Jeśli Agnieszka Jeż używa w „Szańcu” motywu „zamkniętego pokoju”, to tylko po to, by uwypuklić w ten sposób zatęchłą atmosferę układów, zawzięcie chroniących tych, którzy popełniają zło.

Autorka korzysta świadomie z tego motywu, tak lubianego przez Agathę Christie i to na wielu poziomach. Mamy tu więc nie tylko zaszyty w mazurskiej głuszy kompleks hotelowy „Szaniec”, odcięty od świata ośrodek wypoczynkowy, do którego zjeżdżają uczestnicy elitarnego wypadu ni to surwiwalowego, ni coachingowego, oferującego za niemałe pieniądze możliwość „zajrzenia w głąb siebie, mamy też konkretne pomieszczenie, hotelową jadalnię, w której zgromadzonych zostaje siedmioro osób, z których każde może zostać oskarżone o zabójstwo. Mamy w końcu samych bohaterów zamkniętych nie tylko fizycznie, ale i w swoich traumach, kompleksach, bólach.
Ofiarą jest ósmy uczestnik ekskluzywnego wyjazdu „za miasto”. Starszy, powszechnie szanowany ksiądz dziekan nad ranem zostaje znaleziony w swoim łóżku. Nic nie wskazywałoby na morderstwo, gdyby nie leżąca na stoliku nocnym kartka z cytatem z Biblii, mówiącym o zemście. Za co? Tego domyślać możemy się już po przeczytaniu prologu i nie będzie to dla nas wielkim zaskoczeniem. Rzecz jednak w tym, że wiedza o popełnionym złu, a udowodnienie go – oraz powiązanie śmierci duchownego z potencjalnym zabójcą – to zupełnie różne sprawy.
Na miejscu zjawiają się śledczy z Giżycka – komisarz Janusz Kosoń, glina przed emeryturą, i sierżant Wiera Jezierska. Ta ostatnia jest zdecydowanie jedną z ciekawszych postaci polskiego kryminału ostatnich lat. Zahukana, sama tkwi bowiem w zamkniętym pokoju – a może nawet okopach – własnych kompleksów, gdzie toczy pogardliwe wobec siebie monologi. Jednak jest ona jednocześnie policjantką zdeterminowaną, by jak najszybciej znaleźć winnych i wymierzyć sprawiedliwość. Jej brak wiary we własne umiejętności – cynicznie wykorzystywany przez oponentów (jak choćby w scenie, gdy jej pytania spotykają się z uprzejmą sugestią, że dalsza rozmowa powinna być prowadzona przez kogoś wyższego stopniem) – nie pomoże w zderzeniu z machiną, która w jednej chwili zostaje wytoczona przeciw niej i całemu dochodzeniu. Nic dziwnego – są tacy, którzy uważają, że nie każda prawda musi ujrzeć światło dzienne.
Jezierska i Kosoń zderzają się więc ze ścianą największego z pokoi, a zarazem najbardziej dusznego, zatęchłego, zbudowanego z sieci układów, wzajemnych powiązań, zależności i przysług – zarówno tych lokalnych, jak i sięgających znacznie dalej i wyżej, na sam szczyt. Policjanci i nadzorująca śledztwo prokurator doświadczają tego tym bardziej, im więcej faktów wychodzi na jaw podczas przesłuchań uczestników wyjazdu. Każda z osób ma bowiem do opowiedzenia pewną historię, która z pozoru oderwana od sprawy, prędzej czy później rzuca na nią nowe światło. Ich weryfikacja zbliża śledczych do prawdy, ale i do miejsca, gdzie natrafić mogą na niemożliwy do przekroczenia szaniec.
Wszystko to umieszcza dodatkowo Agnieszka Jeż na istotnym dla fabuły tle skomplikowanej powojennej historii, szczególnie historii Ziem Odzyskanych i dramatycznych losów powojennych sierot. To tylko pomaga doskonale skrojonej intrydze, która od klasycznej w formie opowieści rodem z Agathy Christie ewoluuje w zupełnie nieprzewidywalne, niespodziewane rejony, aż po zakończenie, które, jak czujemy, nie powinno się zdarzyć.
Agnieszka Jeż, Szaniec
Burda Książki, Warszawa 2020