Co sprawiło, że reszta rodziny się o ten kontakt nie upomina? Brakuje mi tej perspektywy, która dopełniła by obrazu całości. Dlatego w dużej mierze czytam tę powieść jako metaforę, ale także jako możliwość wejścia w rolę dziecka i zapoznania się z jego perspektywą. Widząc świat w perspektywy Ellen widzę jego wyrywki, tylko to, co ona chce widzieć. Jako dorosła widzę też, co w jej postrzeganiu życia nie jest realne, a wyobrażone. Inaczej jednak widzę jej matkę, jej brata – nie przez lustro cierpienia skrzywdzonej dziewczynki. Widzę ich starania i troskę. I wiem, że to nie wystarcza. Wiem, że to niczego nie zmieni. Bo tu potrzeba innych rozwiązań. Sama więź rodzinna nie wystarczy.

Opór

Żebrowska: Podziwiam niezależność małej Ellen. Stawia opór w dostępny dla siebie sposób. Jej milczenie jest w istocie krzykiem. Jest nawet bardziej przejmujące niż krzyk, bo nikt nie ma pojęcia, o czym myśli dziewczynka. Nikt nie wie, jakie obrazy ma w głowie, jakie uczucia przeżywa. Milczeniem chroni siebie i swoje marzenie o śmierci. Milczeniem buntuje się, wyraża opór, protestuje. Rzadko się zdarza, bym tak bardzo solidaryzowała się z bohaterką. Przypominają mi się jednak wszystkie emocje, których nie wyraziłam. Uświadomiłam sobie, jak często milczymy, krzycząc „do środka”. I jak bardzo nas to niszczy. Jedenastoletnia dziewczynka jeszcze nie wie, że robi sobie krzywdę. Szkoda, że nie wiedzą tego najbliżsi. Może nie chcą wiedzieć?

Niewińska: Masz rację, może nie chcą wiedzieć. Może to ich przerasta, bo sami muszą radzić sobie z własnym życiem. Może bycie domowym terapeutą dla skrzywdzonej córki, siostry to dla nich za dużo. Bo przecież troski nie można im odmówić. Ale troska, a nawet miłość, w tej sytuacji nie wystarczą. Tu potrzeba innej formy wsparcia. I rozczarowuje mnie, że nauczycielka Ellen czuje się bezradna, a dyrektor szkoły poprzestaje na rozmowie z matką dziewczynki, która stwierdza, że “jej przejdzie”. Rozumiem, że matka w ten sposób próbuje córkę ochronić przed kolejną traumą. Ale nie dowiaduję się niczego o jej motywacji do takiej decyzji – czy jest rozczarowana, bo instytucja szpitala psychiatrycznego, której zadaniem było ochronić rodzinę przed przemocą ze strony ojca, całkowicie zawiodła? Czy boi się? Czy zwyczajnie ignoruje milczenie córki, zakładając, że to nic poważnego? Oczywiście trudno o odpowiedzi na te pytania w powieści opowiedzianej z punktu widzenia dziecka, ale autorka mogła nam dać jakąś subtelną odpowiedź. Wiele innych tropów i podpowiedzi udało jej się świetnie zawrzeć w tym tekście.

Język

Żebrowska: Kolejny raz rozpływam się nad zaletami języka skandynawskiej pisarki. Pozornie chłodny, jest nośnikiem wielu emocji. Bohaterka nie prosi o litość ani współczucie, opisując swoją rzeczywistość dziecięcym, nieco naiwnym językiem. Dzięki jej autentyczności, jej żywej, prawdziwej miłości do rodziców i brata jeszcze bardziej uświadamiamy sobie jej tragedię i samotność. Język, dziecięco-naiwny, pozornie prosty trafia do nas, często przywołując nasze własne, smutne wspomnienia. Siłą tej powieści jest oszczędność środków wyrazu, najbardziej dobitnie wyrażona w milczeniu, które krzyczy.

Niewińska: Fascynuje mnie perspektywa dziecka, z jakiej została opowiedziana ta historia. Porusza mnie wrażliwość tej dziewczynki, porusza mnie jej niemy krzyk o pomoc. Uwielbiam autorów, którzy potrafią pisać tak, żebym mogła poczuć się głównym bohaterem powieści. Tak też się dzieje tutaj. Sprawia to język, ale także kunszt i wyczucie autorki. Nawet przez chwilę nie posuwa się za daleko, jest wiarygodna, buduje sylwetkę osobowości zranionej, na swój sposób radzącej sobie z traumą. To książka mocna, ważna i zarazem okrutnie smutna.

Linda Boström Knausgård, Witajcie w Ameryce (Välkommen till Amerika)
Tłumaczenie: Dominika Górecka
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2020

* Lew Tołstoj, Anna Karenina

%d bloggers like this: