artykuł

Okruchy wczoraj, dziś i jutra | Kazuo Ishiguro wygłosił w Sztokholmie wykład noblowski

Mimo całego zgiełku, jaki wokół książki tworzy przemysł wydawniczy i tak na koniec chodzi o opowieść, którą jedna osoba przekazuje drugiej z pytaniem: czy rozumiesz i czy odczuwasz to tak samo jak ja? – przekonywał podczas noblowskiego wykładu w Sztokholmie brytyjski pisarz Kazuo Ishiguro. Jego wystąpienie było przywoływaniem „okruchów” z przeszłości, diagnozą największych zagrożeń teraźniejszości i przyszłości oraz prośbą o otwartość. Także na to, co zaproponuje nowe pokolenie pisarzy.

Autor „Okruchów dnia” wszedł do wielkiej, bogato zdobionej Sali Akademii Szwedzkiej przez te same drzwi, na tle których Sara Danius, stała sekretarz Akademii Szwedzkiej, ogłaszała w październiku jego nazwisko jako tegorocznego laureata Literackiej Nagrody Nobla. Pisarz nie omieszkał więc zażartować z faktu, że miał zaszczyt przejść przez tak znane i rzadko otwierane drzwi, by chwilę później samemu otworzyć wiele innych przejść – do swojej przeszłości i tożsamości, do teraźniejszości i towarzyszących jej zagrożeń oraz do przyszłości i związanej z nią niepewności, ale i nadziei.

– Obudziłem się pewnego dnia i zdałem sobie sprawę, że przez kilka lat żyłem w szklanej bańce. Nie zauważałem frustracji i niepokojów ludzi wokół mnie. Zdałem sobie sprawę, że mój świat, to cywilizowane, inspirujące miejsce pełne ludzi o liberalnych poglądach, był w rzeczywistości znacznie mniejszy, niż sądziłem – przyznawał Ishiguro. Rok 2016 – jako czas przygnębiających politycznych wydarzeń w Europie i Ameryce i obrzydliwych aktów terroru na całym świecie – zmusił pisarza do uznania, że ciągły rozwój liberalno-humanistycznych wartości, który uznawał za oczywisty, może okazać się iluzją.

Swietłana Aleksijewicz: Jestem człowiekiem uchem | Mowa noblowska tegorocznej laureatki

– Jestem z pokolenia, które obserwowało jak Europa ewoluuje od totalitarnych reżimów i  ludobójstwa do liberalnych demokracji żyjących w przyjaźni ponad granicami. Obserwowaliśmy, jak padają stare imperia kolonialne. Widzieliśmy znaczący postęp w sprawach feminizmu, praw gejów i walki przeciwko rasizmowi. Dorastaliśmy na tle wielkiego konfliktu – ideologicznego i militarnego – między kapitalizmem a komunizmem i byliśmy świadkami tego, co wielu z nas uważało za szczęśliwe zakończenie tej walki – opowiadał Kazuo Ishiguro. Ale przyznawał, że czas po upadku muru berlińskiego można też po części uznać za czas utraconych możliwości.

– Ogromne nierówności społeczne, katastrofalna inwazja na Irak w 2003 r. i skandaliczny kryzys gospodarczy w 2008 r. doprowadziły nas do teraźniejszości, w której rozprzestrzeniają się skrajnie prawicowe ideologie i plemienne nacjonalizmy – zaznaczał.

Zagrożenie niesie też według niego przyszłość – nowe technologie genetyczne, takie jak technika modyfikowania genomu CRISPR oraz postępy w rozwoju sztucznej inteligencji dają  niesamowite, ratujące życie korzyści, ale mogą także przyczynić się do nowych podziałów, przypominających apartheid, czy do masowego bezrobocia.

– Ale pozostaję optymistą – zapewniał noblista. – Bo czemu by nie?

Odkryć siebie

Być może kluczem do takiej postawy są jego doświadczenia?

Kazuo Ishiguro jest brytyjskim pisarzem, ale urodził się w japońskim Nagasaki. Jego rodzina przeprowadziła się do Anglii w 1960 r., kiedy przyszły pisarz miał pięć lat.

– Kiedy patrzę wstecz na ten okres, to pamiętam, że choć minęło wtedy mniej niż dwadzieścia lat od zakończenia drugiej wojny światowej, w której Japończycy byli wrogami, doświadczyłem otwartości i instynktownej hojności, z jaką nasza rodzina została zaakceptowana przez angielską społeczność. Do dziś odczuwam szacunek dla tamtego pokolenia Brytyjczyków – podkreślał Ishiguro.

Sam też przez lata bardziej czuł się Brytyjczykiem niż Japończykiem. Nie odczuwał związku z krajem swojego pochodzenia.

– Gdybyście [w 1979 roku] wspomnieli przy mnie o Japonii i zapytali mnie o jej kulturę, pewnie wyczulibyście u mnie ślad zniecierpliwienia, gdy deklarowałbym swoją niewiedzę na ten temat. Przecież od chwili wyjazdu nie postawiłem stopy w tym kraju, nawet w czasie wakacji  – opowiadał pisarz.

A jednak to właśnie Japonia stała się jego przepustką do literatury, na którą musiał jednak ciężko zapracować. Jego pierwsze opowiadania powstawały niejako w panice, bo Ishiguro w wieku 24 lat został przyjęty na roczne studia podyplomowe z kreatywnego pisania, które odbywały się w Buxton – „małej angielskiej wiosce ze starym młynem wodnym i płaskimi połaciami pól”.

–  Tej jesieni przyjechałem do Buxton z plecakiem, gitarą i przenośną maszyną do pisania. Uniwersytet znajdował się dziesięć mil dalej, w katedralnym mieście Norwich, a ja nie miałem samochodu. Moim jedynym sposobem na dotarcie do celu był autobus, kursujący trzy razy dziennie: rano, w porze lunchu i wieczorem. Ale szybko odkryłem, że nie muszę bywać na uczelni częściej niż dwa razy w tygodniu. Wynająłem pokój w małym domu należącym do mężczyzny po trzydziestce, którego właśnie opuściła żona. Bez wątpienia ten dom był dla niego miejscem pełnym duchów z jego rozbitych marzeń, a może po prostu wolał mnie unikać, w każdym razie nie widywałem go  całymi dniami. I tak po szalonym życiu, jakie wiodłem w Londynie, tu doświadczałem niezwykłej ciszy i samotności, dzięki której zamieniłem się w pisarza – opowiadał noblista.

Na „Kolej podziemną” musiał nadejść czas | Z Colsonem Whiteheadem rozmawia Przemysław Poznański

To w tym pokoju napisał kilka pierwszych opowiadań, w tym o makabrycznym akcie samobójczym i o walkach ulicznych w Szkocji, gdzie pisarz spędził trochę czasu jako pracownik socjalny. Wiedział jednak, że nie jest to dobra literatura, podobnie jak opowiadanie o młodzieńcu, który truje swojego kota.

– Pewnej nocy zacząłem pisać, z nowym zapałem, o Japonii. O moim rodzinnym Nagasaki w ostatnich dniach drugiej wojny światowej. To było dla mnie zaskoczenie. Dziś młodzi pisarze o mieszanym dziedzictwie kulturowym niemal instynktownie odkrywają w prozie swoje „korzenie”. Ale wtedy wciąż byliśmy dobrych kilka lat przed wybuchem „wielokulturowej” literatury w Wielkiej Brytanii. Salman Rushdie był autorem pierwszej, jeszcze niewydanej powieści, na pytanie o czołowych przedstawicieli młodej literatury brytyjskiej wymieniano Margaret Drabble, a wśród starszych Iris Murdoch, Kingsleya Amisa, Williama Goldinga, Anthony’ego Burgessa czy Johna Fowlesa. Cudzoziemców, takich jak Gabriel García Márquez, Milan Kundera czy Borges, czytano nielicznie, a ich nazwiska nie były znane nawet zagorzałym czytelnikom – wspominał Kazuo Ishiguro.

Pozytywne przyjęcie jego japońskiego opowiadania ośmieliło pisarza do stworzenia powieści „Pejzaż w kolorze sepii”, również nawiązującej do tragedii zrzucenia bomby na Nagasaki. To opowieść o Etsuko, starzejącej się Japonce, mieszkającej w Anglii, u której – tuż po samobójstwie starszej córki Keiko – na kilka dni zatrzymuje się młodsza córka Niki.

– Ten czas był dla mnie kluczowy, bez tego prawdopodobnie nigdy nie zostałbym pisarzem. Często zadawałem sobie pytanie: co się ze mną dzieje? Czym była ta osobliwa energia? I zrozumiałem, że powodem jest to iż zaangażowałem się  w akt ocalenia okruchów przeszłości – tłumaczył autor „Nie opuszczaj mnie”.

Od Prousta do Waitsa

Jego wykład też był swoistym składaniem całości z okruchów.

Oto  wiosna 1983 roku. Wraz z żoną, Lorną, mieszka w Londynie, w dwóch pokojach na poddaszu domu górującego nad panoramą miasta.

– W naszym salonie nie było ani sofy, ani fotela, za to mieliśmy dwa materace leżące na podłodze i pokryte poduszkami. Był też duży stół, przy którym w ciągu dnia pisałem, a przy którym wieczorem jedliśmy kolację. Właśnie opublikowałem swoją pierwszą powieść, a także napisałem scenariusz do krótkometrażowego filmu, który wkrótce miał być pokazywany w brytyjskiej telewizji. A jednak nie byłem zadowolony. Problem polegał na tym, że moja pierwsza powieść i mój pierwszy scenariusz telewizyjny były do siebie zbyt podobne. Nie pod względem tematu, ale stylu – tłumaczył pisarz. Wtedy zadał sobie pytanie po co pisać powieść, która oferuje mniej więcej takie same doświadczenia, jakie daje włączony telewizor. Nie chciał tak pisać. Na szczęście… zachorował. Gdy infekcja nieco odpuściła, zauważył, że coś przeszkadzało mu zasnąć – okazało się, że w pościel zaplątał się… egzemplarz „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta.

– U Prousta kolejność wydarzeń i scen nie była zgodna ze zwykłymi wymogami chronologii, fabuły linearnej. Tym, co przenosiło czytelnika z jednej sceny do drugiej, były luźne skojarzenia lub kaprysy pamięci. Ujrzałem ekscytujący, bardziej swobody sposób komponowania powieści – wspomina Ishiguro.

Kolejny „okruch” – marzec 1988. Pisarz dorobił się już sofy, na której leżał i słuchał Toma Waitsa. Co więcej, dorobił się też domu w „w niemodnej, ale przyjemnej części południowego Londynu”. Miał tu własny gabinet i biurko z zapiskami, których nie musiał już usuwać przed kolacją. W takich warunkach powstały „Okruchy dnia”.

– Chciałem napisać „międzynarodową” fikcję, która mogłaby łatwo przekroczyć granice kulturowe i językowe, choć osadzona byłaby w specyficznym angielskim świecie. Powieść dotyczyła angielskiego kamerdynera, który zbyt późno uświadamia sobie, że kierował się wżyciu niewłaściwymi wartościami – opowiadał tegoroczny noblista podczas wykładu. Ale ukończona książka nie do końca go satysfakcjonowała. Wtedy z pomocą przyszła piosenka Waitsa „Ruby’s Arms”. To ballada o mężczyźnie, być może żołnierzu, który zostawia w łóżku kochankę, a jego serce pęka. […] “ll never kiss your lips again / or break your heart, / as i say goodbye”.

– Czujesz, że całe życie tego twardziela rozpada się w obliczu przytłaczającego smutku – wspominał pisarz. Zrozumiał, że musi pod koniec powieści zniszczyć zbroję, jaką nosi jego bohater i jaką w pierwszej wersji miał nosić do końca.

Takie momenty pisarz uznaje za punkty zwrotne w jego karierze. Być może ma je każdy pisarz, choć często są „cichymi, prywatnymi iskierkami objawienia”. Nie przychodzą często, a kiedy już to robią, nie towarzyszą im fanfary.

– Często muszą konkurować o uwagę z głośniejszymi, pozornie pilniejszymi sprawami. Ale kiedy nadejdą, ważne jest, aby móc je rozpoznać. Aby nie prześlizgnęły się między palcami – zaznaczał pisarz.

Kluczowe jest dla niego słowo „prywatność”. Bo pisarstwo to – zdaniem Ishiguro – intymne zajęcie, gdy jedna osoba pisze w zacisznym pokoju, próbując połączyć się z inną osobą, która przeczyta to w innym zacisznym – a może i nie zacisznym – pokoju.

– Dla mnie najważniejsze jest to, że opowieści mówią o uczuciach. Że odwołują się do tego, co łączy nas jako istoty ludzkie bez względu na wszelkie podziały. Mimo całego zgiełku, jaki wokół książki tworzy przemysł wydawniczy, czy filmowy, i tak na koniec chodzi o opowieść, którą jedna osoba przekazuje drugiej z pytaniem: czy rozumiesz i czy odczuwasz to tak samo jak ja? – mówił noblista.

Czas na młode pokolenie

Takie podejście wymaga od pisarza rozumienia otaczającej go i ciągle zmieniającej się rzeczywistości. Co wcale nie musi okazać się łatwe.

– Oto jestem, mężczyzna po sześćdziesiątce, przecierający oczy i próbujący rozróżnić zarysy tego, co majaczy w oddali, we mgle. Zarysy świata, istnienia którego do wczoraj nie podejrzewałem. Czy ja, zmęczony autor, z intelektualnie zmęczonego pokolenia, znajdę dość energii, by dojrzeć to nieznane miejsce? – pytał podczas wykładu. I deklarował: – Nadal będę robić, co w mojej mocy. Ale będę też poszukiwać pisarzy z młodszych pokoleń, by mnie inspirowali i poprowadzili. To jest ich czas i to oni mają instynkt, potrzebny do zrozumienia tego świata.

Ishiguro apelował więc o poszerzenie rozumienia „dobrej literatury” i dopuszczenie do „literackiego zakątka” głosów poza obecnej „strefy komfortu elitarnych kultur pierwszego świata”.

–  Następne pokolenie przyniesie nowe, czasami oszałamiające sposoby opowiadania swoich ważnych i wspaniałych historii. Musimy mieć otwarty umysł, zwłaszcza jeśli chodzi o gatunek i formę, abyśmy mogli pielęgnować to, co najlepsze – zachęcał pisarz.

Posłuchajcie wykładu Kazuo Ishiguro

%d bloggers like this: