biografia recenzja

Nie tylko noblistka | Ewa Curie, Maria Curie | 155 lat temu urodziła się Maria Skłodowska-Curie

Biografia Marii Curie, pióra jej córki Ewy, pokazuje nam nie tylko wielką uczoną, ale też córkę, siostrę, guwernantkę, studentkę, żonę i matkę – tak przez pryzmat dokumentów i relacji świadków, jak i z prywatnej perspektywy – pisze Jakub Hinc. 155 lat temu urodziła się Maria Skłodowska-Curie.

Na najnowszej historii nauki, ale też świata, żadna inna kobieta nie odcisnęła swojego piętna bardziej niż Maria Curie. Aż trudno zatem uwierzyć, że najczęściej uwieczniana na fotografii noblistka – ze starannie ułożoną fryzurą, z włosami przyprószonymi siwizną, odziana w czarną suknię zapinaną po szyję, często stojąca na tle laboratorium – była też małą dziewczynką, podlotkiem, zadurzoną w synu swoich chlebodawców guwernantką i mdlejącą z niedożywienia studentką paryskiej Sorbony.

Biografia Marii Skłodowskiej-Curie, spisana przez jej córkę, jest pierwszą napisaną po śmierci noblistki, a teraz po raz pierwszy wydaną w Polsce w pełnej wersji. Ma zatem ten oczywisty walor, że opisuje jej życie widziane nie tylko przez pryzmat dokonań naukowych i listów, czy nawet rozmów ze świadkami, ale też często zawiera relacje z pierwszej ręki, relacje osób wciąż jeszcze ją pamiętających, przyjaciół i współpracowników. Dzięki temu wyłania się z książki obraz inny niż tylko nobliwej Madame Curie. Odbrązowiony, choć przecież wciąż stawiający ją na najwyższym podium w świetle jupiterów. Portret matki, ale i Anciupecio, Maniusi, Mani i panny Marii.

Née Skłodowska

Maria Skłodowska urodziła się 155 lat temu, 7 listopada 1867, w czasach, gdy panienki były uczone dobrych manier, prowadzenia domu, religii i konwersacji, ale nie matematyki, fizyki czy chemii. Nie miały też wstępu na uniwersytety. A jednak Skłodowska staje nam przed oczami jako pierwsza kobieta na stanowisku profesora Sorbony i dwukrotna laureatka Nagrody Nobla. Jak to możliwe? To zapewne także kwestia ambicji. Najlepszą chciała być zawsze. Nauczyła się czytać wcześniej niż jej starsza siostra Bronia, a na zakończenie gimnazjum zdobyła złoty medal. Wykazywała też inne, niżby się po niej spodziewano, zainteresowania. To ona, jako kilkuletnia dziewczynka, w gabinecie ojca „(…) zatrzymuje się przed najukochańszymi swymi przedmiotami. Jeden z nich – to precyzyjny barometr ścienny. (…) Drugi zaś – to gablotka z kilkoma półkami, pełna przedziwnych i uroczych przedmiotów: leciutkich wag, tubek szklanych, próbek minerałów… Ach, znajduje się tu nawet elektroskop z płytkami ze złota!”. I chociaż mała Mania „nie ma pojęcia, do czego mogą służyć te przedziwne cudne cacka (…) ojciec po prostu powiedział jej ich nazwę: PRZY-RZĄ-DY-FI-ZYCZ-NE”.

Młodzież wcale nieciekawa

Te przyrządy używane przez jej ojca, będącego nauczycielem w gimnazjum na warszawskich Nowolipkach, dla małej Mani Skłodowskiej nie są tylko fascynującymi artefaktami z gabinetu ojca, czasami zabieranymi przez niego na lekcje, ale staną się wyznacznikami jej przyszłej drogi życiowej, o których nigdy nie zapomni i nie raz będzie do nich wracać we wspomnieniach.

Skoro w czasie, gdy panna Skłodowska ukończyła gimnazjum, podwoje polskich uniwersytetów były zawarte dla kobiet, siostry Skłodowskie zdecydowały się zawiązać spółkę, która miała im pomóc wydostać się za granicę. Uznały bowiem, że „działając w pojedynkę, żadnej z nas nie uda się wyjechać”. Ewa Curie opisuje jaką drogę musiały przejść córki Władysława Skłodowskiego, aby móc studiować. Pierwsza do Paryża pojechała starsza Bronka, druga miała jechać Maria, co zresztą w pewnym momencie zawisło na włosku. A to z powodu romansu z synem ziemian, Żórawskich, u których była guwernantką.

Pomnik Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, fot. zupelnieinnaopowiesc.com

Okres, jaki panna Maria spędziła w Żórawińcu, a z którego dokładną relację przytacza biografka, nie tylko ilustruje ówczesną rzeczywistość Polski pod zaborami, ale zawiera też cierpką charakterystykę ówczesnych polskich „elit”.

W liście do Heni, przyjaciółki z czasów gimnazjum, z którą brała udział w Uniwersytecie Latającym, Skłodowska pisze: „Tu był bal w Trzy Króle; znaczna ilość figur, kwalifikujących się na parawan była obecną, ja obserwowałam i bawiło mnie to bardzo; już to młodzież wcale nieciekawa, panny zaś albo gąski nie mówiące, albo też prowokujące w wysokim stopniu; są podobno i inne rozumniejsze, ale dotąd moja Brońcia Ż.[órawska] wydaje mi się brylantem ze względu na inteligencję i zrozumienie życia”. I dalej żali się koleżance: „Mniejsza już, że są w stanie się bawić, kiedy wszyscy stoją materyjalnie niedaleko zera, ale jak mogą się tak bawić wobec takiego położenia kraju; rzeczywiście ci ludzie mają odwagę cywilną”.

Na poddaszach Dzielnicy Łacińskiej

Na szczęście guwernanckie lata, mimo zawodu uczuciowego, którego doświadczy w Żórawińcu, a może właśnie dzięki niemu, kończą się wyjazdem do Paryża, gdzie zatrzyma się Skłodowska u Bronisławy i jej męża Kazimierza Dłuskiego. „Często też zbierają się u nich goście i dobrze wszystkim wiadomo w polskiej kolonii, że „do Dłuskich zawsze przyjść można” – napisze biografka o okresie, gdy Maria mieszka u siostry i jej męża.

Pozna tam przyszła noblistka pianistę, wirtuoza Ignacego Jana Paderewskiego, będącego wówczas u początków swojej wielkiej kariery, w przyszłości premiera i ministra spraw zagranicznych w odrodzonej Polsce. Pozna też przyszłego prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Stanisława Wojciechowskiego i swojego przyszłego szwagra Stanisława Szalaya – późniejszego współtwórcę Towarzystwa Fotograficznego Warszawskiego i prekursora fotografii barwnej, męża najmłodszej Skłodowskiej – Heleny.

Jednak ten wieczny rozgardiasz panujący u Dłuskich przeszkadza Marii, szuka więc małego mieszkanka, tylko dla siebie i znajduje takie lokaliki, często bez bieżącej wody i oświetlenia, na poddaszach Dzielnicy Łacińskiej. To tam przy świetle lampy naftowej, przy zimnym piecu, pogrążona nad notatkami z wykładów zapomina często nawet o jedzeniu.

Oczami córki

Tym, co tej konkretnej biografii dodaje wartości, jest jednak nie tylko wydobyta z rodzinnych sekretarzyków i komód, epistolografia prowadzona przez Marię, która nierzadko odsłania siłę jej charakteru i bezkompromisowość w pojmowaniu nauki. Ale to też spojrzenie na matkę oczami córki. Na matkę i jej małżeństwo z Piotrem Curie. Biografka, co wymaga podkreślenia, właściwie nie znała swojego ojca. Piotr Curie zginął bowiem w wypadku komunikacyjnym, zmiażdżony przez konny wóz towarowy, gdy najmłodsza córka noblistów nie miała jeszcze ukończonych dwóch lat. Nie przeszkodziło to jednak Ewie na zbudowanie intymnego portretu związku rodziców, opartego na umiłowaniu czystej nauki i niespotykanego wręcz szacunku do prawdziwej wiedzy. Ale też na ich potrzebie kontaktu z przyrodą i umiejętności cieszenia się nią w czasie rajdów rowerowych i wędrówek, podczas których mogli być ze sobą.

Przeczytaj także:

Zresztą relacjom matki z ojcem Ewa Curie poświęca w biografii wiele miejsca, rekonstruując ich wspólne życie i pierwsze spotkanie, które opisuje tak: „Piotr Curie był pełen szczególnego wdzięku, na który składała się powaga i – jakby trochę niedbała – łagodność. Wysoki i w bardzo osobisty sposób wytworny, mimo ubrań zbyt luźnych, niemodnie skrojonych, miał twarz o regularnych rysach, ogromnie spokojną, i bardzo piękne orzechowe oczy o niezrównanym wyrazie: głębokim, pogodnym – rzekłbyś oderwanym od wszelkich poziomych spraw świata”.

Nasz ideał ogólnoludzki

Piotra zauroczyła tajemnicza Polka, znalazł w niej nie tylko kobietę, która go oczarowała swoim pięknem, ale też taką, z którą mógł rozmawiać o nurtujących go zagadkach fizyki i chemii. Zakochany Piotr w przytoczonym przez Ewę liście do Marii w sierpniu 1894 r. napisze: „Obiecaliśmy sobie (prawda?) przynajmniej wielką wzajemną przyjaźń. Oby pani nie zmieniła zdania! – są to bowiem rzeczy, których sobie nakazać nie można i obietnice nic tutaj nie znaczą. A jednak jakżeby pięknie było – nawet nie mogę w to uwierzyć – gdybyśmy spędzili życie razem, zapatrzeni w nasze ideały: Pani ideał patriotyczny – nasz ideał ogólnoludzki i pracy naukowej”.

Dawny Instytut Radowy w warszawie, fot. zupelnieinnaopowiesc.com

Mimo początkowych wahań i niepewności, mająca w pamięci „czarna polewkę”, jaką ją uraczyli w Żórawińcu, Maria ostatecznie przyjmuje oświadczyny Piotra i po ceremonii w merostwie Sceaux, gdzie mieszka ojciec Piotra, wyruszy z nim w podróż poślubną na rowerach ofiarowanych młodożeńcom w prezencie ślubnym. Tak wygląda początek wspólnej drogi państwa Curie opisany przez Ewę.

Metal zbliżony do bizmutu

„Dwa licencjaty, konkursowy egzamin nauczycielski, badania nad magnetyzmem hartowanej stali: oto jest, w końcu roku 1897, bilans wyników osiągniętych przez Marię, która ledwo przyszedłszy do siebie po porodzie, staje do dalszej pracy” – pisze Ewa o matce, która właśnie wydała na świat jej starszą siostrę Irenę. To był początek wielkich zmagań z przeciwnościami losu, brakiem laboratorium i środków na badania nad promieniotwórczością. To jednak nie mogło zniechęcić małżonków Curie. „Na prośbę Piotra dyrektor Szkoły Fizycznej zgadza się dać Marii do dyspozycji oszkloną pracownię na parterze w budynku szkolnym. Jest to co prawda lokal wilgotny i ciasny, zarazem maszynownia i skład różnych rupieci – urządzenia techniczne są tam wprawdzie więcej niż prymitywne, a wygód osobistych dla badacza nie ma wcale, lecz Maria się nie zniechęca” – tak Ewa napisze o tym miejscu, w którym odkryty został polon i rad.

I na jeszcze jedną cechę wspólnej pracy małżonków Curie trzeba zwrócić uwagę. Oni po prostu stanowią tandem, co najlepiej widać, gdy sięga się po dokumenty z tamtych czasów. W cytowanych w biografii „Sprawozdaniach” z lipca 1898 roku czytamy: „Przypuszczamy, że ciało, które wyodrębniliśmy ze smółki uranowej, zawiera nieznany jeszcze metal, zbliżony do bizmutu ze swoich właściwości chemicznych. Jeśli istnienie tego metalu się potwierdzi, proponujemy dla niego nazwę „polon” – od imienia ojczyzny jednego z nas” – przywoła nie bez przyczyny ten fragment biografka.

Katedra po mężu

Honory płynące dla obojga Curie zza granicy, a nawet Nagroda Nobla mają niewielkie przełożenie na tak potrzebne im laboratorium i asystentów. To ich jednak nie zniechęca, choć jak później powie o tym okresie Maria, gdyby mieli lepsze laboratorium i pomocników, to co zajęło im cztery lata mogliby osiągnąć w o połowę krótszym czasie. Ale w końcu zostają, choć z dużymi oporami, pewnie podszytymi zawiścią, docenieni też we Francji. Piotr w końcu otrzymuje swoją katedrę na Sorbonie, a Maria zostaje na niej adiunktem. 

Przeczytaj także:

Bo biografia Marii Curie to też opowieść o niedocenieniu i niezauważeniu. I o zwykłym serwilizmie, który mniej znaczących ludzi stawiał często przed małżonkami Curie. To też historia dobitnie pokazująca, że najtrudniej zostać docenionym przez najbliższe otoczenie. Z biografii dowiadujemy się jak bardzo żenujące były dla małżonków Curie zabiegi o posady, jakie mogły im zagwarantować środki na kontynuowanie pracy badawczej i jak wręcz niezrozumiałe były kolejne odmowy, z którymi się spotykali, mimo niewątpliwych zasług na polu naukowym.

Piotr katedrę na Sorbonie otrzyma dopiero w roku 1904, rok po przyznanej mu wspólnie z Marią i Henrim Becquerelem Nagrodzie Nobla z fizyki za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości. Maria katedrę otrzyma dopiero „w spadku” po mężu. Znamienne jest, że pierwszy wykład zacznie dokładnie w tym miejscu, w którym skończył go Piotr, co symbolicznie zepnie klamrą spuściznę wielkiego uczonego, jakim był monsieur Curie, ze spuścizną współtworzoną, a potem kontynuowaną przez jego żonę.

Rodzice radu

Przy tym wszystkim, całym splendorze jaki na nich spłynął „rodzice radu”, jak zostali ochrzczeni przez prasę, mieli do wyboru dwie drogi: „albo podać im [przemysłowcom] bez zastrzeżeń wyniki naszych prac, włącznie z metodą wydzielania radu (…) albo – kończy Piotr – możemy się uważać za właścicieli: za „wynalazców” radu. I zanim podamy do wiadomości metodę, za pomocą której go otrzymałaś, opatentujemy ją, aby sobie zapewnić prawo do udziału w zyskach i tej produkcji na całym świecie”. To nie były tylko czysto akademickie spekulacje.

Rad znalazł już zastosowanie w medycynie i proces jego pozyskiwania na skalę przemysłową mógł właściwie na zawsze uczynić z nich ludzi bardzo majętnych, posiadających własne, duże laboratorium i wykwalifikowany personel. Odpowiedź Marii, współgrała jednak z postrzeganiem nauki przez Piotra: „Fizycy zawsze ogłaszają bez wszelkich zastrzeżeń wyniki swych badań. Fakt, że nasze odkrycie ma przed sobą także i handlową przyszłość, jest zbiegiem okoliczności, z którego nie wolno nam korzystać. Jeśli zaś rad ma służyć jako środek leczniczy, tym bardziej nie wydaje mi się możliwe, abyśmy zarabiali na nim”.

Pomnik Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, fot. zupelnieinnaopowiesc.com

Czysta nauka

Jednak właśnie to, taka prostota i ufność w naukę w najczystszej postaci i traktowanie jej jako dobra wspólnego, choć nie przyniosło im wielkich pieniędzy, to towarzyszyło małżonkom Curie, a potem samej już Marii na kolejnych etapach kariery i życia, o czym możemy się przekonać z lektury jej biografii.

W końcu powstaje, głównie ze środków od prywatnych darczyńców, Instytut Radowy w Paryżu, ale nieledwie inauguruje swoją działalność wybucha wojna. Madame Curie zamienia więc instytut w szkołę uczącą rentgenologii przyszłych techników pracujących w szpitalach całej Francji. Podczas wojny Maria organizuje też mobilne punkty prześwietleń rentgenowskich, które tysiącom ofiar pocisków, żołnierzom, ratuje nie tylko kończyny przed amputacją, ale nierzadko też życie, gdy chirurdzy wprost pod aparatem do naświetleń przeprowadzali operacje.

Biblijna Salome

Ale jest też w tej biografii wątek nie tyle pominięty, co zamknięty niemalże jednym akapitem. A przecież domniemany romans Marii z Paulem Langevinem, choć trwający ledwie około roku, był dla bliskich bolesny, tym bardziej że odbił się szerokim echem w prasie brukowej. Maria stała się ofiarą ksenofobicznej, antyimigranckiej i antysemickiej nagonki, której echa wciąż jeszcze pobrzmiewały po „sprawie Dreyfusa”. I choć Maria była osobą niewierzącą, choć wychowaną w religii rzymsko-katolickiej, choć pochodziła ze szlacheckiej, inteligenckiej rodziny, to jednocześnie była Polką, a jej drugie imię Salomea, które otrzymała po babce, kojarzyło się nad Sekwaną z biblijną Salome i imieniem często noszonym nad Sekwaną przez Żydowskie kobiety. To podsycało żar uprzedzeń i dolewało oliwy do ognia ksenofobii.

Może był to tylko niewiele znaczący epizod w życiu noblistki, ale nie można też nie zauważyć, że po tragicznym wypadku Piotra musiała Marii doskwierać samotność i musiała znaleźć kogoś, kto nie tylko fizycznie, ale też intelektualnie mógłby otaczającą ją pustkę wypełnić. Ale nie można zarzucić Ewie, że temat niewygodny przemilczała, po prostu nie nadała mu większego znaczenia.

Biografia przywrócona

Biografia pióra Ewy Curie, która wyszła nakładem wydawnictwa W.A.B. w roku 2021, jest nie tylko XXI wydaniem tej pozycji tylekroć wznawianej, ale też wydaniem zmienionym, niemal tożsamym z oryginałem. Polskie tłumaczenie Hanny Szyllerowej z roku 1938 w niektórych fragmentach różniło się od wydania francuskiego, bo w procesie przekładu to i owo zostało dodane, niektóre fragmenty zostały opuszczone, a cytowane listy w polskim wydaniu czasem nie zawierały pełnego tekstu (z kolei dla odmiany fragmenty listów w wydaniach zagranicznych zawierały opuszczenia).

Ponowne opracowanie książki, uzupełnione przez Agnieszkę Rasińską-Bóbr, pozwala odczytać ten tekst jako znacznie bliższy oryginalnej biografii napisanej przez córkę noblistki i pełniejszy, pozwalający odszukać niuanse i docenić zawartą na ich kartach ironię, albo odnaleźć głębię uczuć. Jest to też przykład biografii, którą chce się czytać nie tylko dla poznania historii opisywanej osoby, ale dla kunsztu użytego języka i piękna narracji, pozwalającej mimo upływu czasu – od wydania książki w USA w 1937 roku i krótko potem we Francji upłynęło już ponad osiemdziesiąt lat – oddać się jej lekturze dla zwykłej przyjemności obcowania ze znakomitą literaturą.

Ewa Curie, Maria Curie (Madame Curie)
Przełożyła Hanna Szyllerowa
Przekład uzupełniła Agnieszka Rasińska-Bóbr
Grupa Wydawnicza Foksal/Wydawnictwo W.A.B., 4 kwietnia 2021
ISBN: 9788328086166

___________________

The biography of Marie Curie, by her daughter Eve, shows us not only the great scientist, but also her daughter, sister, governess, student, wife and mother – both through the prism of documents and witness accounts, and from a private perspective, writes Jakub Hinc. 155 years ago Maria Skłodowska-Curie was born.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading