#Fryczkowskawodcinkach Polityka fajnie się sprzedaje i superciekawie pokazuje na ekranie, chyba że się jest Patrykiem Vegą, wtedy nie. Ale mówimy teraz o amerykańskim, całkiem nowiutkim serialu Wybory Paytona Hobarta, po angielsku zwanym bezpretensjonalnie The Politician, czyli po prostu Polityk.

Seriale się teraz wybiera trochę jak lektury – po autorach. Gdy wśród twórców widzę Ryana Murphy’ego i Brada Falchuka, którzy we dwóch skonstruowali takie serialowe boskości jak Glee, American Horror Story czy Królowe krzyku, to biorę serial w ciemno. Jak oni umieją opowiadać, bawić się formą, przemycając jednocześnie rzeczy poważniejsze i całkiem poważne, ale opakowane w kolorki w stylu Wesa Andersona, przez co raczej bawią i interesują, a nie załamują. Bawią się i tym razem, bo akcja co chwila obraca się na pięcie, by iść w zupełnie inną stronę. Przez to nie mogę za dużo zdradzać z treści, bo spojlery czyhają co chwila. Powiem tyle:
Otóż Payton Hobart, uczeń amerykańskiej szkoły średniej, ma już plan na życie: chce zostać prezydentem USA. Zabiera się do tego wcześnie acz fachowo: wybrał sobie dwuosobowy sztab oraz przyszłą First Lady, ma ambicje, wygląd, elokwencję, jego rodzina ma pieniądze, a on ma gwarantowany wstęp na Harvard – uczelnię, którą skończyła większość współczesnych prezydentów USA. Ma też, coś, co obok pieniędzy jest pewnie najważniejsze w polityce, czyli mnóstwo bezczelności zwanej przez życzliwszych niezachwianą wiarą w siebie.
Wybór na na przewodniczącego szkoły ma być jego pierwszym krokiem w górę. Bo on chce wygrywać i rządzić, takie właśnie ma marzenie na całe życie, a jego sztab ma marzenie być sztabem zwycięskiego kandydata, a jego dziewczyna ma marzenie być First Lady.
Sztab? First Lady? No cóż, jak wiadomo, kampania wyborcza to praca zespołowa – trzeba dbać i o program, i o sojuszników, i o nieskazitelny obraz polityka, i o wyborców. To wszystko trochę przedstawienie robione przez fachowców, więc jeden człowiek go nie uniesie. Co powinien nieść ten jeden człowiek, to pewną dozę szczerości i coś jeszcze poza czystą żądzą władzy, co możemy nazwać kompasem moralnym, charyzmą, a możemy też wcale nie nazywać. Czy Payton to ma? Na razie widzimy głównie jego ambicje.
Wybory przewodniczącego w szkole średniej w USA nie tylko dla kandydatów są wielką lekcją demokracji, w kampanii uczestniczy cała szkoła, czytając ulotki, chodząc na mityngi, biorąc udział w akcjach i stając w kolejkach do urn wyborczych. Potem pilnuje, by wybrani spełniali obietnice wyborcze. Zastanawiam się, ilu z naszych polityków brało udział w podobnych zawodach w szkołach? No cóż, u mnie w szkole rzecz wyglądała raczej tak:
– Zostało nam 5 minut lekcji wychowawczej, więc wybierzcie szybko przewodniczącego klasy.
Podejrzewam, że i u was mogło być podobnie, bo przecież skądś się ten nikły odsetek głosujących u nas bierze, być może właśnie z takiego lekceważenia już na wstępie.
Jest tu też, w te całe polityczne wyścigi, wpleciony wątek tak zwanego „zwykłego wyborcy”, najzabawniejszy, najbardziej gorzki, najprawdziwszy może w tym całym serialu, choć przecież i poza tym prawdziwości odmówić mu nie można. Odcinek o zwykłym wyborcy, skupionym głównie na hormonach, nie na kampanii, rządzi!
Odchodząc od polityki, bo przecież nie tylko o tym jest ten serial, mamy tu cudownie wpleciony w całość wątek nie do końca określonej seksualności Paytona, czy też nie komentowaną ani słowem nieokreśloną płciowość Jamesa, przewodniczącego sztabu. Seksualność jest w tym serialu po prostu cechą jak każda inna, a nie fundamentalnym problemem, wieczystą naszywką, potwornym grzechem jak u nas.
Wśród wielu znakomitych, znanych i mniej znanych aktorów, pojawia się tu również Jessica Lange, która za młodu grywała mdłe, ładne blondynki (począwszy od jej debiutu, gdy była ukochaną King Konga spoczywającą wdzięcznie w jego wielkim łapsku). Sporo po pięćdziesiątce została na nowo odkryta i już nigdy nie była mdła – ani w żadnej części American Horror Story, ani też w Paytonie, i wreszcie może pokazywać, ile ona umie zagrać, gdy nie musi być tak słodziutko ładna. Krzepiący dowód na fakt, że z bycia stereotypową atrakcyjną blondynką można sobie pięknie po menopauzie wyskoczyć o sto długości w górę. To jest ten kierunek, który bym widziała w najbliższym czasie na ekranach. No dobrze, w życiu też.
Ale wracając do polityki: Payton na naszych oczach dojrzewa, uczy się autentyczności, zaczyna czuć, a nie tylko udawać. Już nie tylko wie, ale też i doświadcza, że polityka to bagno, i trudno z niego wyjść nieubrudzonym, chyba że człowiek zdecyduje się wyjść z niej zupełnie. Choć jednak kto nam wtedy zostanie?
Ktoś to raczej musi robić. Może starzy rutyniarze, a może jednak Payton. W miarę świeży, w miarę uczciwy, w miarę dobry, bardzo ambitny, niezwykle fachowy, który gdy chce, umie porwać tłumy. No i ma świetny sztab.
O miłości ojczyzny oczywiście nie pada tu ani słowa, ale te całe wybory, ta polityka, niewiele z tą miłością mają przecież wspólnego, z obywatelami prędzej, z ich dobrem może nawet trochę. I o tym też jest ten serial.
Wybory Paytona Hobarta (The Politician)
Twórcy: Ryan Murphy, Brad Falchuk, Ian Bennan
Występują: Ben Platt, Zoey Deutch, Ian Brennan
Netflix 2019