O tym co dzieje się za Spiżową Bramą możemy się tylko dowiadywać z szeptów i przecieków. Owszem, czasem łasy dóbr doczesnych kamerdyner wyniesie na światło dzienne brudy z Instytutu Dzieł Misyjnych (banku watykańskiego), albo gadatliwy prałat zdradzi jakiś wstydliwy sekret biskupa. Jakiś nuncjusz przespaceruje się po nadmorskiej promenadzie na karaibskiej wyspie wzbudzając powszechne zgorszenie, a skandale związane z niemoralnym życiem dotkną „żołnierzy”. Ale tego co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Kaplicy Sykstyńskiej możemy się tylko domyślać.
Wiek XX rozpoczął epokę „wielkich papieży” i trudnych pontyfikatów. Najpierw Watykan toczył bój z „bolszewicką nawałą”, potem stanął w obliczu faszyzmu i sowieckiego komunizmu. Gdy zapadła „żelazna kurtyna” wydawało się, że świat podzielony został na świat wolny od religii i ten, gdzie istniała wolność religijna. Szybko jednak okazało się, że przed kościołem stanęło nowe wyzwanie – o laicyzacja społeczeństwa. Receptą na kryzys wiary wydawał się Sobór watykański II, jednak ledwie udało się księży odwrócić przodem do wiernych i wprowadzić liturgię w językach narodowych, wybuchł karnawał Solidarności i upadł mur berliński. Znowu świat się zmienił i ujawnione zostały nowe skandale wcześniej przez urzędników kurii skrzętnie zamiatane pod dywan. Gdy wydawało się, że torsje związane ze skandalami pedofilskimi, nadużyciami wobec kobiet i dzieci kościół ma już za sobą, a najdłuższy pontyfikat ostatnich stuleci będzie trwał wiecznie, nastał wiek XXI. I znowu się zaczęło. Nastąpiła pierwsza dobrowolna abdykacja papieska, a na Stolicę Piotrową wstąpił papież z trzeciego świata i mocno zamieszał. Zaczął porządki w watykańskiej stajni Augiasza, co spowodowało transfer mafijnych pieniędzy do rajów podatkowych. Jako papież chciał Kościoła ubogiego, co wywołało furię kurii. W kościele wywołał dyskusję o rozwodnikach, gejach i święceniach kapłańskich żonatych mężczyzn. Był sumieniem świata pogrążonego w chaosie imigracyjnym. Stał się głosem uchodźców w sporze z białymi populistami z bogatych krajów północy.
A potem zmarł.
I właśnie tu zaczyna się ta alternatywna historia.
Choć właściwie, poprzez retrospekcje i wspomnienia bohaterów, rozpoczynamy wizytę w Watykanie chwilę wcześniej. Cofamy się do początku ostatniego dnia na ziemi następcy św. Piotra. Robert Harris wyraźnie stwierdza, że nie powinniśmy doszukiwać się podobieństw między obecnym papieżem, a postacią zmarłego Ojca Świętego, ale trudno takiego podobieństwa nie dostrzec, jeśli spojrzymy na czas i miejsce akcji. Analogii jest zresztą więcej: papież powieściowy też nie mieszka w apartamentach położonych w Pałacu Apostolskim, nie ufa kurii i powiedział w jednym z wywiadów, że jego pontyfikat nie będzie długi – cokolwiek miałoby to znaczyć.
„Konklawe” zaczyna się w ponury, dżdżysty, listopadowy wieczór – w godzinę śmierci papieża. Przy łóżku zmarłego Ojca Świętego w Domu Świętej Marty zbierają się najważniejsi kardynałowie kurii rzymskiej. Do Watykanu ściągają z całego świata kardynałowie. Właściwy wyścig po najważniejsze trofeum konklawe – Stolicę Piotrową – rozpoczyna się jednak u wezgłowia łoża papieskiego. Bój stoczą ze sobą preferiti. Nie obędzie się przy tym bez prania brudów, intryg, tajnych akt, gry pozorów, nagłych zwrotów akcji pod wpływem działania „ducha Świętego” i – dosłownie – chwytów poniżej pasa, ale też prawdziwej niespodzianki.
„Konklawe” należy bowiem do gatunku political fiction, jest to więc zabawa intelektualna w poszukiwanie odpowiedzi na pytanie co by się stało, gdyby… Zabieg ten jednak nie prowadzi do poszukiwania wyjaśnienia przyczyn zgonu papieża. Bo wszystko na to wskazuje, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych. Tworzy jednak klimat zamkniętego pokoju, który ostatecznie – zgodnie ze schematem tego typu opowieści – powinien doprowadzić nas do ostatecznego wyjaśnienia zagadki. Nie jest to jednak tajemnica tożsamości mordercy, ale to, kto zostanie następnym papieżem.
Całą opowieść w ryzach trzyma pozornie chłodna narracja Dziekana Kolegium Kardynalskiego. Czy jednak kardynał Lomelli okaże się tylko neutralnym obserwatorem scen dziejących się pod fantastycznym freskiem Michała Anioła zdobiącym sklepienie kaplicy? Czy wśród elektorów w ogóle jest nowy papież? A jeśli jest, to kto nim będzie? Czym kierują się elektorzy dokonując swoich wyborów? I czy na te wybory można wpłynąć z zewnątrz? Dodatkowego smaczku tej historii dodaje nieodparte wrażenie, że to zmarły papież zza grobu steruje konklawe.
Ta opowieść to też thriller, w którym napięcie rośnie w miarę czytania. Kolejne karty pochłania się błyskawicznie. Czytelnik w każdym rozdziale zaskakiwany jest czymś nowym, niespodzianym i nieoczekiwanym zwrotem akcji, co jeszcze bardziej pobudza apetyt na jak najszybsze zgłębienie tajemnicy konklawe. W warstwie fabularnej opowieść przypomina „Anioły i Demony” Dana Browna, choć sposób narracji i niespodziewane zwroty akcji bardziej przypominają najważniejszą powieść tego autora „Kod Leonarda da Vinci”. Klaustrofobiczny i duszny klimat opowieści z kolei przywodzi na myśl powieści Agaty Christie. Natomiast pomysł akcji trwającej raptem kilka dni przypomina nieco inną powieść Roberta Harrisa – „Autora widmo” („Ghostwriter”). Jednak dość już poszukiwania analogii. Dostaliśmy do ręki świetny thriller polityczny, ze zgrabnie narysowaną akcją dziejącą się w świecie pełnym intryg, w niesamowicie pięknej scenografii Kaplicy Sykstyńskiej i przyległych sal Muzeum Watykańskiego. Z czystym sumieniem – żeby trzymać się linii powieści – mogę tę książkę polecić każdemu, kto chce zobaczyć świat za Spiżową Bramą.
Przeczytaj także: Demaskatorka | Harlan Coben, Już mnie nie oszukasz
Przeczytaj także: Kryminał z morskich odmętów | Jørn Lier Horst, Szumowiny
Robert Harris, Konklawe (Conclave)
Przełożył Andrzej Szulc
Albatros 2017