recenzja

Koło Fortuny | Wacław Holewiński, Cieniem będąc, cieniem zostałem

Oto hulaka w jednej chwili wygrywa w Monte Carlo równowartość 774 kilogramów złota – tak Wacław Holewiński zaczyna powieściową parabiografię Karola Jaroszyńskiego, jednej z najważniejszych postaci początku XX wieku, o której dziś jednak mało kto pamięta. O „Cieniem będąc, cieniem zostałem” pisze Jakub Hinc.

Krupier zakręcił kołem, Jaroszyński „…postawił pięćdziesiąt tysięcy franków na czerwoną osiemnastkę. Zamknął oczy, nie patrzył, słyszał brzęk kulki przeskakującej w kole ruletki z przedziału do przedziału, a potem już tylko krzyk. Wygrał tej nocy dwa miliony franków, rozbił kasyno”. Fortuna puściła do niego oko – tak właśnie autor „Cieniem będąc, cieniem zostałem”, z przytupem, wprowadza na scenę utracjusza przepuszczającego rodowy majątek, a jednocześnie człowieka, który stał się pod koniec drugiej dekady XX wieku jednym z najbogatszych Polaków na świecie. To postać jak najbardziej autentyczna, choć dziś właściwie niemal całkowicie zapomniana.

Polski Midas

Wygrana w Monte Carlo z Karola Jaroszyńskiego w jednej chwili uczyniła krezusa, który od tej chwili – niczym mityczny król Frygii – wszystko czego od tej pory dotknął, zamieniał w złoto. I nie jest to twierdzenie na wyrost. Bo ten urodzony w Kijowie syn powstańca styczniowego, rzeczywiście stał się jednym z najpotężniejszych kapitalistów, i to nie tylko na skalę imperium Romanowów, w którym mieszkał. Był więc największym na świecie właścicielem cukrowni, pakietów kontrolnych wielu banków, pałaców i kamienic, dostarczał broń i finansował wojny. Jego majątek w roku 1916, czyli w samym środku walk Wielkiej Wojny, szacowano na 1 mld 276 mln rubli, czyli około… 200 mld obecnych polskich złotych. To fortuna, która pozwoliłaby mu nawet aspirować do ręki jednej z carówien.

Fortuna kołem się toczy

Marzenie o takim mariażu, zawrotna kariera w bankowości i finansowe eldorado poddane musiały zostać kapryśnym wyrokom historii. Wszak zaledwie dziewięć lat później, w nocy, z 16 na 17 lipca 1918 roku, w stanowiącej już bolszewickie dominium Rosji Radzieckiej, rozstrzelana została rodzina carska. Świat, jaki znał Jaroszyński, runął w gruzach.

Najpotężniejszy człowiek w imperium, przynajmniej z punktu widzenia posiadanego majątku, właściciel banków i pałaców, w jednej chwili stał się uchodźcą, przedzierającym się przez objęty szałem rewolucji kraj. Jeszcze wówczas Jaroszyński miał wciąż wpływy i pozycję, które pozwalały mu organizować wsparcie dla „białych”. Po wojnie, już w odrodzonej Polsce, reputacja znakomitego finansisty uczyniła z niego nawet doradcę finansowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Choć tak naprawdę jego ówczesna popularność była już tylko słabnącym echem zamierzchłej sławy.

Wczoraj i dziś

To wszystko fakty, które każdy zainteresowany biogramem Jaroszyńskiego znajdzie zaraz po wpisaniu jego nazwiska w wyszukiwarce internetowej. A jednak z drugiej strony niewiele o Jaroszyńskim wiemy, a raczej: nie funkcjonuje w zbiorowej pamięci tak, jak na to zasłużył. Jak to się stało? Holewiński też zadaje sobie to pytanie w posłowiu do powieści. „Wydaje się, że wszędzie na świecie, choćby tylko z racji bogactwa, byłoby o takim człowieku głośno. W Polsce prawie nikt go nie zna. Zapomniano? Dlaczego?” – pisze. I dodaje: „Rozumiem, że w PRL-u nie można było o nim mówić. Nie bez powodu przecież bolszewicy chcieli go zamordować. Ale dziś?”.

Autor wypełnia tę oczywistą lukę wiedzy o Jaroszyńskim, czyniąc przy tym wszystko, by pisząc o nim pokazać nie tylko ubranego w garnitury od drogiego krawca dżentelmena i bywalca światowych salonów, ale też filantropa i patriotę. By pokazać ze wszech miar fascynującą postać, która miała u stóp cały świat, a przecież przyszło jej też z czasem niemal mierzyć się z biedą i zapomnieniem.

Ale pokazuje też Holewiński przy okazji korespondującą z bogatym życiorysem bohatera całą przebogatą galerię mniej lub bardziej znanych postaci, zawsze istotnych dla ukazania tła początku XX wieku i towarzystwa, w jakim obracał się Jaroszyński. Zabieg ten pozwala też na osadzenie bohatera w konkretnej przestrzeni i czasie, i na ukazanie całego jego potencjału. Oraz ogromu straty, jakiej doświadczył.

Przeczytaj także:

Pikarejska parabiografia

Holewiński przypomina wszak o człowieku, którego biografia jest pikarejską opowieścią, za tło mającą choćby realia carskiego imperium, a nawet carskiego dworu, a przy tym w jakimś stopniu koresponduje choćby z narracjami w rodzaju filmu „Wall Street” Olivera Stone’a – choćby poprzez opis kulis pomnażania fortun, z tym jednak zastrzeżeniem, że Jaroszyński byłby zdecydowanym przeciwieństwem filmowego Gordona Gekko. Bo bohater Holewińskiego to jeden z głównych fundatorów KUL, który w swoim portfelu inwestycji miał też wspieranie polskich organizacji edukacyjnych i patriotycznych działających w imperium oraz działalność charytatywną i otwarte serce dla sierot, co stawia go na zdecydowanie przeciwległym biegunie świata wielkich finansów, niż owego wychwalającego chciwość bohatera moralitetu Stone’a.

Życiorys Jaroszyńskiego – opowiedziany na kartach powieści Holewińskiego – mógłby też niejednego twórcę zainspirować do stworzenia scenariusza dla filmu sensacyjnego, bo znajdziemy tam i hazard, i zamach na życie bohatera w Operze Paryskiej, dokonany zapewne przez bolszewików, jako żywo przypominający zresztą próbę otrucia Skripala przez agentów Putina, znajdziemy również wielkie pieniądze, kontakty ze szpiegami i finansowanie kampanii wojennych.

Człowiek w cieniu

Dlatego aż dziw, że tak niewiele dziś wiemy o Karolu Jaroszyńskim, podobnie zresztą jak o wielu innych ludziach, z którymi historia obeszła się po macoszemu, bo nie pasowali do tej czy innej ideologii. A nie pasowali choćby dlatego, że przypominali o tym, iż na szacunek, sukces, majątek, trzeba zapracować uczciwie, trzeba umieć się dzielić z będącymi w potrzebie i w tym wszystkim zachować przyzwoitość.

Holewiński podjął się zatem ważnego zadania, próbując przywrócić potomności pamięci o Karolu Jaroszyńskim. Co jednak ważne, pisze o nim jako o człowieku, z jego potrzebami, nadziejami i pragnieniami. Nie stawia go na cokole, ale pozwala mu, wraz ze śledzącymi jego losy czytelnikami, zanurzyć się w świat imperialnych balów, kasyn, rewolucji i niepodległości, podlewając to wszystko gęstym sosem narracji doskonale skrojonej do potrzeb opowiedzianej parabiografii człowieka, który przez całe życie będąc nieco w cieniu, ostatecznie – zgodnie z tytułem powieści – w cieniu pozostał. To ważne, bo tylko tak – poprzez narrację o człowieku, a nie o pomniku – można zapełnić lukę o Jaroszyńskim w zbiorowej pamięci i przywrócić tę nietuzinkową postać do głównego nurtu debaty publicznej.

Wacław Holewiński,  Cieniem będąc, cieniem zostałem
Wydawnictwo Lira, Warszawa, 22 marca 2023
ISBN: 9788367654081

Here is an profligate who in an instant wins the equivalent of 774 kilograms of gold in Monte Carlo – this is how Wacław Holewiński begins his novel parabiography of Karol Jaroszyński, one of the most important figures of the early 20th century, but about whom hardly anyone remembers today. Jakub Hinc writes about „Cieniem będąc, cieniem zostałem” (A shadow being, I became a shadow).

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: