felieton seriale

Trzaskanie oficerek, czyli Rzesza wygrała wojnę | Felieton Anny Fryczkowskiej

Według wielu badaczy żyjemy obecnie w najlepszym dla Ziemi okresie. Nigdy jeszcze ludzkości nie było tak dobrze, bowiem nigdy nie było na świecie tak wielu osób w miarę zdrowych, w miarę najedzonych, w miarę bezpiecznych, w miarę wykształconych i w miarę cieszących się wolnościami obywatelskimi. Te zdobycze są nietrwałe, słychać już przecież trzeszczenie tego świata, ale nacieszmy się nim, zanim do reszty popęka. W takim cieszeniu się tym, co mamy, może nam pomóc sugestywna wizja świata alternatywnego, fascynująco ukazana w serialu Człowiek z Wysokiego Zamku.

Wkraczamy tu w świat lat 60. ubiegłego wieku w USA, ale nie jest to świat, jaki znamy, bo tutaj drugą wojnę światową wygrali nie alianci, lecz państwa osi, czyli Niemcy razem z Japonią i Włochami. W związku z tym jest ponuro, szaro i sepiowo, najbardziej żywe kolorystycznie są swastyki w czerwonych obramowaniach na białym tle i czyste twarze nazistowskiej młodzieży. Ludzie witają się wdzięcznym „Heil Hitler” lub japońskim głębokim ukłonem, portret Hitlera lub cesarza Japonii wisi zresztą w każdym budynku publicznym. Stany Zjednoczone Ameryki podzielono na trzy, równie nieszczęśliwe części, które cierpią a to pod japońskim butem, a to pod nazistowskimi oficerkami, a to z powodu bezprawia, bo w strefie neutralnej, gdzie nie ma okupacji, nie działają też żadni stróże prawa poza samozwańczymi. W Berlinie ciągle krążą plotki o rychłej śmierci Hitlera, ale na razie Fuhrer ma się dobrze, naziści rządzą światem, narzucają nowy, jedynie słuszny ład, stukają obcasami i wierzą w wieczną Rzeszę. Japończycy w swojej strefie czują się nieco mniej komfortowo – słabsi militarnie, odmienni kulturowo od głównych zwycięzców, moszczą się na terenach podbitych, ale nie ufają Rzeszy, która najwyraźniej nadal ostrzy sobie pazury na resztę świata.

W tych to czasach, mało szczęśliwych dla członków narodów podbitych, śledzimy losy kilku postaci. Po pierwsze – pary młodych ludzi. Juliana uczy aikido i trwa w niechętnym podziwie dla japońskiej kultury, Frank – niezrealizowany artysta (narody podbite nie mają pozwolenia na własną sztukę współczesną) pracuje w warsztacie wytwarzającym podrabiane antyczne militaria. Z Amerykanów mamy jeszcze antykwariusza Roberta Childana, który zupełnie szczerze uznaje wyższość kultury japońskiej, co jest podwójnie ironiczne, bo dla zarobku handluje artefaktami wymarłej już kultury Ameryki – coltami, komiksami z Myszką Miki i wisiorami indiańskich wodzów. Te gadżety stały się bardzo modne wśród japońskiej klasy urzędniczej, któtra napływa tłumnie do podbitych stanów USA.

Są też Amerykanie, którzy wierzą w nazizm bardziej niż niejeden Niemiec z urodzenia. Na przykład niejaki John Smith, wysoko postawiony nazista z Nowego Jorku. Gdy skończy już pracę polegającą na wymuszaniu zeznań, szantażowaniu i rozstrzeliwaniu, wraca do czystego domu, gdzie czeka jego zadbana, nazistowska żona i trójka dzieci zaangażowanych mocno w Hitlerjugend. Wszyscy mocno wierzą w Rzeszę i fuhrera, przez co, już niedługo, staną się jednymi z najtragiczniejszych bohaterów tej niejednoznacznej opowieści.

Są też Japończycy, z panem Tagomim, ministrem handlu, na czele. Ten melancholijny zwolennik medytacji w ostatniej wojnie stracił żonę i syna. W życiu kieruje się wskazaniami starożytnej księgi I Ching, z której wróży rzucając łodyżki krwawnika. Nie do końca jednak rozumie jej niejednoznaczne komunikaty, bo Księga uparcie mówi mu o innej rzeczywistosci, która drzemie gdzieś pod powierzchnią tej, którą znają.

Wśród nich wszystkich krążą niezwykłe filmy wyglądające jak dokumenty z kroniki filmowej, z tym jednak, że opowiadają one o świecie, w którym Niemcy wespół z Włochami i Japonią jednak wojnę przegrały. Filmy te oczywiście są zakazane, i oczywiście budzą najżywsze emocje, a ruch oporu z powodzeniem zajmuje się ich dystrybucją. Ich nieformalnym fanem jest sam Führer, który ogląda je w swoim berlińskim zaciszu i wiele byśmy dali, by się dowiedzieć, co o nich myśli. Przy całej grozie życia pod okupacją, przy całej wzniosłości i obrzydliwości nazistowskich rytuałów, ludzie żyją nieco siłą rozpędu, z nadzieją nie wiadomo na co, porusza ich odrobinę przeczucie, że może jest coś obok. Jakiś fajniejszy świat.

No więc tym fajniejszym światem jesteśmy my, to za naszą rzeczywistością tęsknią bohaterowie, to przeczuwając nasze realia miotają się w swoich. Warto pamiętać, że choć nasz świat niepokojąco trzeszczy, to jednak mogło być jeszcze gorzej.

PS. Nie muszę oczywiście dodawać, że serial jest swobodną adaptacją świetnej powieści Philipa K. Dicka „Człowiek z Wysokiego Zamku”. Powieściowe uniwersum w serialu znacznie się rozszerzyło, historia wydłużyła, a bohaterowie rozmnożyli i pogłębili. Ale sądzę, że Philip K. Dick doceniłby tę klimatyczną opowieść, która wciąga jak grząskie, egzotyczne, alternatywne bagno.

#Fryczkowskawodcinkach

%d bloggers like this: