Sylwia Zientek opowiada nam historię niezwyczajną, a przecież prawdziwą – historię wzajemnej fascynacji, przyjaźni, może nawet miłości, między Ludwiką Czechowską a Amedeo Modiglianim. Ale daje nam też przy okazji poruszającą opowieść o cenie jaką płaci się za bezkompromisowość. O powieści „Lunia i Modigliani” pisze Przemysław Poznański.

Dlaczego to historia niezwyczajna? Oto dziewczyna z ubogiej rodziny, emigrantka z Krakowa, żona rewolucjonisty Kazimierza Czechowskiego, spotyka na swojej drodze malarza, geniusza, z którym połączy ją więź tak silna, że dla obu okaże się ona punktem zwrotnym – w życiu i karierze. Spotkają się na paryskim Montparnassie, w kawiarni La Rotonde* i, aż do jego śmierci, nie rozstaną się, nawet jeśli trudno będzie ich nazwać parą. Skomplikowane? Nawet bardzo – niewiele zachowało się dokumentów, mogących pokazać charakter ich relacji, nie opisuje ich wprost nawet w pozostawionych wspomnieniach sama Lunia Czechowska. A przecież pozostaje faktem, że podczas zaledwie czterech lat znajomości Modigliani malował Ludwikę kilkanaście razy, portretując ją choćby na słynnym (dziś zaginionym) obrazie „Kobieta z wachlarzem”, co już samo w sobie świadczyć musi o atencji malarza do modelki. Malarza, przypomnijmy, chimerycznego, niełatwego w kontaktach, nieidącego na kompromisy.
Sylwia Zientek podjęła się zatem zadania literacko niełatwego. Jeśli zostawia od czasu do czasu pole do interpretacji, jeśli unika jednoznaczności, to po to, by pozostać w zgodzie w faktami, by nie iść na lep dramaturgicznie łatwych, a przy tym uproszczonych rozwiązań. Nie ulega bowiem wątpliwości, że autorka skrupulatnie pozbierała istniejące, choć nieliczne fragmenty tej wielkiej i skomplikowanej układanki, by ostatecznie utkać z nich opowieść pełną, skończoną, przynajmniej w sferze emocji. Opowieść przez to plastyczną i wielowymiarową.
Siła sprawcza
„Lunia i Modigliani”, choć wsparta wyobraźnią pisarki, pozostaje historią na wskroś prawdziwą. Jest przecież faktem, że Ludwika Czechowska spotkała artystę w 1916 roku, jest faktem, że marszandem Modiglianiego został Leopold Zborowski, krakowski poeta, przyjaciel Ludwiki, faktem pozostaje też, że to waśnie w domu Zborowskich, gdzie mieszkała także Lunia, artysta namalował większość swoich najbardziej dziś znanych obrazów.
Widzimy więc w książce Sylwii Zientek zmagania mieszkańców kamienicy przy rue Joseph-Bara* o to, by zapewnić Modiemu (jak był nazywany) farby, modelki i codzienną butelkę wina, nawet jeśli w trudnych czasach Wielkiej Wojny często samym Zborowskim brakowało pieniędzy na porządny posiłek, a próby sprzedania dzieł Amedeo (dziś jednego z najdroższych malarzy) najczęściej spełzały na niczym. Oddaje więc autorka zarazem na kartach swojej książki trudny charakter malarza, pokazuje jego fanaberie, uparte trzymanie się przez artystę swoich przyzwyczajeń, jego fobie i nałogi, przez które bywał nieraz trudny we współżyciu, a bywa, że wręcz odpychający. Ale ukazuje też zbawienny wpływ, jaki miała na artystę Lunia – przy niej Modiglini łagodniał. Pozostając bezkompromisowym artystą, pozostając osobą przejawiającą nierzadko zachowania o podłożu autodestrukcyjnym, stawał się człowiekiem bardziej podatnym na przyjmowanie oferowanej mu pomocy.
Przeczytaj także:
I to być może najważniejsze, co powinniśmy o tej relacji wiedzieć. Cokolwiek bowiem łączyło Lunię i Modiglianiego w sferze intymnej, jakichkolwiek tropów, podsuwanych subtelnie przez autorkę, byśmy się nie złapali, najważniejszy pozostaje fakt, że nie byłoby wielu ważnych dzieł malarza bez Lunii – nie jako muzy czy modelki, ale jako siły sprawczej, wparcia, inspiracji. Nie byłoby też prawdopodobnie Lunii bez Modiego. Zanim zastanowimy się bowiem, idąc za fabułą powieści, czy mamy tu do czynienia z przyjaźnią, czy czymś więcej, przyjąć musimy jako pewnik, że stajemy się jako czytelnicy świadkami narastania wzajemnej fascynacji tych dwojga, stanowiącej z jednej strony kanwę dla artystycznej realizacji Modiglianiego, z drugiej – po latach – spełnienia samej Czechowskiej jako marszandki, właścicielki galerii sztuki.
Ja, Lunia
Co ciekawe, wybiera Sylwia Zientek dla tej opowieści narracją pierwszoosobową. Pisząc powieść, która zawiera w sobie elementy świetnie udokumentowanej biografii, tworzy jednocześnie rodzaj „autobiografii”, suplement, a może wypełnienie luk dzienników samej Czechowskiej. To odważna decyzja, bo wymagająca od autorki dodatkowej dbałości o powściąganie fantazji, oszczędne korzystanie z narzędzi fikcji. Troski o to, by nawet na chwilę nie przekroczyć sztywnych granic, wyznaczanych przez to, co z w tej opowieści niezaprzeczalnie prawdziwe i sprawdzone.
Ta pierwszoosobowa narracja wydaje się być jednak wyborem najlepszym, gdy chodzi o oddanie innej prawdy: prawdy emocji. Mówiąc słowami bohaterki, Sylwia Zientek buduje zatem opowieść opartą na osobistym doświadczeniu narratorki, pełną faktów, a przecież bogatą w to, co wymyka się dokumentom z epoki, czy nawet zapiskom z diariusza, a co zatem wymykałoby się klasycznej biografii. Uczucia narratorki – w formie powieściowej w pełni dopuszczalne – tworzą drugą warstwę opowieści, w której jest miejsce nie tylko na opisywanie zdarzeń, ale i miejsce na frustracje, fascynacje, rozczarowania i oczarowania. Autorka traktuje więc formę powieści poważnie – nie tyle fabularyzuje fakty, ile nadaje im ludzki wymiar.
Bez kompromisów
Ten ludzki wymiar widać też, gdy wgryziemy się w tę powieść głębiej, gdy sięgniemy poza warstwę relacji między tytułowymi bohaterami. Dostrzeżemy wtedy de facto opowieść o cenie, jaką płaci się za bycie bezkompromisowym, niezależnym. Dotyczy to Modiglianiego, który wolał wybrać „polską bandę”, gwarantującą mu twórczą swobodę, nawet za cenę wiecznego przymierania głodem, niż „hiszpańską bandę” Picassa, pełną adoratorów znanego twórcy, lecz wymagającą nie tylko bycia podobnym do nich apologetą, ale i tworzenia pod dyktando współtwórcy kubizmu.
Zientek pokazuje, że podobne jednostki przyciągają się. Podobnie bezkompromisowy jak Modigliani, był przecież Leopold Zborowski, nie tylko niechcący rezygnować ze współpracy z malarzem, którego dzieł nikt nie chciał kupować, ale i wspierający go w każdym wymiarze i to zdawałoby się nawet wbrew rozsądkowi – płacący mu więc cotygodniową pensję, opłacający hotel, a potem mieszkanie przy rue de la Grande-Chaumière*.
Obejrzyj także:
Nie idzie też na kompromisy Lunia – gdy trzeba, sama podejmie się zajęcia marchandki, niejednokrotnie spróbuje ratować Modiglianiego, nawet wbrew jego woli (jak choćby w przypadku zachęcania go do wyjazdu na południe Francji dla podratowania zdrowia), przede wszystkim jednak odrzuci narzucaną przez epokę rolę kobiety-strażniczki ogniska domowego, czy nawet kobiety-muzy artysty, na rzecz bycia osobą niezależną, samodzielnie stanowiącą o swojej teraźniejszości i przyszłości.
„Lunia i Modigliani” Sylwii Zientek to zatem czerpiąca garściami z prawdziwych zdarzeń literacka opowieść o spotkaniu dwóch światów, dwóch osobowości, różniących się między sobą usposobieniem, doświadczeniem i temperamentem, a przecież odnajdujących się tam, gdzie połączyła je wspólna siła idei, talentów, charakterów.
Sylwia Zientek, Lunia i Modigliani
Wydawnictwo Agora, 26 października 2022
ISBN: 9788326839993
*kliknij w link i obejrzyj miejsce na naszym filmie wraz z komentarzem Sylwii Zientek
___________________
Sylwia Zientek tells us a story that is out of the ordinary, yet true – a story of mutual fascination, friendship, perhaps even love, between Ludwika Czechowska and Amedeo Modigliani. But he also gives us, in the process, a moving story about the price one pays for uncompromisingness. Przemysław Poznański writes about the novel „Lunia i Modigliani” (Lunia and Modigliani).
Sylwia Zientek nous raconte une histoire hors du commun, mais vraie, une histoire de fascination mutuelle, d’amitié, voire d’amour, entre Ludwika Czechowska et Amedeo Modigliani. Mais il nous livre aussi, au passage, une histoire émouvante sur le prix à payer pour l’intransigeance. Przemysław Poznański écrit sur le roman „Lunia i Modigliani” (Lunia et Modigliani).