felieton recenzja

Nie ma złych wyborów? | Felieton Edyty Niewińskiej z okazji Nobla dla Olgi Tokarczuk

Mieszkam w Hiszpanii już siedem lat, ale nigdy dotąd nie zdarzyło mi się, żebym biegła po gazetę z samego rana. Nigdy, aż do tej chwili. Dzień po przyznaniu Nobla Oldze Tokarczuk nie mogłam się powstrzymać. Chciałam jak najszybciej wiedzieć, co hiszpańscy dziennikarze napiszą o polskiej noblistce.

Edyta Niewińska, fot. archiwum autorki

Kiedy około 2010 roku nowo poznany mężczyzna zapytał mnie „Gdzie pracujesz”, a po mojej odpowiedzi „Jestem pisarką”, usłyszałam druzgocącą i przydługą wypowiedź (cytuję): „O boże! To ja będę musiał zapraszać cię na kolacje, płacić za twoje taksówki i fundować nam wspólne wakacje, bo ty jesteś biedna jak mysz kościelna” – byłam wściekła. Tak, zapamiętałam te słowa. I byłam wściekła, bo ów pan wyraził przekonanie większości polskiego narodu dotyczące artystów – może coś tam tworzą, ale robią to głównie dla siebie, kasy z tego nie mają, więc są to kompletni frajerzy. Poczułam, że smutny jest kraj, w którym obywatele nie doceniają artystów tworzących kulturę i dobro narodowe, a wartość intelektualna nie ma żadnej ceny. Bo że wartości nie ma, to było już jasne.

Artystą się rodzi

Olga Tokarczuk nie jest szczególnie znaną pisarką w Hiszpanii. Jak dotąd ukazały się tylko przekłady jej powieści „Prawiek i inne czasy” w 2001 roku oraz „Prowadź swój pług przez kości umarłych” w 2016 roku. „Bieguni” (Los errantes) zostanie wydane przez wydawnictwo Anagrama 23 października.

Niecałe dwa lata później przeprowadziłam się do Hiszpanii. Pytanie o wykonywany zawód padało tu z rzadka, a jeśli się tak zdarzyło, wymyślałam coś na poczekaniu. Minęło trochę czasu, zanim w końcu przyznałam się do tego, że piszę powieści, a do tego w języku niezrozumiałym dla moich obecnych sąsiadów i przyjaciół. Ku moje zaskoczeniu zupełnie nie przeszkadzało im to wyrażać nieustannego zainteresowania tym, co aktualnie piszę, jak również podziwu dla polskich twórców. Za każdym razem, kiedy Polacy dostają nagrodę filmową czy literacką – dostaję gratulacje. Jestem proszona o opinie dotyczące literatury, kina, kultury, sztuk wizualnych. Jak mi dość dawno wyjaśnił jeden hiszpański znajomy, „sprzedawcą, księgowym czy sędzią można zostać dzięki wykształceniu i praktyce. Ale artystą się rodzi – masz talent, który dany jest nielicznym. Jesteś wyjątkiem, naszym obowiązkiem jest dbać o ciebie”.

Jeżeli chodzi o czytelnictwo w Hiszpanii…

W Hiszpanii literaturę się ceni, podobnie jak jej twórców. Jeśli chodzi o czytelnictwo, Hiszpanie, którzy czytają co najmniej raz w tygodniu, stanowią 47,7% populacji w wieku powyżej 14 lat, podczas gdy liczba osób, które czytają codziennie lub prawie codziennie spadła z 31,2 do 29,9% w porównaniu do 2012 roku (Barómetro de Hábitos de Lectura y Compra de Libros en España 2017). Z rozmów z tłumaczami wiem także, że w Hiszpanii wydaje się raczej mało przekładów. Trudno się dziwić – hiszpański to czwarty najczęściej używany język na świecie. To sprawia, że powstającej w tym języku literatury jest naprawdę dużo – około 80 tysięcy książek (nowych publikacji i dodruków) rocznie w Hiszpanii oraz około 200 tysięcy książek rocznie w Ameryce Południowej i Środkowej. Dla porównania – w Polsce rocznie ukazuje się około 35 tysięcy książek.

Olga Tokarczuk nie jest szczególnie znaną pisarką w Hiszpanii. Jak dotąd ukazały się tylko przekłady jej powieści „Prawiek i inne czasy” w 2001 roku oraz „Prowadź swój pług przez kości umarłych” w 2016 roku. „Bieguni” (Los errantes) zostanie wydane przez wydawnictwo Anagrama 23 października.

W obliczu świeżo zdobytego Nobla – szczęście ma zarówno wydawca, jak też literatura Olgi Tokarczuk. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to dwa obszerne fragmenty „Biegunów” do przeczytania na stronach internetowych dwóch największych hiszpańskich dzienników – „El Pais” i „El Mundo” zaraz po ogłoszeniu nagrody.

Uprzejmość wydawnictwa to mało powiedziane – dział promocji wydawcy Olgi Tokarczuk musiał być zachwycony nie tyle Noblem, co nerwowym telefonem od dziennikarzy z działu kultury obu tych gazet.

„Od sprzątaczki do Nobla”

Dziennikarze w swoich artykułach przyznawali: Mało znamy twórczość noblistki, bo nie było wystarczającej liczby przekładów. Wiedzą natomiast, że mają do czynienia z idealistką i aktywistką społeczną, która w ich oczach walczy z nacjonalistycznym rządem, a ten nie pozostaje jej dłużny. Mocno też podkreślają aspekt jungowski w literaturze noblistki, co u nas pojawia się z rzadka. Jeden z nagłówków w konserwatywnym dzienniku „ABC” głosił „Od sprzątaczki w Londynie do nagrody Nobla”. Warto pamiętać, że według Hiszpanów taki skrót myślowy, a przede wszystkim taka ścieżka zawodowa nie musi być wszakże poniżająca. Towarzyszący tej nocie artykuł opisywał kryształowo niezłomną sylwetkę Tokarczuk i kontrowersyjną postać Petera Handkego. W takim mniej więcej tonie były również utrzymane artykuły w pozostałych gazetach.

Co dla mnie zaskakujące, dzienniki uparcie zestawiały sylwetki obu noblistów, szukając łączących ich nici. „Wykorzenieni”, „Podróżnicy bez ziemi”, „Idealistka i niedowiarek”. To, co na pewno ich łączy, to wielokulturowe doświadczenia rodzinne, doświadczenie totalitaryzmu i wspólny zawód twórcy.

A jednak w obliczu rzeczywistości, systemu totalitarnego i ludzkiego cierpienia zajęli miejsca po przeciwnych stronach barykady.

Dzień po przyznaniu nagrody Nobla, César Antonio Molina, były minister kultury, na lamach „El Mundo” pisał: „Handke powinien był otrzymać hiszpańską nagrodę, a także Nobla na długo wcześniej. (…) Nobel oddał sprawiedliwość Handkemu, jednemu z pisarzy, który najlepiej wiedział, jak wyrazić desakralizację i wulgaryzację naszego współczesnego świata”. Nastrój delikatnej sympatii dla Handkego był widoczny także w pozostałych artykułach w tutejszych dziennikach. Tym niemniej kolejnego dnia narracja się zmieniła – „El Pais” opublikował obszerny wywiad z Olgą Tokarczuk przeprowadzony przez Michała Nogasia, pod nim zaś listę wszystkich zarzutów i protestów, jakie wysunęły nie tylko poszczególne państwa, ale też organizacje, fundacje oraz autorytety z dziedziny literatury i filozofii pod adresem nagrody dla Handkego. Tym razem nie było wyjaśnień. Fakty mówiły za siebie.

Przychylność dla Handkego

Zastanawiałam się, skąd ta przychylność dla Handkego, dlaczego dziennikarze nie zachowali bezpiecznej powagi i dystansu. Na moją własną logikę i doświadczenie życia w Hiszpanii mogę tylko wnioskować, że temat tego, kto co robił, komu sprzyjał i jakie podjął decyzje za totalitarnych rządów Franco nadal nie jest w Hiszpanii uporządkowany. Sama pamiętam, kiedy podczas górskiej wędrówki, usłyszałam od lokalnego przewodnika „tam są mogiły zabitych za czasów Franco, wciąż oficjalnie nie odkryte”, „ten sąsiad walczy o ziemię z synem człowieka, którego w lesie obok zamordował jego własny ojciec”, „to ruiny domów tych, którzy nie przeżyli reżimu”. O pewnych rzeczach nadal się tu nie mówi. Albo udaje, że nie miały miejsca. Choć biorąc pod uwagę, że w ubiegłym tygodniu Sąd Najwyższy uchylił wniosek rodziny Franco protestującej przeciwko eksmisji zwłok dyktatora z grobu w okazałym mauzoleum na cmentarz w Madrycie, gdzie została pochowana jego żona – być może właśnie zaczyna się tu czas opowiadania bolesnych historii głośno i otwarcie.

I na ten właśnie czas literatura Olgi Tokarczuk może się okazać pomocna. Literatura, która przypomina o jednostkowej tożsamości, która uczy, jak jej poszukiwać i jak stanąć w prawdzie wobec samego siebie. Literatura, która przypomina o korzeniach, uczy ich odkrywania i mocy, jaka z tego działania płynie.

Pisarski głos Olgi Tokarczuk jest nie tylko mocny – jest też kryształowy. Przypomina nam, czytelnikom, że dokonujemy złych wyborów i że trzeba umieć z pokorą za nie płacić. Przypomina, że przecież jesteśmy idealistami i jak bardzo bywa to trudne i bolesne, jak często nie chcemy nimi być, za wszelką cenę. I przypomina też, że świat nie dokonuje autodestrukcji i nie wydobędzie się z kryzysu sam – bo to my jesteśmy sprawcami dobra i zła.

Mam zatem nadzieję, że Nobel dla Olgi Tokarczuk będzie oznaczał więcej przekładów jej książek na hiszpański. My, ludzie z krajów o podobnej historii, możemy się od siebie uczyć. Zawsze, kiedy mówię tutaj, że jestem Polką, słyszę odpowiedź „My też mieliśmy swój komunizm – reżim Franco”. Mierzmy się zatem wspólnie z naszą przeszłością i niech prowadzi nas czysty głos tych, którzy dokonali najlepszych wyborów i są w nich konsekwentni aż po dzień dzisiejszy.

%d bloggers like this: