recenzja

„Rozkuć” Kolanosia | Michał Larek, Waldemar Ciszak, Martwe ciała

Michał Larek i Waldemar Ciszak sięgają w „Martwych ciałach” po dokumenty, po zeznania w sprawie seryjnego mordercy Edmunda Kolanowskiego. Przede wszystkim jednak – i to jest największą wartością książki – docierają do świadków wydarzeń, do byłych już milicjantów, prowadzących tamto śledztwo. I to decyduje o unikalności tej książki.

Prawdziwa zbrodnia pozostanie zawsze bardziej poruszająca od fikcyjnej, właśnie dlatego, że jest prawdziwa. Czego by bowiem nie wymyślił pisarz, zawsze większe wrażenie wywrze na nas fakt, że najokrutniejsze nawet zło zdarzyło się tuż obok, że zginęła prawdziwa osoba, a sprawcą był ktoś, kto istniał naprawdę. Tym bardziej gdy ów sprawca to niepozorny mężczyzna, jeden z tych, którzy „niczym się nie wyróżniają”, lecz popełnione przez niego czyny napawają szczególną odrazą. Ale też nakłaniają do pytań o to, jak bardzo mroczne zagadki kryć może ludzki umysł. 

Edmund Kolanowski (przez śledczych nazywany Kolanosiem) to właśnie taki przypadek. Skazany za trzy zabójstwa (choć niewykluczone, że ów katalog był większy) – dwóch kobiet: w Baborówku i na warszawskim Wawrze oraz 11-letniej Alinki na poznańskich Naramowicach, był jednak przede wszystkim nekrofilem, okrutnie okaleczającym zwłoki (czy to swoich ofiar, czy wykopane ze świeżych grobów), by dzięki temu móc zaspokajać swoje seksualne fantazje. Jego sposób działania był do tego stopnia unikalny, że w latach 80., gdy skazywano go na karę śmierci, nie było w literaturze medycznej opisanego podobnego rodzaju zaburzeń. Z tego punktu widzenia to jedna z najciekawszych spraw polskich seryjnych zabójców, porównywalna być może ze sprawą Karola Kota (świetnie opisaną przez Przemysława Semczuka w „M jak morderca”), maturzysty z Krakowa, który bezlitośnie zabijał kobiety, ale i chłopca, którego dźgnął wielokrotnie nożem, o czym podczas przesłuchania mówił z ujmującym uśmiechem na wciąż niewinnej twarzy dziecka.  

„Martwe ciała” Michała Larka i Waldemara Ciszaka nie są jednak z założenia próbą wgryzienia się w psychikę ich bohatera, bo choć podają szereg faktów, także z dzieciństwa przyszłego zabójcy, które mogły mieć wpływ na konstrukcję psychiczną Kolanowskiego, to głębszą interpretację zachowań zostawiają specjalistycznej literaturze psychiatrycznej. Ich książka to zdecydowanie bardziej reportaż kryminalny, fascynujący zapis żmudnej milicyjnej pracy, której efektem było najpierw pojmanie zabójcy (o czym zdecydowało m.in. konsekwentne podążanie tropem pewnego niepozornego przedmiotu), a potem „rozkucie” go, a więc zdobycie  przyznania się do winy. I – co okazało się najtrudniejsze – utrzymanie tych zeznań w sądzie. Bo właśnie to w „Martwych ciałach” jest najciekawsze: swoista gra milicjantów, a potem prokuratury i sądu, z oskarżonym, wydobywanie od niego fragmentów układanki, która pokaże prawdę niezależnie od tego jaka w danej chwili jest wersja prezentowana przez Kolanowskiego. Przesłuchania, wizje lokalne, w końcu udowadnianie zabójcy, że fakty świadczą przeciw niemu.

Larek i Ciszak sięgają po akta sprawy, po zeznania, ale przytaczanie ich fragmentów, choć wciągające, to nie jest w książce najistotniejsze. Przede wszystkim bowiem – i to jest największą wartością „Martwych ciał” – autorzy docierają do świadków wydarzeń, do znajomych ofiar, ale głównie do byłych już milicjantów, prowadzących tamto śledztwo. A byli to najlepsi z najlepszych, bo po zabójstwie na Naramowicach sprawa stała się priorytetowa. Dzięki temu Larek i Ciszak uzyskują informacje, których nie znajdzie się w dokumentach. Pozwalają nam poznać odczucia towarzyszące tym, którzy byli najbardziej zaangażowani w sprawę. A że dla wielu z nich było to jedno z najważniejszych śledztw w karierze, więc zapamiętali je ze szczegółami i to mimo że od wydarzeń minęło już ponad trzydzieści lat. Oczywiście fakt, że chcą się z nami podzielić tymi wspomnieniami, jest już wyłącznie zasługą autorów i ich dociekliwości. Tym bardziej godną zauważenia, że w wydaniu drugim, które właśnie się ukazuje, nie idą oni na łatwiznę, lecz docierają do kolejnych osób i to niezwykle ważnych dla sprawy, jak choćby sąsiadki zamordowanej dziewczynki, nurka biorącego udział w poszukiwaniach ciała czy kierownika grupy, prowadzącej sprawę o kryptonimie „Nekrofil”. Z tego punktu widzenia po nową wersję mogą, a nawet powinni sięgnąć i ci, którzy czytali pierwsze wydanie „Martwych ciał”, opublikowane przed czterema laty.

Michał Larek, Waldemar Ciszak, Martwe ciała

Oficynka 2019

%d bloggers like this: