recenzja

#NiewińskaCzyta: O ułudzie i słodkim smaku wspomnień | Paweł Sołtys, Mikrotyki

„Mikrotyki” Pawła Sołtysa to mały hołd złożony temu wszystkiemu, co w życiu umyka. Bardzo szybko, zazwyczaj niezauważone. Sołtys zdąży się jednak temu przyjrzeć, przykłada lupę i mówi: „Na razie siedzę. Na razie patrzę”.

To znowu jedna z tych książek, które zaczynam czytać i po kilkunastu stronach myślę „już to znam, już to czytałam”. „Mikrotyki” przypominają mi „Mały atlas kobiet” Sylwii Chutnik. To zbiór miniopowiadań, a może raczej refleksji na temat życia, który toczy się tuż obok. Tylko czy chce mi się czytać o ludziach, o których prawie cały świat zapomniał? A jeśli nie, to kto będzie o nich pamiętał? Tylko Paweł Sołtys?

Ten zbiór miniopowiadań jest pozornie lekki. Opowiada o ludziach, którzy gdzieś tam jeszcze żyją, coś przeżyli, mają jakieś wspomnienia i coraz mniej pragnień. Zupełnie jakby żyli głównie dlatego, że życie trzeba przeżyć. Więc próbują wytrwać do końca. Zachować swoją godność, robić to co dla nich ważne. Tu nie ma wielkich sukcesów ani niezwykłych historii. Tu życie toczy się powoli. Czasami już tylko we wspomnieniach, we wspomnieniach Pawła.

Pierwszych kilka opowiadań to historie przypadkowych, zdawałoby się, ludzi. Zastanawiałam się, po co właściwie zostały napisane. Autor używa języka intymnego, takiego, jakim opowiada się o najtrudniejszych i najbardziej osobistych sprawach. Używa go, żeby opowiedzieć o innych. Tak jakby chciał przywrócić im godność, nadać im pełnię człowieczeństwa w naszych oczach. Tak jakby chciał opowiedzieć to, czego oni sami nie potrafią dostrzec, albo opisać. Wbrew pozorom takiej literatury mamy dużo. Czym więc ta książka różni się od innych?

„Wierzyłem w życiu w różne bzdury, a sumienie nosiłem w najmniejszej, kurewsko wewnętrznej kieszeni. Domyślając się jednak, czy raczej – wierząc, że nie na próżno, że może się przyda. Piosenka w głośnikach się zmienia, rum smakuje jak piasek, za chwilę wstanę.
Na razie siedzę.
Na razie patrzę.”

W tej krótkiej frazie odczytuję klucz do tej historii. Do historii ludzi, który wszyscy mijamy na ulicach. Mało kto ich zauważa. Sołtys jednak zwraca naszą uwagę w ich kierunku. Dlaczego wybrał właśnie ich? Może tak powiedziało mu sumienie. Co ciekawe, od historii prostych ludzi autor zmierza w kierunku swojej własnej przeszłości. Najpierw opowiada o rodzinie, tej która już odeszła, później o swojej własnej. O potrzebie zachowania pamięci, wspomnień, odrobiny życia tych, których już nie ma dla tych, którzy będą. Zupełnie jakby chciał udokumentować świat. Świat ubarwiony swoją własną wrażliwością, przefiltrowany przecież przez swój punkt widzenia i swoje postrzeganie rzeczywistości. Przez własne emocje, własne sumienie, własną stratę. Czy to dla kogoś będzie w ogóle ważne?

Myślę, że książkę Sołtysa polubią osoby o podobnej wrażliwość. Bo nie ma tu wielkiej górnolotnej prosty. Ta książka jest trochę jak przypadkowy znajomy spotkany na ulicy, z którym idziemy na kawę. Siadamy przy stoliku w ogródku i przyglądamy się w ciszy mijającym nas ludziom i scenkom rozgrywającym się w kamienicy na przeciwko. I siedzimy tak przez godzinę albo dwie. Nie wymieniając nawet znaczących spojrzeń, nie rzucając w przestrzeń kąśliwych komentarzy. A jeśli mamy czas, możemy tak siedzieć nawet całe popołudnie.

Tych jednak, którzy oczekują osobistych zwierzeń, może spotkać rozczarowanie. Jest trochę sentymentalnie, trochę ironicznie z dużą dawką wspomnień z dzieciństwa. Takich wspomnień, które wszyscy, urodzeni jeszcze w poprzedniej ustroju, pamiętają. Bardziej niż osobiste historie dostaniemy podróż do pamięci zbiorowej. Do tego, co w nas zostało z dzieciństwa, okresu dorastania, zbiorowych traum, wspólnych przeżyć i młodzieńczych dramatów. Trochę jakby na przekór temu Sołtys przywołuje wspomnienia ludzi starych, być może pokazując nam, dokąd zmierzamy i co nas czeka. Przemijanie stanie się wszak i naszym udziałem, i może kiedyś ktoś też będzie nas wspominał. Może jeszcze dzisiaj mamy wpływ na to, jak ktoś nas zapamięta? Chociaż w zasadzie nie wiadomo, jakie tak naprawdę ma to znaczenie. Wspomnienia są złudne, szczególnie z perspektywy dnia dzisiejszego i aktualnych przeżyć. O tej ułudzie Sołtys opowiada bez żalu, ubarwiając swoje mikroopowieści dyskretnym poczuciem humoru.

Nie ma za to znaczenia, co autor miał na myśli, takie dociekania w przypadku tej książki mijają się z celem. Być może jedynym powodem, dla którego powstała ta książka, jest potrzebna zanotowania ulotnych myśli i spostrzeżeń. Można ją przeczytać i szybko o niej zapomnieć. Można do niej wracać i czytać ponownie, smakując drobną ironię, niewielkie smutki i zderzenia rzeczywistości ze wspomnieniami. To książka do czytania przy kawie i papierosie, a nie na plaży przy drinku z palemką. Można się przy niej zadumać nad własnym losem, ale można też ją zamknąć i nie myśleć o niczym. „Mikrotyki” Pawła Sołtysa to mały hołd złożony temu wszystkiemu, co w życiu umyka. Bardzo szybko, zazwyczaj niezauważone. Sołtys zdąży się jednak temu przyjrzeć, przykłada lupę i mówi: „Na razie siedzę. Na razie patrzę”.

Paweł Sołtys, Mikrotyki

Czarne 2017

%d bloggers like this: