recenzja

Rytm życia | Andrzej Dybczak, Pan wszystkich krów

Tom, tomik raczej, tych dziesięciu opowiadań układa się w naturalny rytm życia – od świata dorosłych widzianego oczami dziecka po świat dziecięcych nadziei widziany oczami dorosłego. Pośrodku jest opowieść o nas, którzy czasem coś udajemy, czasem się złościmy, a czasem dziwimy. Czasem też umieramy. „Pan wszystkich krów” to głęboka proza zmuszająca do refleksji nad życiem. Ale bez szukania na siłę jego ukrytego sensu.

Andrzej Dybczak, antropolog, dokumentalista, który za debiutancką książkę „Gugara” wyróżniony został Nagrodą Kościelskich, nie zmyśla. Nie musi i chyba nie chce. Bo po co miałaby to robić, skoro jego własny życiorys układa się w wielobarwną mozaikę niebanalnych doświadczeń? Jedyne co robi, to tak przycina ramy każdej z opowieści, by dać nam puentę nadającą opowieści sens. Sens, który on sam chce jej nadać, bo to on jest tu „panem wszystkich krów”, władcą opowiedzianych światów. To on nadaje wagę i znaczenie każdemu opisanemu zdarzeniu. Jak choćby w opowiadaniu „Czekając na sygnał”, gdzie siedemdziesiąt dwa złote warte jest więcej niż trzydzieści pięć milionów – wierzymy, że tak jest, wiemy, że tu i teraz tak właśnie jest. Podobnie jak wiemy, że radość z kupna ananasa przewyższa wszelkie inne radości.

Tutaj to kwestia perspektywy, podobnie jak w opowiadaniu „Hadamek”, gdzie śmierć, którą można by uznać za banalną, zyskuje większe, mistyczne zdarzenie, bo po pierwsze niemal fizycznie sąsiaduje z dopiero raczkującym życiem, a po drugie spotyka kogoś, kto zatruwając życie innym sam był symbolem wściekłej walki o przetrwanie.

Świat Dybczaka zaludnia wielu takich „siłaczy”, odgrywających społeczną rolę, którą najczęściej narzucają sobie sami. Twardziele: rybacy pracujący w Norwegii na trawlerach, drwale, myśliwi, pasterze – chodzące synonimy męskości, o twarzach ogorzałych wiatrem i słońcem, o spracowanych dłoniach, których Dybczak delikatnie pozbawia skorupy, odsłaniając ich miękkie wnętrze. Nie ma jednak w tym żadnej złośliwości czy kpiny – autor nie tyle zdziera pancerz, co pomaga go zdjąć, by jego bohaterowie choć przez chwilę mogli odetchnąć swobodnie, przypomnieć sobie tego mieszkającego w nich chłopca, który całą noc czeka w lesie na to, by upolować zwierzynę, aż nie zda sobie sprawy, że spotkało go coś znacznie ważniejszego: pierwsza lekcja pozorów, rządzących światem dorosłości.

To właśnie z takich małych (pozornie) wzruszeń, złości czy zadziwień składa się świat Dybczaka. Układają się one w naturalny rytm, narzucony przez naturę, podlegający rytmowi pór roku i cyklowi ludzkiego życia. Doskonale oddaje to opowiadanie „Ziemia”, liryczna opowieść o przyrodzie, zwierzętach i człowieku zatrzymanych w panoramicznym zimowym kadrze, gdzieś między sielskim krajobrazem wsi, a blokowiskami miasta. To prawdziwa kwintesencja „Pana wszystkich krów”.

 

Przeczytaj także: W ZGODZIE | Andrzej Stasiuk, Kucając

Przeczytaj także:  Kronika przemijania | Piotr Paziński, Pensjonat  

 

Andrzej Dybczak, Pan wszystkich krów

Nisza 2017

%d bloggers like this: