recenzja

Człowiek zagubiony | Søren Gauger, Rzeczy niewysłowione

Chcę traktować „Rzeczy niewysłowione” Sørena Gaugera jako przypowieść. O człowieku zagubionym w dżungli swoich wyobrażeń, mrzonek, schematów. Człowieku-trybiku wykonującym bezmyślnie zlecone mu zadania, bezrefleksyjnym, usatysfakcjonowanym osiągnięciem celu, a nie tego celu zrozumieniem. A mówiąc „człowiek” mam tak naprawdę na myśli nasz portret zbiorowy.

Nic, co się tu dzieje, nie musi się dziać naprawdę. Ale nawet jeśli odczytamy „Rzeczy niewysłowione” jako relację z rzeczywistej wyprawy małej grupy antropologów w najdziksze rejony dżungli, to i tak nie zmieni to faktu, że to co istotne, nie rozgrywa się tu w warstwie mniej lub bardziej prawdopodobnych zdarzeń, lecz w sferze możliwie najbardziej od zdarzeń oderwanej.

Zacznijmy od tego, że co by nie zostało tu opowiedziane, w co byśmy nie uwierzyli, podlega i tak wcześniej przefiltrowaniu przez subiektywny odbiór rzeczywistości pierwszoosobowego narratora, któremu możemy, lecz nie musimy ufać. Choćby już tylko w ten sposób, w warstwie snutej opowieści, odbiór „Rzeczy niewysłowionych” nie jest jednoznaczny. Bo czy wydarzyło się (albo wydaje się, że się wydarzyło) to, co zostało opowiedziane?

Narrator przekonuje nas, że się wydarzyło. I to jak! Robi wszystko, żebyśmy go słuchali z rozchylonymi ustami, mami nas, podszywa historię pełnym niewymuszonej ironii humorem, wybiera dla opisania swoich „towarzyszy zdarzeń” wygodne dla nas stereotypy, które przyjmujemy z uśmiechem. A przecież jednocześnie szatkuje swą opowieść, snuje ją nielinearnie, przerywa nawracającymi motywami, niczym refrenami. Z jednej strony ten zabieg ma nas wciągnąć w historię, skoro poznajemy ją od co smaczniejszych kawałków, z drugiej strony sugeruje jednak być może chaotyczne sięganie przez narratora do zasobów pamięci, a nawet wymyślanie na poczekaniu wygodnych elementów całości, które mają się złożyć – i, o czym jesteśmy przekonani, złożą – w zgrabnie ukutą gawędę.

Nie ma przy tym w owym dobieraniu dowolnych elementów zdarzeń miejsca na niedopowiedzenia, uproszczenia, nieścisłości – wręcz przeciwnie: to konstrukcyjny majstersztyk Sørena Gaugera, który w warstwie czysto fabularnej składa się ostatecznie – gdy już dobierzemy wszystkie puzzle – w historię dającą się logicznie streścić. Oto mamy – trochę jak w dowcipie – nieznających się wcześniej Brytyjczyka (narrator), Meksykanina, Rosjanina, Japończyka i Tunezyjczyka, a także nie końca dopowiedzianą figurę Chińczyka, których zawodowe sprawy rzucają w jedno miejsce i czas. Jest i Amerykanin – siła sprawcza, szef, zleceniodawca. Ich zadanie to zbadać zapomniane przez cywilizację plemię i opisać jego codzienność. Zderzenie badaczy z nieskażonym światem okaże się jednak dalekie od ich wyobrażeń.

Bo oczywiście możemy powieść odczytywać już tutaj, w tym momencie, jako pełną wyrzutu refleksję nad kondycją współczesnej cywilizacji, bezrefleksyjnej w narzucaniu innym swoich wartości, zakażaniu tym, co w istocie jest formą umysłowego marazmu i duchowej inercji.

Ale właśnie dlatego że dostajemy opowieść tak zgrabną, tak również dopracowaną językowo, literacko, a przy tym poruszającą w swoim przesłaniu, to być może nie powinniśmy zawartym w niej słowom do końca ufać. Może powinniśmy szukać jeszcze innego zrozumienia tej prozy. Gauger kpi sobie wszak z dosłowności, naigrawa się z niej, podszywa opowieść groteską, absurdem. Każe nam więc raczej sięgnąć do sfery „niewysłowionej”, do tego, co w tej prozie ukryte pod powierzchnią liter, słów i zdań, pod warstwą fabuły.

A wtedy pojawia się niepokój. Niepokój związany z naszą własną kondycją umysłową i moralną – tak zbiorczą jak indywidulaną. Dlatego chcę traktować „Rzeczy niewysłowione” jako przypowieść. O człowieku zagubionym w dżungli swoich wyobrażeń, mrzonek, schematów. Człowieku-trybiku wykonującym bezmyślnie zlecone mu zadania, bezrefleksyjnym, usatysfakcjonowanym osiągnięciem celu, a nie tego celu zrozumieniem. W końcu człowieku okrutnym – nie tak naprawdę w sposób spektakularny (wyraziste okrucieństwo zawarte w powieści to wszak kolejny przejaw groteski), lecz w najprostszy z możliwych sposobów, a wyrażającym się zwykłym, codziennym egocentryzmem. A mówiąc „człowiek” mam tak naprawdę na myśli nasz portret zbiorowy.

Søren Gauger, Rzeczy niewysłowione
Nisza, Warszawa 2020

%d bloggers like this: