„Drelich. Prosto w splot” jest osadzoną w polskich realiach klasyczną powieścią sensacyjną, gangsterską, skrojoną według najlepszych wzorców, opowiadającą m.in. o konsekwencjach kradzieży tożsamości – o książce Jakuba Ćwieka pisze Jakub Hinc.

Jakub Ćwiek jest już czytelnikom powieści sensacyjnych autorem znanym – w 2019 r. pojawiła się jego książka „Szwindel”, gdzie oprócz intrygi kryminalnej na plan pierwszy wysuwał się wątek oszustwa „na gapa”. To iluzja, polegająca na tym, by zręcznie odwrócić uwagę widowni i tak zmanipulować uczestników „spektaklu”, by nie zauważyli przekrętu. Już wówczas autor zwracał uwagę na inne rodzaje przestępstw, w tym kradzież tożsamości. W książce „Drelich. Prosto w splot” Ćwiek rozwija tę myśl, czyniąc to oszustwo jedynym z istotniejszych elementów powieści.
Ta opowieść zaczyna się w chwili, gdy pomorski gangster SMS-em przesyła do swojej żony wiadomość, która ścina jej krew w żyłach. Na zdjęciach, które wysłał Zygmunt Wójcik, widoczny jest dobrze zbudowany, uśmiechnięty mężczyzna, w którym jeden z „żołnierzy” bossa rozpoznaje swojego dawnego kompana. Czy ów mężczyzna romansuje z żoną Wójcika, jak podejrzewa gdański gangster? Wójcik, nie chcąc, by o jego „problemie” dowiedziało się szersze gremium, wysyła do Warszawy swoich pomagierów, by zbadali sprawę. Od tej chwili rozpoczyna się polowanie, w którym jednak role myśliwych i zwierzyny dopiero zostaną określone.
Kim jednak jest tytułowy Drelich? Nie bez kozery Ćwiek dał swojemu bohaterowi nazwisko kojarzące się z pewnym rodzajem mocnej, grubej, półlnianej lub lnianej tkaniny wykonanej w splocie skośnym, z osnową potrójną. I taki jest Marek Drelich: mocny, ale nie gruboskórny, dzielący swój czas na wypełnienie trzech ról – pracującego indywidualnie złodzieja, który jeśli nie musi, to nie krzywdzi ponad miarę, ojca, który dla zapewnienia bezpieczeństwa swojej rodzinie gotów jest wyruszyć z jednego końca Polski na drugi i skorzystać z „przysługi”, za którą sam będzie musiał słono kiedyś zapłacić i w końcu faceta, który gdy musi, umie się ostro bić, o czym przekonają się ci wszyscy, którzy go zlekceważą.
Przeczytaj także:
I choć jest to zdecydowanie „męska” powieść sensacyjna, pełnymi garściami czerpiąca z klasyki gatunku, do tego książka, która nawet bez większej ingerencji scenarzystów może zostać przeniesiona na ekran kinowy lub stać się podstawą do nakręcenia sensacyjnego miniserialu, z pościgami, bijatykami i brutalną walką o przetrwanie w przestępczym świecie, to w moim przekonaniu, paradoksalnie prym w niej wiodą postaci kobiece, nawet jeśli przez autora zostały umieszczone na drugim planie.
Iza Lemańczyk, była już żona Marka Drelicha, okaże się być w tej rozgrywce kimś znacznie bardziej istotnym niż tylko matką dzieci złodzieja i właścicielką ciastkarni na jednym z warszawskich osiedli. Z kolei Milena Wójcik, za sprawą której niefrasobliwego uwikłania się w telefoniczno-mejlową znajomość z adoratorem ukrywającym się za wakacyjnymi fotkami Drelicha, rozkręci się spirala pościgów, bijatyk i koncertowego lania, jakie co oczywiste dostaną czarne charaktery, okaże się klasyczną femme fatale, której początkowa słabość, ostatecznie da siłę do działania. I jest jeszcze Weronika, która choć tu jest postacią raczej trzeciego planu, to z powodu pewnych jej działań błędem byłoby ją przeoczyć.
Nie jest jednak tak, że budując trójwymiarowe postaci kobiece, autor męskich bohaterów potraktował sztampowo. Wprost przeciwnie, nawet „aktorzy drugiego planu” zostają ukazani na wielu płaszczyznach, a to podbijając stawkę jak Pumba, Szary czy Adaś, a to jak Gracjan obniżając „ciśnienie”, gdy pojawiają się na scenie wydarzeń z wdziękiem lokalnego obszczymurka. Rys charakterystyczny poszczególnych postaci pozwala zajrzeć do ich wnętrza i przyjrzeć się ich motywacjom i inspiracjom, nawet jeśli – z racji „zawodu” – przede wszystkim chodzi im o łatwy szmal.
Przeczytaj także:
Autor okazuje się być znakomitym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości, potrafiącym oddać ją w najdrobniejszych szczegółach, zarówno w warstwie fabularnej czy w detalach budujących klimat tej opowieści. I nawet jeśli niektóre z tych zabiegów nie popychają akcji, to budują nastrój i ukazują kondycję bohaterów, a ta wciąż ulega metamorfozom. Bo „Drelich” aż kipi od emocji, a chęć zemsty, rewanżu, to tylko najprostsze z odczuć, które Ćwiek odmalowuje na kartach tej książki. Dlatego sceny rozgrywające się na autostradzie, w nocnym klubie, rezydencji gangstera i w gabinecie dyrektora szkoły choć tak różne, wydają się tak prawdziwe.
Ćwiek pozostawia jednak nierozwiązany pewien istotny wątek – to klasyczny cliffhanger, który niewątpliwie stanowi zaproszenie do sięgnięcia po kolejne przygody Marka Drelicha. Zapowiada je wydawnictwo, poza tym wskazuje na to fakt, że mamy w powieści podtytuł, co zwykle zapowiada serię, a poza tym zwyczajnie w dobrej powieści sensacyjnej wszystkie sprawy muszą zostać rozwiązane.
Jakub Ćwiek, Drelich. Prosto w splot
Marginesy, Warszawa 2021