Ryszard Ćwirlej obnaża kulisy nieposkromionej zachłanności, czerpiącej pełnymi garściami z ludzkiej łatwowierności i strachu, zabierając nas jednocześnie w szaloną kryminalną podróż, w której nie zabraknie też charakterystycznego dla tego autora poczucia humoru – o „Tęczowej Dolinie” pisze Przemysław Poznański.

Wierzycie w cuda? Lepiej uwierzcie, bo przecież „Tęczowa Dolina” jest właśnie opowieścią o cudach. Czasem o tych wytłumaczalnych, ale niezwykłych poprzez swoją rzadkość, jak choćby nagły spadek, który po ciotce otrzymuje emerytowany milicjant Bronisław Cieślak, pseudonim Borewicz (zbieżność nazwisk przypadkowa), a czasem pozornie niedających się nijak wyjaśnić. W katalog tych cudów wpisuje się fala uzdrowień, które wydarzają się w Ustroniu Morskim za sprawą niejakiego ojca Bernarda, pustelnika zamieszkującego jeden z poniemieckich bunkrów. Nic dziwnego, że do mężczyzny ustawia się długa kolejka chorych, bo przecież zdarzają się w naszym życiu i takie momenty, gdy skłonni jesteśmy odrzucić racjonalizm i zawierzyć temu, co być może wydaje się nadprzyrodzone, za to z pewnością odpowiada na zapotrzebowanie wszystkich tych zdesperowanych, którzy gotowi są uwierzyć nawet w to, co niemożliwe, jeśli tylko zaordynowana zostanie im recepta zawierająca panaceum na ich strach, także ten przed śmiercią.
Co ważne, uzdrowiciel nie bierze za swoją posługę ani grosza, hojnie obdarowuje za to przyjezdnych buteleczkami z cudowną miksturą, mającą jednak zadziałać tylko wtedy, gdy chory modlić się będzie o swoje uzdrowienie i w tej intencji złoży datek w miejscowym kościele. Czy można wątpić w taki cud?
Można, a nawet trzeba. Z Warszawy wyrusza więc nad morze ekipa jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych, z dziennikarzem śledczym Marcinem Engelem na czele. Tak się bowiem składa, że miejscowej dziennikarce udało się ― w imieniu kolegów ze stolicy ― namówić zwykle skrytego ojca Bernarda do udzielenia wywiadu. Można nawet powiedzieć, że dopiero to jest prawdziwy cud.
„Zaginięci”
Problem w tym, że z cuda nie zawsze chcą się zdarzyć wtedy, gdy pragnęlibyśmy tego najbardziej. I tak na miejscu okazuje się szybko, że sprawy mocno się skomplikowały ― uzdrowiciel znikł jak kamfora i nikt nie ma pojęcia, co mogło się z nim stać. Był co prawda był widziany w mieście, a nawet ― jak każdy inny człowiek ― napił się piwa, ale zaraz potem ślad po nim zaginął (czy ― jak stwierdzą policjanci, stał się „zaginięty”).
Ślad zaginął też zresztą po pracowniku pewnej warszawskiej korporacji, pracującym nad ważną prezentacją dla zagranicznego inwestora. W tym przypadku zagadka zaginięcia rozwiązana zostaje jednak stosunkowo szybko ― mężczyzna znaleziony zostaje martwy w swoim mieszkaniu, z raną postrzałową głowy. To wprawdzie kończy poszukiwania tego mężczyzny, jednak rodzi kolejne pytania: o sprawcę i motyw zbrodni.
Przeczytaj także:
Te dwie pozornie niezwiązane ze sobą sprawy wrzuca Ryszard Ćwirlej w spójną kryminalną opowieść, w której po raz kolejny spotykamy bohaterów powieści „Niebiańskie osiedle”, a więc młodego warszawskiego policjanta Franka Kaczmarka i Jowitę, jego dziewczynę, również policjantkę, a także Kamilę, koleżankę Engela z pracy. Przede wszystkim jednak na scenie zdarzeń pojawia się znowu babcia Matylda Kaczmarek, przebywająca na zasłużonej emeryturze podpułkownik MO, której nawet do pięt nie dorasta panna Marple z powieści Agathy Christie.
Na kłopoty babcia Matylda
Ryszard Ćwirlej snuje pozornie odległe wątki, by po mistrzowsku powiązać je w opowieść o zachłanności żerującej na łatwowierności, czy naiwności. Ekipa Engela szybko bowiem przekona się, że Ustronie to miejsce, tyleż przesiąknięte zabobonną wręcz wiarą, charakterystyczną dla „miejsc świętych”, co od dawna powiązane niewidzialną, ale bardzo mocną siecią wzajemnych układów, korupcji, znajomości, koleżeńskich przysług, sięgających całej bez mała miejscowej wierchuszki.
Trudno będzie z tego grona wyłuskać tych kilku uczciwych, którzy oparli się pokusie, a dzięki którym może udać się rozwikłać zagadkę. I to niejedną, bo pomagająca Cieślakowi babcia Matylda także w sprawie spadkowej znajduje drugie dno. A że dom, który jest przedmiotem testamentu, leży w Chłopach, stosunkowo niedaleko Ustronia, to jest rzeczą oczywistą, że emerytowana milicjantka wplącze się też w poszukiwanie uzdrowiciela. I prawdę mówiąc, to ona zacznie w całej sprawie grać z czasem pierwsze skrzypce.
Z odrobiną humoru
Autor „Tęczowej Doliny” ma tę niezwykłą umiejętność, że tworząc kryminalną intrygę ― a przy tym całkiem na serio piętnując zło, w tym to, które na celownik bierze najsłabszych, a więc choćby osoby starsze, schorowane, ufne, przerażone wizją choroby czy śmierci ― jednocześnie potrafi ubrać swoją opowieść w odrobinę nienachalnego humoru.
Głównie jest to humor wynikający z konstrukcji bohaterów. Nikogo nie trzeba przekonywać, że babcia Matylda, zaprzeczająca stereotypowemu wizerunkowi emerytki, nawet kpiąca z niego w żywe oczy i z łatwością zapędzająca adwersarzy w kozi róg, nieraz wywoła u nas uśmiech. Podobnie jak nieporadność Engela w sprawach uczuciowych (a może nawet życiowych). Ale mistrzowskim wręcz posunięciem autora jest kreacja lokalnych policjantów, głównie aspiranta Konopki, którzy jako żywo stają się tu spadkobiercami (choć nie wprost) funkcjonariuszy MO z neomilicyjnej serii Ćwirleja, z ich prostodusznością, wątpliwym profesjonalizmem, z językową manierą pełną słownych nieporadności, z ich życiową filozofią, a czasem nawet z moralnie niejednoznacznym systemem wartości.
Napiętnować niegodziwość
Wszystkie te elementy, a więc potraktowana śmiertelnie poważnie intryga, w której stawką jest nawet życie bohaterów, a zarazem nakreślony z dystansem, z przymrużeniem oka, rys postaci, pozwalają Ćwirlejowi stworzyć po raz kolejny opowieść pozornie lekką, a przecież jednocześnie taką, której prawdziwą siłą jest osobiste zaangażowanie autora w sprawy społecznie istotne, w chęć napiętnowania szerzącej się niegodziwości i zepsucia.
„Tęczowa Dolina”, z tytułem, który w oczywisty sposób jest zaprawiony ironią w swej błogiej infantylności, opowiada nam więc autor o wilkach w owczej skórze, o schowanym za maską dobra bezwzględnym złu, które nie liczy się z ludzką krzywdą i które sięga już tak daleko, że w zasadzie nie ma jak mu się przeciwstawić. No chyba, że wezmą je w swoje obroty (istniejące jeszcze) wolne media i niezawodna babcia Matylda.
Ryszard Ćwirlej, Tęczowa Dolina
Wydawnictwo Harde, Warszawa, 22 marca 2023
ISBN: 9788367502801