Orla, Gęsia, Wronia i Kacza – „ptasie ulice” w nieistniejących już „północnych dzielnicach” Warszawy. Warszawy żydowskiej, Warszawy zniszczonej, Warszawy martwej. Po tych ulicach chodzi czasem Jakub – młody spadkobierca żydowskiej tradycji, a czasem jego alter ego czyli pierwszoosobowy narrator. W czterech opowiadaniach, składających się na książkę Pazińskiego głównym bohaterem jest jednak ktoś zupełnie inny – Śmierć.
„Kondukt” to metafizyczna opowieść o pogrzebie, który oznacza tak naprawdę kluczenie po labiryncie cmentarnych alejek, wśród macew i drzew, gdzie wszystko jest względne, bo nagrobki wędrują zastępowane czasem przez drzewa. Cmentarz nie jest już tylko cmentarzem, ale żywym organizmem, który rozszerza się „pochłaniając nowe tereny, a może nawet całe miasto”. Staje się kamienną pustynią, po której przyszło się tułać narodowi wybranemu.
Ta tułaczka i poszukiwanie celu nigdy się nie kończy – w opowiadaniu „Staruszek” narrator próbuje odnaleźć mężczyznę, którego spotykał niegdyś w parku. Ale – jak w całej książce – nie szuka go wśród dzisiejszych ulic i wieżowców Warszawy, lecz w przedwojennej książce telefonicznej, kupionej w starym antykwariacie. Książce niezwykłej, bo – podobnie jak żydowska rzeczywistość stolicy – tak i spis numerów kurczy się zaraz po przyniesieniu do domu, jakby próg antykwariatu był bramą z innego wymiaru, gdzie wszystkie przedmioty żyją przeszłością, której nie da się przenieść do współczesności. To kraina umarłych, do której wkraczamy też w opowiadaniu „Mieszkanie”, gdzie bohater czuwa przy zwłokach znajomej starszej pani.
Takich bram jest tu więcej – w „Manuskrypcie Izaaka Feldwurma” bohater musi odnaleźć starą, przedwojenną siatkę „ptasich ulic”, bo tylko wtedy zyska szanse na odzyskanie rękopisu powieści, pisanej latami przez urzędnika w podrzędnej kancelarii adwokackiej. Opisane w niej miasto nieistniejące, miasto Żydów, bohater zwiedza, wchodząc do piwnic zburzonych kamienic. To znowu metafora, w której narrator znajduje wciąż „nowe przejścia, które niepostrzeżenie wyłaniały się z mroku tam, gdzie jeszcze niedawno ich wcale nie było”.
Przeczytaj także: GŁOSY NIEWYSŁUCHANYCH | Swietłana Aleksijewicz, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety (У войны не женское лицо)
„Ptasie ulice” wymagają lektury wnikliwej, wspartej szperaniem w słowniku, bo pełne są słów z żydowskiej tradycji i religii, których autor nie zamierza tłumaczyć niewtajemniczonym. Nic dziwnego – w prozie Pazińskiego – skądinąd redaktora naczelnego żydowskiego miesięcznika „Midrasz” – przecież w zasadzie nie ma gojów. To hermetyczny świat Żydów, do którego nie dostajemy klucza, lecz oglądamy go ukradkiem, jak bohater „Mieszkania”, który przez szparę w drzwiach zagląda czasem nieśmiało do pokoju dr Kamińskiej, bez nadziei, że kiedykolwiek będzie mu dane tam wejść.
Piotr Paziński
Ptasie ulice
Wydawnictwo Nisza 2013