felieton

Stowarzyszenie | Felieton Dawida Kornagi | #przerwanysenkornagi

Kiedyś marzyło mi się Stowarzyszenie Umarłych Poetów. Z wiekiem okazało się, że jednak więcej wychodzi ze mnie prozy niż poezji. To jeszcze nie powód, by unikać poetyckiego nastroju czy przestać wierzyć w natchnienie. Pisanie prozy to proces wielokrotnie rzemieślniczy, od przywiezienia desek pomysłu, po heblowanie akcji, aż wreszcie składanie mebli fabuły. Nie mówiąc już o zachowaniu stylu, w którym to wszystko powstaje – pisze w majowo-czerwcowym felietonie Dawid Kornaga.

Dawid Kornaga, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com

Z doświadczenia wiem, że natchnienia wystarczyłoby na zbicie kilku konstrukcji. Można je sobie „kreować” na przykład używkami czy jakimiś radykalnymi akcjami, tylko ile można, dzień, tydzień, pół roku, kiedy przed nami, załóżmy, półtora roku pracy? Aby powstała cała konstrukcja, niezbędna jest więc cierpliwość, krytycyzm, również względem siebie, zawziętość w pozytywnym tego słowa znaczeniu, no i coś w rodzaju wiary, że nasza historia ma sens, coś odkryje, coś podpowie, a może nawet czegoś nauczy naszych odbiorców – niezależnie, czy będzie to powieść, czy też jej adaptacja na scenariusz, czy scenariusz oryginalny.

Dlatego jakże cieszy mnie docenienie przez tuzów rodzimej literatury. Niecałe pół miesiąca temu zostałem przyjęty do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Przyznam uczciwie, nigdy nie było to moim celem. Żeby pisać, nie potrzebowałem być w żadnej „wspólnocie” ludzi pióra. Pogodzony od początku, że pisze się w samotności. Że skazanym się jest na tę samotność, której owoce docierają do setek czy tysięcy czytelników. Nikt mi nie pomógł w debiucie oprócz redaktora, któremu spośród tysiąca nadsyłanych do czołowego wydawnictwa książek właśnie moja przypadła do gustu. Nikt nie załatwił stypendiów, pobytów rezydenckich czy spotkań, jedynie sam dorobek na to „zarobił”. Bycie prozaikiem to naturalna część mojego życia i nie potrzebuję „urzędowej” pieczątki. Jedynym uznaniem i mobilizatorem do dalszej pracy jest support wydawcy oraz aprobata czytelników, tyle.

Ale czy zadowalanie się życiem na takiej wyspie powinno być niezmienne? Ta uwaga dotyczy nie tylko pisania, dotyczy również pasji każdego, kto coś robi, a nie tylko jest.

Tak się stało, że inicjatywa autora-przyjaciela, kilkuletniego członka Stowarzyszenia nieco zmieniła moje nastawienie. Uzmysłowiła mi, że członkostwo w organizacji, która poważnie podchodzi do sprawy, która ma potencjał („niewyczerpany”, zarapowałaby Paktofonika), to dołączenie do instytucji potrzebnej, pożytecznej. Należy przy tym pamiętać, że to Stowarzyszenie decyduje, czy zostanie się przyjętym, to nie jest konto, które sobie zakładamy po utworzeniu loginu i wklepaniu hasła, sito jest gęste, wymagania konkretne, a też mam świadomość, że moja proza do „świętych” nie należy. W sumie dobrze, nie ma nic gorszego niż przybrać kształty jednej z wielu podobnych do siebie pisanek wielkanocnych.

Nawet sam „we własnej osobie” ChatGPT rzecze: Głównym zadaniem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich jest jednoczenie i reprezentowanie polskich pisarzy, ochrona ich praw oraz zapewnienie platformy do dyskusji i aktywności literackiej. Celem stowarzyszenia jest rozwijanie literatury w Polsce oraz promowanie polskich autorów zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej.

Skoro AI tak twierdzi, to nie ma zmiłuj, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich dzięki swojej misji ma sens i potencjał. Ale sens i potencjał to za mało, potrzebni są ludzie, którzy to realizują. A ci tu są, widzę to na co dzień. Zawsze też potrzebna jest świeża krew; mam nadzieję, że taką okaże się również moja. Nie wszystko zapewne się udaje w stu procentach, promocja literatury to nie sprzedaż chleba wygłodniałym, którzy łykną każdy kawałek. Ale to nie korporacja z excelami i zwolnieniami dla „nieproduktywnych” menedżerów. Kilka lat temu powstała z inicjatywy ambitnych i zdolnych autorów swoista przeciwwaga dla Stowarzyszenia — Unia Literacka. To także ma sens, by ekosystem wspierania autorów obejmował różne pola widzenia i działania, twórców o zróżnicowanym dorobku oraz osiągnięciach. Ostatecznie każdy sukces tych aliansów na platformie propagowania kultury działa z pożytkiem dla wszystkich. Konkurencja przestaje być konkurencją, mobilizując obie strony do kreatywnej aktywacji.

W tym „branżowym” tekście, muszę to podkreślić, dla czytelnika fakt, czy autor książki, którą trzyma w dłoni i zamierza się z nią zmierzyć, jest członkiem Stowarzyszenia, jest tak naprawdę bez znaczenia. Literatura musi obronić się sama, żadne komitywy jej nie pomogą, jeśli jest mdła, nijaka, przewidywalna czy zwyczajnie nudna.

Jestem uczulony na wszelkie „układy”, jednocześnie mam świadomość, że coraz trudniej wydawnictwom promować czytelnictwo na dawnych zasadach. Niezależni recenzenci są na wymarciu jak stare smartfony, które już nie uploadują najnowszej aktualizacji systemu. A jak jeszcze dychają, oczywiście niezależni recenzenci, a nie smartfony, ich opinie giną w tornadzie opłaconych newsfeedów influencerskich. Złośliwy paradoks, bo kino, czytaj serwisy streamingowe coraz częściej sięgają po prozę. Pisarze uczą się fachu scenarzystów (ja też nie odpuszczam), scenarzyści inspirują się powieściami. To niezwykle pozytywna eksplozja. Dlatego każde stowarzyszenie, które statutowo „robi” dla słowa pisanego, jest tlenem w powietrzu literatury. I poezji, żeby nie było.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: