recenzja

Oczyszczenie | Konrad Oprzędek, Łaskoci

Konrad Oprzędek w książce „Łaskoci” stara się zdiagnozować napęczniały od frustracji, niepojmowania, niepogodzenia się z rzeczywistością, obraz społeczności niezdolnej do włączenia się w główny nurt zdarzeń, a może nie tyle niezdolnej, co wyłączonej, wykluczonej i wyobcowanej. Społeczności czekającej na… nowy porządek.

Duszne, parne lato. W zamachu terrorystycznym w Pizie ginie dwóch braci Łukasz i Tomasz. Ewa, ich siostra, pomysłodawczyni wycieczki do Włoch jest jedyną ocalałą. Do kraju mają zostać sprowadzone zmasakrowane zwłoki. Wieś szykuje się do pogrzebu. Wieś, jakich w Polsce wiele. Ale to nie jest opowieść o jakiejś konkretnej wsi, bo to zupełnie nie ma znaczenia, gdzie się ta wieś znajduje. Istotna jest przestrzeń: zamknięta, odgrodzona, odizolowana. Bo tak naprawdę jest to od początku, od pierwszych stron, przypowieść o żałobie, traumie, poszukiwaniu odpowiedzi, koźle ofiarnym i nowym porządku. Nie ma tylko katharsis. Bo nie może być.

Tragiczna śmierć młodych Borutów, nie kończy fali nieszczęść, jakie spadają na tę rodzinę. Nie jest to też pierwsze nieszczęście, które ich dotknęło i wcale nie kończy czarnych żniw. Całun śmierci rozsnuwa się powoli na całą wieś. Sięga dalej. Rozlewa się lepką, zmieszaną z potem skwarnych dni, warstwą na okoliczne domy, pola, na wszystkich mieszkańców wioski. Nie daje się tego odium kostuchy zmyć, klei się potną warstwą do ciała i ubrań. Ukojenia i wytchnienia nie przynoszą też duszne noce. Spokój wsi zabiera, niepokój wprowadza, ostre światło bijące dzień i noc z okien chaty Borutów. Jest domagającym się zadośćuczynienia memento. Domaga się odpowiedzi i kary. A to dopiero początek dramatu.

Pogrzeb i pochówek nie dają odkupienia ani uwolnienia się od traum. Potrzeby znalezienia odpowiedzialnego za te zgony nie umniejsza fakt, że terrorysta też zginął w zamachu. Musi zostać złożona ofiara przebłagalna. Znalezienie kozła ofiarnego ma pomóc uchronić wieś przed złem, które się w niej zalęgło. Zło u Oprzędka nie ma jednak jednej twarzy. Zło, które do wsi przybyło, personifikowane jest przez Miastową, która chciała związać się z jednym z braci. Samo to jednak nie byłoby tu niczym nagannym, grzech jej polega na chęci wyrwania młodego Boruty do miasta. Zło uosabiane jest przez ulicę prowadzącą ze wsi, jako alegorię ucieczki młodych, przez nowoczesność, która naruszyła stabilne, wcześniej wydawałoby się niezmienne zasady, fundamenty na jakich opierała się struktura społeczna, wreszcie przez sięganie po wynalazki współczesności tu wyobrażone w formie samolotu lecącego ponad wsią. Ale zło przedstawione jest też przez lekceważenie tabu miejscowego i wpuszczenie do zamkniętego kręgu obcego. Jest też drugie zło. Zło, które się teraz wykluwa. Zło, którego ziarno tkwiło tu od dawna i tylko czekało na sprzyjające okoliczności, by unieść swój łeb i zacząć zadawać kolejne ciosy. Szerzyć strach i ból. To zło drzemiące w żądnych władzy, zapatrzonych w siebie i swoje wyimaginowane potrzeby demiurgów ludzkich umysłów. Gotowych manipulować i zwodzić, zastraszać i stosować brutalną siłę wyłącznie w celu realizacji własnego ego i swoich partykularnych interesów.

Wieś w powieści „Łaskoci” tkwi w onirycznym czarnym transie, z którego nie jest w stanie ani się wyzwolić, ani mu przeciwstawić. Bo tak naprawdę zamach terrorystyczny i dalsze śmierci były tylko katalizatorem, który swego rodzaju inercję, bezradność, bezsilność i podążanie z nurtem, zmienił w destrukcyjną falę zniszczenia. Szybkie znalezienie winnego, zanim dojdzie do eskalacji traum, mogłoby uzdrowić atmosferę, ale już jest za późno, spirala została nakręcona zbyt mocno i tylko nowy porządek, nowy leader, może na powrót zaprowadzić ład. Najpierw jednak pożar musi strawić resztki starego układu. Stara struktura, stara forma już są niewystarczające. Do władzy pcha się drugi szereg. Wieś dowodzona przez strażaka Paciorka odrzuca zetlały ład uosabiany przez proboszcza Zacnego powoli wtłoczona zostaje w nową formę, a wszystkie zbędne części, fragmenty, niebędące niezbędnymi dla funkcjonowania w nowej rzeczywistości zostają odcięte, odrąbane i wyłupione. I chociaż to tylko co widzimy pozornie wygląda jak sen Serafinki – innej z postaci tego dramatu, to któż może zaręczyć, że nie powstają właśnie nowe zasieki, szlabany i patrole wyłapujące nieodpowiednio chętnych do dostosowania się do nowych realiów, jeszcze nie tak mocno kochających tę naszą wioskę, jak my!

Konrad Oprzędek w książce „Łaskoci” stara się zdiagnozować napęczniały od frustracji, niepojmowania, niepogodzenia się z rzeczywistością, obraz społeczności niezdolnej do włączenia się w główny nurt zdarzeń, a może nie tyle niezdolnej, co wyłączonej, wykluczonej i wyobcowanej. Bo czytając tę jego powieść wcale nie mamy wrażenia lektury prezentującej dystopijną wizją przyszłości, ale profetyczną emanację rzeczywistości, która nadeszła.

Konrad Oprzędek, Łaskoci

Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa, 2018

%d bloggers like this: