Co byśmy poczęli bez języka? Z pewnością seks nie byłby taki sam, a już na pewno nie umielibyśmy o nim tak barwnie opowiadać.
Wie to doskonale Maria Sachalina, rosyjska pisarka, w zaawansowanej fazie kryzysu twórczego – jedna z bohaterek „Obscenariusza”. Maria mieszka w Moskwie, a jak doskonale wiadomo, Rosja nie tyle jest krajem, co stanem świadomości. Tej rozgorączkowanej, nieuznającej półcieni, intensywej – w miłości, w nienawiści, w seksie. Sachalina jest tej intensywności najlepszą ilustracją: kobieta około pięćdziesiątki, coraz bardziej niespełniona, poznaje młodego, ba!, młodszego do niej o połowę, biseksualnego dziennikarza Wiktora Daniłowicza Danczenkę. Musi między nimi zaiskrzyć, bo Wiktor jest męskim wcieleniem cech, które w kobiecej wersji aż rozsadzają Marię – bezkompromisowości w każdej dziedzinie, głodu przeżyć, którego nic nie zaspokoi, poddania się miłosnemu odurzeniu bez żadnych ograniczeń, w końcu poddania się erotycznej epistolografii, snutej również językiem nie znającym granic, przede wszystkim granic słowotwórstwa. W związku tych dwojga żar więc nie gaśnie, lecz wręcz rozpala kochanków coraz bardziej, pochłaniając nawet w pewnym momencie równoległy związek Wiktora. Jest tu dokładnie tak samo jak w „Życiu Adeli” Abdellatifa Kechiche’a – siła przeżyć jest porównywalna, podobnie jak brak tabu w pokazywaniu seksu, różnica jest jedynie taka, że tutaj homoseksualny związek wieje nudą, a w pewnym sensie także zakłamaniem, za to seks kobiety i mężczyzny to źródło najsilniejszych emocji.
„Obscenariusz” to zbiór opowiadań, ale trafniej byłoby określić ten tom jako orzeczenie i siedem przydawek. Orzeczeniem jest właśnie opowiadanie o Marii i Wiktorze – „Przyjdź do mnie” – zajmujące pół książki, przydawki to znacznie krótsze opowieści, którym jednak również nie brakuje intensywności. Czego tu bowiem nie ma! Jest i Balzak w burdelu i związek kazirodczy i własne organy w słoiku jako dowód uczuć.
„Pręgi” Magdaleny Piekorz, według powieści Wojciecha Kuczoka „Gnój”
„Senność”
Odwołanie do języka, do części zdania, nie jest przypadkowe – język u Kuczoka odgrywa rolę główną. Rozumieć to należy dosłownie: język doprowadza bohaterów do orgazmu – zarówno podczas szczegółowo opisanych minet jak i obciągania, ale język to także niezwykle giętkie narzędzie snucia opowieści. Szczególnie w opowiadaniu „Przyjdź do mnie”, w którym Kuczok posuwa (!) się do takich zabaw słowem, że paradoksalnie jego „rosyjski” utwór jest nieprzetłumaczalny – nie tylko na rosyjski, ale na żaden chyba język.
Dlatego trzeba tę książkę czytać niespiesznie, smakować każde słowo i każdy słowotwór dokładnie tak jak Wiktor Daniłowicz smakuje genitalia swej kochanki, trzeba przedzierać się przez gąszcz słów, jak przez gąszcz włosów łonowych Marii Sachaliny.
Każdy, kto podjąłby się przełożenia tego opowiadania, a szczególnie korespondencji bohaterów, ich mejli i SMS-ów, musiałby napisać je od nowa, przekładu nigdy nie dokonałby wiernie, stworzyłby raczej utwór oryginalny, inspirowany Kuczokiem. Autor wzbogaca polszczyznę o nowe słowa, może nie zawsze przydatne w życiu, ale niezbędne w jego prozie: „zalistnienie”, „przedcałunki” czy „esemesmanka”; bawi się zbitkami w rodzaju „malignowy chruśniak” czy „podjudzam podudzia twoje”.
Dlatego trzeba tę książkę czytać niespiesznie, smakować każde słowo i każdy słowotwór dokładnie tak jak Wiktor Daniłowicz smakuje genitalia swej kochanki, trzeba przedzierać się przez gąszcz słów, jak przez gąszcz włosów łonowych Marii Sachaliny.
I można też czuć nespełnienie, że – szczególnie z „Przyjdź do mnie” – nie zrodziła się opowieść jeszcze pełniejsza, powieść raczej, niż opowiadanie, historia, która poprowadziłaby bohaterów znacznie dalej, a może raczej głębiej i mocniej. Ale to już wybór autora, który oddaje nam siebie na tyle, na ile uważa to za (nie)stosowne.
Wojciech Kuczok
Obscenariusz. Wypisy z ksiąg nieczystych
Wydawnictwo WAB 2013