Najbardziej lubimy te melodie, które już znamy, prawda? Prawda, ale co zrobić, gdy melodia znana, ale słowa jakby nowe? Bo co zrobić, gdy przesyceni scenami z hollywoodzkiej ekranizacji, nagle zmuszeni jesteśmy skonfrontować nasze doświadczenia z adaptacją teatralną? Piętnastominutowe owacje na stojąco i oklaski po niemal każdej piosence – tak pękająca w szwach widownia warszawskiego Teatru Muzycznego Roma reagowała na spektakl „Mamma Mia!” w tydzień po premierze.
Szukasz informacji o płycie? Zobacz tutaj
Co takiego ma w sobie musical „Mamma Mia!”, wszyscy wiedzą: znane od lat piosenki grupy ABBA, porywające nie tylko muzyką, ale i tekstem, ubrane w dość prostą – ale nie nazbyt prostą – fabułę: oto mieszkająca na małej wysepce Sophie, córka Donny, zaprasza na ślub trzech mężczyzn, swoich potencjalnych ojców – Harry’ego, Billa oraz Sama – wielką, niespełnioną miłość swojej matki. I tyle. Reszta to wynikające z tej intrygi konsekwencje, mniej lub bardziej zabawne.
Ja to wiem, ty to znasz
Dobrze – ale co jest takiego w „Mamma Mia!” podanej w wersji teatru Roma? Czy to rzeczywiście tylko powtórka z rozrywki? I tak, i nie. Choć za znanym filmem z Meryl Streep, Amandą Seyfried i Piercem Brosnanem stali producenci i reżyserka oryginalnego przedstawienia musicalowego, to jednak nie mamy do czynienia z utworami tożsamymi. Piosenka „Dzięki za muzykę (Thank You For The Music)”, która w filmie służy zaledwie za tło pod napisy końcowe, tu pełni istotną dramaturgiczną rolę, podobnie jak wspaniała „Jaka to gra (Name of The Game)”, której w filmie nie ma w ogóle czy „Ja to wiem, ty to znasz (Knowing Me, Knowing You)”. A to nie koniec niespodzianek – wystarczy wspomnieć o nieco innych okolicznościach wykonania piosenki „Nasze lato (Our Last Summer)”.
DO POCZYTANIA TAKŻE:
Jacek Y. Łuczak, Tylko nie śpij 2. COŚ NAM GROZI WE ŚNIE? ABSURD!
Anna B. Kann, Do zobaczenia w Barcelonie. ZWIEDZAJ, KOCHAJ SIĘ, TAŃCZ
Haruki Murakami, Sputnik Sweetheart (スプートニクの恋人). SUMIRE PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA
I oto dochodzimy do sedna: do polskich tekstów piosenek, które mniej lub bardziej wiernie nuciliśmy sobie dotąd po angielsku. Przez całe przedstawienie zastanawiałem się jakby to było, gdyby aktorzy śpiewali oryginalne teksty. Czy ucierpiałby przekaz? A może wręcz przeciwnie: obeznani ze słowami widzowie wtórowaliby artystom? Nie sprawdzimy tego. Z pewnością szkoda, że Roma nie pokusiła się zawczasu o wydanie płyty z piosenkami, bo jestem sobie w stanie wyobrazić przedstawienie zbliżone atmosferą do koncertu Maryli Rodowicz, gdzie każda piosenka oznacza radość z możliwości zanucenia jej sobie choćby pod nosem. Jestem przekonany, że tak by było, bo teksty w tłumaczeniu Daniela Wyszogrodzkiego są niemal bezbłędne. Niemal, bo jednak trudno znaleźć rym w zbitce „Dancing queen” – „siedemnaście lat”, który w oryginalnym tekście, a więc ze słowami „only seventeen”, jest jednak zachowany. Być może znaczenie miała tu – wspomniana przez tłumacza w jednym z wywiadów – ortodoksyjna wręcz dbałość producentów oryginalnego przedstawienia o dokładne tłumaczenie. Podobnie razi nieco słowo „Monaco” z piosenki „Kasa, kasa, kasa (Money, Money, Money)” z wziętym z oryginału akcentem na ostatnią sylabę. Ale to drobiazgi, które nie zmieniają faktu, że przeboje ABBY po polsku to doskonałe piosenki. Wyszogrodzki (autor genialnych przekładów do „Upiora w operze” czy „Nędzników”) nie byłby przecież sobą, gdy kilka razy nie pozwolił sobie na tłumaczenie nie tyle wierne, co ładne. Genialna ballada „Zwycięzca bierze bank (The Winner Takes It All)” – wróżę jej pozasceniczna karierę – czy „Jaka to gra”, a także tytułowa „Mamma Mia” pokazują talent tłumacza w całej okazałości.
Dzięki za muzykę
Wybaczcie, że tyle o tekstach, ale odzywa się we mnie filolog. Przejdźmy jednak do innych elementów przedstawienia, przede wszystkim do scenografii. W porównaniu z filmem (wracam do ekranizacji, bo obawiam się, że mimo coraz większego światowego obycia Polaków mało który z widzów jest w stanie warszawskie przedstawienie porównać z broadwayowskim) teatralna scenografia może przecież być najsłabszym ogniwem. Nie jest. A to miedzy innymi za sprawą olbrzymich, ruchomych paneli LED-owych, na których realizatorzy wyczarowują i morze, i niebo z płynącymi leniwie chmurami i wszelkie inne elementy tła, niezbędne dla fabuły, a nawet – ni stąd ni z owąd – wielką ruchomą tapetę z czerwonych kwiatów. Przyczepić się można tylko do jednego: takie rozwiązanie aż prosi się o częstsze wykorzystanie. Gdy w piosence „Forsa, forsa, forsa” Donna odpływa w marzenia o bogactwie, czekamy wręcz na pełną rozmachu wizualizację tych marzeń. A jeśli już o scenografii mowa: klaszczcie na końcu, co sił, a będzie wam dane – powrót do 1976 roku, gdy ABBA była w Polsce i do kultowego dla mojego pokolenia „Studia 2”. Więcej nie powiem, sami zobaczycie.
Oczywiście przedstawienie to przede wszystkim aktorzy. Mogę ocenić tylko tych, którzy wystąpili w sobotę, 28 lutego, o godz. 19. Alicja Piotrowska jako Donna zachwyca nie tylko głosem (co oczywiste w musicalu), ale wręcz dziewczęcym optymizmem, choć trudno przecież jej postać – kobiety w kwiecie wieku, tkwiącej w pułapce zarówno samotności jak i wymagającego wiecznych napraw hotelu – ocenić jako chodzącą radość. Zofia Nowakowska jako Sophie i Paweł Mielewczyk jako jej narzeczony Sky są bezbłędni (grający Sky’a naprzemiennie Paweł Góralski w tym konkretnym przedstawieniu występował w zespole wokalnym, ale wyróżnia się w nim na tyle, że i on prawdopodobnie gwarantuje dobre przedstawienie). Największą uwagę zwraca jednak Izabela Bujniewicz jako Rosie, przyjaciółka Donny – na piosenkę „Zaryzykuj mnie (Take A Chance on Me)” w jej wykonaniu warto czekać do końca, choć trzeba oddać też sprawiedliwość Beacie Oldze Kowalskiej w roli drugiej z przyjaciółek – Tani. Obie panie mogłyby w każdej chwili podbić serca dowolnej widowni swoim wykonaniem piosenki „Chiquitita”. No i na koniec panowie: doskonały w swej nieśmiałości Krzysztof Cybiński jako Harry oraz pewny siebie Paweł Podgórski jako Bill. No i Janusz Kruciński jako Sam. Przyznam, że bardziej zachwycił mnie on jako wokalista, niż jako aktor. Szczegolnie w porywającym wykonaniu piosenki „S.O.S”.
Bez wątpliwości: „Mamma Mia!” w Romie to przedstawienie obowiązkowe dla każdego miłośnika musicali. I jeszcze rada: jeśli chcecie zaśpiewać jedną z piosenek tak jakbyście znali ją wcześniej, lub byli na wieczorze karaoke, to koniecznie długo i intensywnie klaszczcie.
Mamma Mia!
Teatr Muzyczny Roma, 28 lutego 2014
Reżyseria Wojciech Kępczyński
Przekład piosenek ABBY jest rewelacyjny. Jestem pod wrażeniem! Piosenki wpadają w ucho po polsku jak i po angielsku, szczególnie piosenka tytułowa „Mamma Mia!”