wywiad

Marek Stelar: Chcę pisać tak, by zostawiać swoją historię w głowie czytelnika | 10 pytań na nasze 10-lecie

Zupełnie Inna Opowieść ma już 10 lat. Dużo? Mało? Ludzi literatury pytamy o to, jak im upłynęło ostatnie dziesięć lat, co stworzyli, czym się zachwycili, co planują. Dziś Marek Stelar.

Marek Stelar, fot. Bartosz Pussak Photography

Każda kolejna książka jest ważnym krokiem. W zasadzie nie zastanawiam się nad tym, tylko idę przed siebie, nie oglądając się do tyłu, trochę jak z tym mijającym czasem. Owszem, zbieram doświadczenia z poprzednich powieści, uczę się na błędach, staram się ich nie powtarzać, ale jednak nie wracam do przeszłości. I jestem cierpliwy, choć to chyba jedyna dziedzina mojego życia, w której prezentuję taką postawę – mówi Marek Stelar, pisarz, autor m.in. powieści „Rykoszet”, „Niepamięć”, „Blizny”, „Sekta”, „Głębia”, „Skrucha”, „Krzywda” (za którą zdobył w 2023 roku Nagrodę Wielkiego Kalibru), „Wybrana”, „Przegrana”, „Intruz”, oraz książki dla dzieci „Chaos i spółka na tropie”. Pierwszą recenzję jego książki, „Intruza”, opublikowaliśmy 10 marca 2020 roku, a pierwszy wywiad 11 lutego 2022 roku.

Zupełnie Inna Opowieść: 10 lat – dużo? Mało?

Marek Stelar: I dużo, i mało. Ponad dwadzieścia procent mojego życia, czyli całkiem sporo, a jednocześnie minęło jak chwila, aż nie do wiary. Większość tego czasu spędziłem pewnie na pisaniu i myśleniu o powieściach, a wiadomo: wtedy czas płynie inaczej. Świadomość jego upływu uderza najbardziej, kiedy ogląda się swoje zdjęcia, a potem patrzy na siebie w lustrze. I własne dzieci, poza niezaprzeczalnymi walorami cudownych istot, one też są doskonałym instrumentem pokazującym, jak ten czas, za przeproszeniem, zapierdala. Przestałem się już temu dziwić, sprzeciwiać i z tym polemizować. Wolę skupić się na tym, co tu i teraz, i mieć tylko gorącą nadzieję, że jeszcze kilka następnych dziesięcioleci przede mną.

Debiutowałeś w 2015 roku powieścią „Rykoszet”, dziś jesteś autorem niemal dwudziestu powieści i wielu opowiadań. Jak wspominasz tę ostatnią (niecałą) dekadę od debiutu? Widzisz jakieś istotne kamienie milowe w swojej twórczości?

– Każda kolejna książka jest ważnym krokiem. W zasadzie nie zastanawiam się nad tym, tylko idę przed siebie, nie oglądając się do tyłu, trochę jak z tym mijającym czasem. Owszem, zbieram doświadczenia z poprzednich powieści, uczę się na błędach, staram się ich nie powtarzać, ale jednak nie wracam do przeszłości. I jestem cierpliwy, choć to chyba jedyna dziedzina mojego życia, w której prezentuję taką postawę. Od czasu debiutu moim podstawowym założeniem było to, żeby skupiać się wyłącznie na pisaniu, a nie na tym wszystkim, co jest z nim związane i często nawet konieczne, tak jak autopromocja. Niektórzy autorzy gubią proporcje i kończy się to smutno, co wielokrotnie obserwowałem i co dało mi do myślenia. A gdybym miał faktycznie wskazać jakieś punkty zwrotne, to pewnie byłoby to nawiązanie współpracy z Wydawnictwem Filia, wyróżnienia na festiwalach Kryminalna Piła i oczywiście Nagroda Wielkiego Kalibru za „Krzywdę”. A poza tym, każdy nowy bohater literacki, którego tworzę.

Czy gdybyś mógł się cofnąć, zmieniłbyś coś w swoim pisarskich decyzjach (inne gatunki, tematy)?

– Chyba nie. Piszę w gatunkach, które lubię najbardziej. Trochę po nich skaczę, ale dzięki temu nie zamykam się w jednej szufladce. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś umie opowiadać historie, to opowie każdą. Jasne, że najlepiej opowie tę, która gatunkowo będzie mu najbliżej, dlatego nigdy nie pokuszę się o napisanie thrillera erotycznego. Chociaż z drugiej strony życie nauczyło mnie jednego: nigdy nie mów nigdy… 

Od czasu debiutu moim podstawowym założeniem było to, żeby skupiać się wyłącznie na pisaniu, a nie na tym wszystkim, co jest z nim związane i często nawet konieczne, tak jak autopromocja. Niektórzy autorzy gubią proporcje i kończy się to smutno, co wielokrotnie obserwowałem i co dało mi do myślenia.

Czemu zacząłeś pisać?

– Tak naprawdę dlatego, że przestało mi wystarczać czytanie. Nigdy nie chciałem być pisarzem, nie robiłem niczego w tym kierunku, jak wielu moich kolegów i koleżanek po piórze, którzy naprawdę mocno i od dawna pracowali na swój sukces, z powodu itp. czego mam lekkie wyrzuty sumienia. Mój sukces jest trochę dziełem przypadku i szczęścia, choć nie mam również wątpliwości, że także jakichś umiejętności, a przede wszystkim zapału, który włożyłem w to wszystko, kiedy już okazało się, jak cudowne jest opowiadanie stworzonych przez siebie historii.

Gdybym jednak nie został pisarzem, to byłbym…

– Wciąż kleiłbym domki, czyli tworzył makiety architektoniczne. Uwielbiałem tę robotę i porzuciłem ją tylko dla pisania, bo coś musiałem wybrać, a pisanie kocham jednak bardziej. No i czas nie jest z gumy…

Uważasz swoje pisarskie marzenie za spełnione? Jeśli tak, to dlaczego. Jeśli nie, to co jest tym marzeniem?

– Jestem absolutnie i w stu procentach spełniony. Zadebiutowałem. Napisałem kolejne powieści, które zostały wydane. Utrzymałem się i wciąż utrzymuję na powierzchni, mimo że wody oceanu, którym jest rynek wydawniczy bywają burzliwe i zdradliwe. Znalazłem w końcu wydawnictwo, z którym współpracuje mi się świetnie i komfortowo. Jestem czytany. Moje powieści są nagradzane, choć tak naprawdę liczy się to pierwsze. Mam głowę pełną pomysłów i robię to, co kocham, czyli zawodowo opowiadam historie. Czego więcej mógłbym chcieć? Chyba tylko tego, żeby to wciąż trwało, choć liczę się ze wszystkim. Jeśli moje pisanie z jakichś powodów się skończy, wciąż jeszcze pozostanie czytanie…

Nigdy nie chciałem być pisarzem. Mój sukces jest trochę dziełem przypadku i szczęścia, choć nie mam również wątpliwości, że także jakichś umiejętności, a przede wszystkim zapału, który włożyłem w to wszystko, kiedy już okazało się, jak cudowne jest opowiadanie stworzonych przez siebie historii.

Czego oczekujesz od literatury? Swojej literatury i literatury w ogóle.

– Z literaturą jest trochę jak z samochodami: od smarta i małego fiata po bentleya czy lamborghini. Różnica jest taka, że na literackiego bentleya nie musimy wydawać fury pieniędzy i w związku z tym, możemy mieć taką książkę, jaką chcemy przeczytać, a nie tylko tę, na którą nas stać. Graham Masterton kosztuje mniej więcej tyle samo, co Olga Tokarczuk i chyba dlatego od zawsze bardziej interesowałem się książkami, a nie motoryzacją. Wybór zależy od nas i tego, co lubimy. Ja chcę dostać historię, która zrobi na mnie wrażenie, będzie opowiedziana interesującym językiem, a po odłożeniu książki, chcę jeszcze długo o niej myśleć. A najlepiej kiedyś jeszcze do niej wrócić. I tak też chciałbym pisać: zostawiać swoją historię w głowie czytelnika.

Jakie książki (albo inne dzieła kultury) cię ukształtowały – jako człowieka, jako pisarza? (ulubione książki, ulubieni pisarze). Masz ulubionego bohatera literackiego? Swojego? Cudzego?

– Nigdy nie przeczytałem żadnego poradnika dotyczącego pisania. Moją jedyną zasadą od początku było: pisz tak, jak lubisz czytać i tego trzymam się do dziś. Oczywiście mój warsztat się rozwija, pisanie ewoluuje nie tylko w wyniku doświadczenia, którego nabywam z upływem lat. To także efekt lektury wszystkich książek, które przeczytałem w tym czasie i zanim zacząłem pisać. Każdy ma taką bazę, a ci, którzy piszą, wykorzystują ją w tym, co robią. Niewątpliwie zaczęło się od Stephena Kinga, mojego mistrza oraz Nienackiego, Niziurskiego i Bahdaja. Dziś, jako dojrzały człowiek i czytelnik mogę powiedzieć, że mistrzów mam kilku: John LeCarre, Kurt Vonnegut, Chuck Palahniuk, Cormack McCarthy. Ich historie wywarły na mnie ogromny wpływ również w aspekcie pisarskim, jako doskonałe przykłady genialnej , pomysłowej fabuły opowiedzianej cudownym językiem, czasem bogatym i plastycznym, a czasem oszczędnym i przez to dobitnym. Jeśli wszyscy piszący próbują dorównać swoim mistrzom, to jestem wyjątkiem, bo wiem, że nigdy im nie dorównam, ale za to mogę z nich czerpać garściami. Co z radością czynię!

Kiedy nie piszę, to…

– Ja zawsze piszę, nawet jak nie piszę! To, nad czym akurat pracuję wciąż miele się w głowie praktycznie w każdej chwili. Moje przetrwałe ADHD jest przekleństwem i błogosławieństwem jednocześnie. Od jakiegoś czasu słyszę głosy, że wydawanie czterech czy pięciu książek w roku nie jest dobrą drogą, bo skończy się rozmienieniem na drobne i tak dalej. Przejście na zawodowstwo dało mi czas, którego kiedyś nie miałem, w przeciwieństwie do zapału i pomysłów, które były zawsze. Piszę, bo uwielbiam to robić, staram się trzymać poziom i nie umiem, a nawet nie chcę wyłączyć w głowie tej funkcji: „przerwa”. Oto cała tajemnica!

27 września ukaże się twoje „Milczenie”. A nad czym teraz pracujesz?

– Aktualnie, ocierając z czoła rzęsisty pot piszę zimową komedię prawie kryminalną pt. „Włoska robota”, czyli kolejne perypetie Miśka i Szwagra. Potem od razu zaczynam dość mroczną serię z nowym bohaterem, której fabuła powoli układa mi się w głowie. I może jeszcze w tym roku uda się zacząć kolejny kryminał dla dzieci. A precyzując pytanie: ja nie pracuję, ja się świetnie bawię!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: