recenzja

Śmierć to nic | Rafał Wojasiński, Olanda

Chcemy ją oswoić. Rozmawiając o niej, zamykając się na nią, posługując się jej atrybutami. Lub ucząc się czerpać przyjemność z przemijania. Z nadzieją na następny rozdział. A przecież – jak mówi jeden z bohaterów „Olandy” Rafała Wojasińskiego – „Życie to jest zdarzenie. Śmierć to nic”.

A co gdyby ktoś w walizce niosący zwłoki niemowlaka, wstąpił w rozpaczy na wódkę, a w domu odkrył, że dziecko jednak żyje? Taka legenda krąży w rodzinie jednego z bohaterów tomiku Wojasińskiego. Nie ma sensu wnikać w źródła tej opowieści, jej „prawdziwość” czy symboliczność. Nie ma to znaczenia. Zawarta w tej mini powieści i opowiadaniach proza pisarza daleka jest bowiem od jednoznaczności, wymyka się łatwym interpretacjom, nawet jeśli od czasu do czasu kusi, by doszukiwać się w niej metafor i podskórnych znaczeń.

Jeśli jednak uprzemy się, że są, to dotyczą śmierci, a przede wszystkim jej oswajania. Śmierć jest bowiem tak naprawdę główną bohaterką prozy Wojasińskiego. Bohaterką niezwykłą, bo nieistniejącą. Skoro „śmierć to nic”, to tym co istotne okazuje się wszystko, co dzieje się wokół śmierci – tej, która już miała miejsce i tej, która niewątpliwie nadejdzie. Strach, niezgoda, lub pogodzenie się i przyzwolenie – wszystkie emocje bohaterów towarzyszące końcu życia Wojasiński zwielokrotnia i wzmacnia, w kilku zawartych tu opowiadaniach podmiotem i przedmiotem śmierci czyniąc dziecko. Wszak taką śmierć, śmierć kogoś, kto miał przed sobą całe życie, wiele następnych rozdziałów, oswoić najtrudniej. Bohaterowie „Olandy” starają się to robić na wiele sposobów. Powtarza się motyw walizki ze zwłokami niemowlaka, walizki zamkniętej, jakby można było zamknąć się przed faktem niewygodnym, faktem nie do zniesienia. Jest też rozmowa o śmierci niczym próba zagłuszenia nieodwracalności potokiem słów.

Podobnie, ale nie tak samo, jest ze śmiercią dorosłych, a więc i ze śmiercią nas samych. Tu komplikują się emocje, bo choćby tęsknota za zmarłym wcale nie musi być jednoznaczna z miłością, bo dorosły może nauczyć się czerpać przyjemność z przemijania, mając nadzieję, że nadejdzie przynajmniej jeden następny rozdział życia. Życia, które jest czymś, jest zdarzeniem. Ale można też podejść do śmierci inaczej, być może chcieć ją oszukać łże-tabliczkami z własnym nazwiskiem zawieszonymi na obcych grobach, by w końcu posługując się tymi jej atrybutami, nawet zatracić się w niej.

Lektura „Olandy” Rafała Wojasińskiego zmusza do odnajdywania w sobie, we własnych emocjach, lękach i traumach dopełnienia zawartych tu opowieści. Wymaga skupienia i niespiesznej lektury. Może nawet wielokrotnej.

Rafał Wojasiński, Olanda
Nisza 2018

%d