recenzja

Nigeryjska Balladyna | Oyinkan Braithwaite, Moja siostra morduje seryjnie

Wydawało wam się, że historia Balladyny to tylko wymyślona baśń? Błąd, to historia wzięta z życia, która nawet dzisiaj ma swój ciąg dalszy. Oyinkan Braithwaite w powieści „Moja siostra morduje seryjnie” brawurowo dociera do serc i motywacji sióstr, odkrywając przed nami rodzinny dramat, którego skutki zdają się nie mieć końca.

Siostry Korede i Ayoola po śmierci ojca zamieszkują dużą rezydencję, dzieloną razem z matką. Korede pracuje w prywatnym szpitalu, Ayoola zaś, młodsza siostra, jest zjawiskowo piękną młodą kobietą, uwodzącą bez umiaru podatnych na jej urok mężczyzn. Kiedy Ayoola zaczyna spotykać się z Tade, w którym skrycie kocha się Korede, zaczynają się problemy. Wychodzi też na jaw tragiczna rodzinna tajemnica.

Korede skrywa sekret – jej siostra morduje mężczyzn, z którymi się spotyka. Nie, to nie jest spoiler – dowiadujemy się tego z tytułu, a jeśli komuś mało, to także z pierwszej sceny książki. Precyzyjna, chłodna narracja, pozbawiona zbędnych ozdobników, wciąga od pierwszych słów w świat dylematu moralnego nigeryjskich sióstr. Akcja rozgrywa się w Lagos, ale równie dobrze moglibyśmy obserwować życie zamożnej klasy średniej w każdym innym kraju.

Od pierwszych słów rozumiemy, że dylemat Korede, która chroni siostrę, pomagając jej pozbyć się śladów zbrodni, to nie jest zwykła opowiastka ku rozrywce czytającego. Na psychice starszej siostry morderstwa odciskają największe piętno. Ayoola wydaje się pozbawiona uczuć, jakby działała w amoku, z konieczności wyższej, co do czego Korede ma spore wątpliwości. Ale tak trudno jest wyplątać się z opiekuńczej roli, którą starsza siostra przyjęła na siebie wiele lat temu. Dlaczego tak się stało i w jakich okolicznościach? Przeszłość rodziny poznajemy w kolejnych odsłonach, aż do samego niemal końca powieści. Tak, to misternie skonstruowana proza psychologiczna, która trzyma w napięciu do ostatniego akapitu.

Choć jest to historia o skomplikowanych relacjach rodzinnych, jest to jednak przede wszystkim uniwersalna opowieść o piekle kobiet. O tym, w jakich rolach ustawia je patriarchat i czego od nich oczekuje. O tym, jak kobiety próbują wywiązać się z tych powinności, walcząc przy tym na każdym kroku o autonomię. Ta walka o niezależność to walka o duszę, o sprawczości, o bycie sobą poza systemem społecznych układów. Trudna dla kobiety w każdym wieku.

Korede staje się naszą przewodniczką po intymnym świecie kobiet, sióstr połączonych zbrodnią już na zawsze. To nam zwierza się ze swoich rozterek, to na naszych oczach popełnia błędy i stara się je zatuszować. To w naszej obecności, milczących świadków, nieustannie próbuje sklejać życie rozpadające się na kawałki. Czy sama czymś zawiniła, czy skazała siebie na taki los? Jest przecież ta scena, w której być może dostajemy odpowiedź. Dla jednych odpowiedź będzie brzmiała „tak”, dla innych „mój boże, nie!”. Bo tu nie ma czarno-białych sytuacji. Tak jak w życiu.

Jest też oczywiście miłość. A nawet wiele miłości, bo przecież każda jest inna. Czy miłość wygra z obowiązkiem? Czy miłość wygra z odpowiedzialnością? Czy miłość, w świecie, w którym trzeba strzec tajemnic, ma w ogóle szanse istnieć naprawdę? A może to nie miłość, może to tylko tęsknota i stworzona przez nią iluzja. Wymarzony mężczyzna okazuje się być taki sam jak setki innych – małostkowy, goniący za iluzją, przekonany o swojej mocy i sprawczości. Ignorujący miłość starszej siostry, goniący za tą młodszą. Uciekający się do emocjonalnego szantażu, żeby osiągnąć swój cel. Jest też przyjaźń. Czy naprawdę jest? Ktoś, kto na początku był tylko słuchaczem wylewanych szczerze żali, a potem stał się bliski, staje się nagle zagrożeniem. Ten, który był pokorny, nagle odzyskuje głos i wyraża własne opinie. Oferuje przecież pomoc, którą Korede odrzuca w imię siostrzanej, trudnej, skomplikowanej miłości po to tylko, żeby wrócić do świata pełnego nieustannego zagrożenia i dotkliwej samotności.

A siostry? Można oczywiście czytać tę historię przez pryzmat klasycznej opowieści o tej starszej i brzydkiej, która wychowała młodszą, przejmując za nią odpowiedzialność, co w pewnym sensie ukształtowało na zawsze życie ich obu, oraz o tej młodszej, pięknej, pozbawionej skrupułów, której wszystko wolno, bo zawsze po niej posprząta ta starsza. Można do tego dodać matkę, zniszczoną psychicznie przed demonicznego ojca, niezdolną do wychowania i ochrony córek. Można z tym przekonaniem zamknąć tę książkę na ostatniej stronie. Można, ale nie warto, bo w tej powieści autorka zawarła dużo więcej, niż tylko klasyczną historię przemocy rodzinnej opartej na tradycji. Takich historii znamy aż za wiele.

„Moja siostra morduje seryjnie” rozsadza od środka ten znany aż za dobrze schemat. Bo czyż nie jest tak, że w nigeryjskiej wersji opowieści Balladyna, za sprawą jednego okrutnego czynu, stwarza swoją bardziej udaną wersję, całkowicie pozbawioną skrupułów i moralnych dylematów? Nie opuszcza mnie ta myśl po lekturze powieści Braithawaite. Kto tu jest tak naprawdę zbrodniarzem? Mężczyźni czy kobiety? Starsza siostra czy młodsza siostra? Jedno okazuje się jasne – przemoc zawsze rodzi przemoc. Nic się w tym temacie od wieków nie zmienia.

Oyinkan Braithwaite, Moja siostra morduje seryjnie (My Sister, the Serial Killer)
Tłumaczenie Maciejka Mazan
Świat Książki, Warszawa 2020

%d bloggers like this: