recenzja

Kronika przemijania | Piotr Paziński, Pensjonat

Bohater „Pensjonatu” odbywa podróż do krainy dzieciństwa. Ale tylko po to, by się przekonać, że po tamtym świecie – świecie żydowskich społeczeństw żyjących wzdłuż kolejowej trasy z Warszawy do Otwocka – zostały tylko cienie. Że zapełniony jest on już nie tyle ludźmi, co wspomnieniami o nich. Wspomnieniami, które materialną formę przybrać potrafią co najwyżej na starej fotografii.

Krajobraz tej części Warszawy jest wciąż charakterystyczny: zanurzone w sosnowej otulinie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego osiedla jednorodzinnych domów, czasem szeregowców, rzadziej domów wielorodzinnych. Położone wzdłuż „linii otwockiej” osiedla Radość, Międzylesie, Miedzeszyn czy Falenica to od dziesięcioleci już część Warszawy. Czasem jednak udaje się tu jeszcze odnaleźć klimat przedwojennych i tuż powojennych uzdrowisk, nawet jeśli charakterystyczne drewniane wille, zwane „świdermajerami”, ozdobione misternymi rzeźbieniami, w większości dawno popadły w ruinę lub spłonęły. Jeśli stoją gdzieś jeszcze wśród sosnowych borów, to tylko jako pamiątka nieistniejącego świata. Jak pisze Jadwiga Dobrzyńska w monografii jednego z tych miasteczek – Falenicy, przed wojną, w 1936 roku, Żydzi stanowili tam większość: 5,3 tys. na osiem tysięcy stałych mieszkańców. A do tego dochodziło około sześciu tysięcy mieszkańców sezonowych, tzw. „letników”, przeważnie uboższych Żydów warszawskich. A potem nastała wojna, która ten świat obróciła w ruinę, nawet jeśli ci, którzy ocaleli, starali się na gruzach dawnych żydowskich miasteczek kultywować namiastkę dawnego stylu życia. Bohater „Pensjonatu” mógł to obserwować. Jest zbyt młody, by pamiętać świat sprzed Zagłady, ale jest świadkiem innego przemijania – dogorywania resztek tego, co przetrwało. Jako dziecko – wraz z ocalałą z Holokaustu babcią – jeździł do jednego z żydowskich pensjonatów przy „linii nadwiślańskiej”, by spędzać tam wakacje, by spotkać rok w rok pana Leona i pana Abrama i słuchać sprzeczek pani Teci z panią Malą. Teraz, kilkadziesiąt lat później, bohater wraca w tamte strony, do tak dobrze znanych sobie miejsc. Co zastanie?

„Pensjonat” to wydany kilka lat temu debiut Piotra Pazińskiego. W późniejszych „Ptasich ulicach” wraz z bohaterami wędrujemy nieistniejącymi lub zniekształconymi ulicami „północnych dzielnic” dawnej żydowskiej Warszawy, by z każdym krokiem zagłębiać się w przeszłość i odkryć dawne życie na Orlej, Gęsiej, Wroniej czy Kaczej. „Pensjonat” jest swoistym preludium do tamtych wędrówek – tu też współczesna wizyta jest tak naprawdę próbą odtworzenia w pamięci tego, co znikło, lub raczej znikało powoli, jak drzewo, któremu podcięto korzenie. Inspiracją do wspomnień bohatera są odnalezione stare fotografie, półki z rozpadającymi się książkami i spotkania z dawnymi mieszkańcami pensjonatu, w których jednak – jak się wydaje – więcej jest próby odtworzenia obrazów z pamięci, wykreowania rzeczywistości, niż jej samej. Książka Pazińskiego to świadectwo „trzeciego pokolenia po Holokauście”, przejmujące przede wszystkim opisem bezsilności wobec przemijania, brakiem nadziei, ale i pewnego rodzaju pogodzeniem się z tym, co nieuniknione.

 

Przeczytaj także: Uchylone drzwi do nieistniejącego świata | Piotr Paziński, Ptasie ulice 

Przeczytaj także: Pisarz i jego księga | Szmuel Josef Agnon, Przypowieść o skrybie i inne opowiadania 

 

Piotr Paziński, Pensjonat

Nisza 2010

%d bloggers like this: