Co pisarze polecają do czytania – na Święta i nie tylko? Zobaczcie propozycje Wojciecha Guni, autora takich książek jak „Nie ma wędrowca”, „Powrót”, „Miasto i rzeka”, „Złe wszechświaty” czy powieści „Dom Motta” z tomu „Dom wszystkich snów”, nagrodzonej Nagrodą im. Jerzego Żuławskiego.
Polecane na święta

Dagmara Adwentowska i Agnieszka Biskup, Mamidła, Phantom Books 2021
Rozkwit współczesnej sceny literackiego horroru w Polsce doprowadził do silnego zaakcentowania kobiecego głosu w tym dość zdominowanym przez mężczyzn gatunku, i jest to chyba jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogły spotkać rodzimą literaturę tego nurtu. Prężny, zorganizowany ruch polskich pisarek horroru ma już swoją antologię „założycielską” – „Zabawki” (Wydawnictwo IX), jednak ja chciałem polecić tym razem wspólną książkę Dagmary Adwentowskiej i Agnieszki Biskup. „Mamidła” to szalony miks różnych stylistyk grozowych, bezkompromisowo operujący groteską, dziwacznością, makabrą i smoliście czarnym humorem. Jest świetny zarówno na początek przygody z literaturą grozy, jak i świetny, aby przekonać się, na czym polega specyfika kobiecego horroru. Cóż, jeśli ktoś z was sądzi, że „kobiecy horror” oznacza literaturę bardziej delikatną, to „Mamidła” pozwolą mu ten pogląd dość drastycznie zweryfikować.

Anna Musiałowicz, Kuklany las, Stara Szkoła, 2021
Anna Musiałowicz buduje swoją grozę zawsze na przecięciu realności i baśniowości; aczkolwiek jest to baśniowość nie stroniąca od absolutnego mroku. Wprost przeciwnie: wyprawa do kulkanego lasu to podróż przez peryferyjną ciemność, w głąb świata, którego percepcję coraz bardziej zniekształca narastający niepokój. Nie jest to opowieść, która przeraża erupcjami zgrozy, ale raczej sączy powoli w żyły truciznę. Krótka to historia, ale trwa dokładnie tyle, ile powinna – w dobie powieści dmuchanych przez autorów do ceglanych rozmiarów mnożeniem niepotrzebnych wątków i scen należy docenić tak konsekwentnie i oszczędnie prowadzoną narrację.

Piotr Sawicki, Budząc diabły, Dom Horroru 2021
Literacki horror wciąż ma złą opinię w „mainstreamie”, i jeśli ktoś zajmuje się „poważhną litehatuhą piękhną”, to jest całkiem możliwe, że o gatunku tym myśli z mieszanką wstrętu i pogardy. Dla tych wszystkich pretensjonalnych mądrali Piotr Sawicki – filmoznawca, autor cenionej monografii poświęconej twórczości Akiry Kurosawy – ma komunikat w postaci wyciągniętego środkowego palca i szelmowskiego uśmiechu: „Budząc diabły” to napisany z niebywałą lekkością i erudycją list miłosny do horroru, list bezwstydny, nieuznający żadnych tabu. Sawicki z fantastyczną zręcznością żongluje współczesnymi trendami literatury grozy (mitologia słowiańska), historyczną ezoteryką (nazistowskie eksperymenty okultystycznej proweniencji), rasowym gore, gryzącą ironią i tarantinowską intertekstualnością, czego skutkiem jest jedna z najlepszych polskich powieści grozy ostatnich lat. 600 stron tej szalonej jazdy po najmroczniejszych rejonach popkultury topnieje w oczach, klimat można kroić nożem, a po wszystkim pozostaje przyjemny niedosyt. Jeśli do literatury podchodzicie ąę, bułkę przez bibułkę i z kijem w tyłku, to trzymajcie się od tej książki z dala, zniesmaczy was ona i skrzywdzi, ale jeśli nie – nawet się nie zastanawiajcie.

Paweł Mateja, Nocne, Wydawnictwo IX, 2021
„Nocne” to proza, w której tak się tonie, jak się tonie w koszmarnym śnie – powoli, nieuchronnie, nieodwołalnie. Ligottiańskie koszmary przefiltrowane przez gnostycką wrażliwość, klimat ciężki jak ołów i czarny jak smoła – Mateja wie, jak wprawić czytelnika w osłupienie. A wie, ponieważ to, co i jak pisze, jest do bólu uczciwe. Są horrory rozrywkowe, pulpowe; fajne opowieści z dreszczykiem, i są horrory, które naprawdę wprawiają w ciężki dyskomfort, nawet jeśli nie epatują widowiskową makabrą. Takie właśnie są „Nocne” – wybornie napisane, na swój koszmarny sposób subtelne, i tym bardziej przerażające, im bardziej się wgłębi w ich drugie, trzecie i każde następne dno. Weird fiction to obecnie najprężniej rozwijająca się gałąź literackiego horroru w Polsce, i tak jest za sprawą właśnie takich książek.

Szymon Machjerowicz, Otwieram oczy, Wydawnictwo IX, 2021
Zostajemy przy weird fiction, choć nieco innym. „Otwieram oczy” Szymona Majcherowicza to jedna z najmroczniejszych, najcięższych gatunkowo książek, jakie miałem „przyjemność” ostatnio czytać. To horror, ale taki, gdzie wszystkie inwazje niesamowitości są w gruncie rzeczy rezultatem działania dysfunkcyjnej psychiki – bowiem „Otwieram oczy” to prozy poświęcone tematyce traumy, procesom zachodzącym w przetrąconej psyche. Horror od zawsze skupiał się na ciemniejszych aspektach ludzkiego bytu, ale często robi to w nawiasie, z dystansującym humorem albo metagatunkową ironią. Majcherowicz zaprzągł prawidła weird fiction – tego szczególnego gatunku grozy ukierunkowanego na eksplorację stanów wewnętrznych – do opowiedzenia o tym, jak zmienia się percepcja rzeczywistości przez umysł, który odniósł jakiś fundamentalny, dewastujący uraz. O tym, jak doznanie traumy trwale zmienia postrzeganie świata, jak zamienia życie w koszmar na jawie. Proza Majcherowicza jest jednakowo przerażająca, przytłaczająca, jak i mająca znaczny potencjał terapeutyczny – bowiem nie tylko opisuje procesy psychologiczne, ale także stanowi ich wnikliwą analizę. Jeśli wciąż trzymacie stronę pogardzającej horrorem mądrali, to „Otwieram oczy” otworzy wam oczy na to, że wokół waszej dziupli dość radykalnie zmieniła się rzeczywistość.

Clive Barker, Księgi krwi (I-III), Mag 2021
Clive Barker jest jednym z arcymistrzów współczesnego horroru, kropka. Jeśli lubi się literaturę grozy, Barkera po prostu trzeba znać. Jego najbardziej kanoniczne teksty doczekały się nowego, zbiorczego wydania (obejmującego oryginalne tomy I-III), w pełni oddającego sprawiedliwość niepowtarzalnej poetyce brytyjskiego ekscentryka. Duchowość przenikająca się z cielesnością, metafizyka idąca ramię w ramię z makabrą, Eros i Tanatos w upiornym tańcu, a wszystko to ujęte hipersensualnym, drapieżnym stylem – pisanie Barkera z czasów szczytu jego literackiej formy można bezgranicznie pokochać, można znienawidzić, ale z pewnością nie da się wobec niego przejść obojętnie.

Thomas Ligotti, Pieśni umarłego marzyciela, Okultura 2020
Tutaj mała prywata, ponieważ polecam książkę, którą tłumaczyłem. Ale jeśli już chcę zrobić polecajkę mrocznej literatury na święta, nie mogę pominąć tego zbioru. Thomas Ligotti zrobił bowiem w swoim debiucie (wydanym po raz pierwszy w 1985 r) rzecz wspaniałą i bez precedensu: wziął całą dostępną ówcześnie tradycję literackiego horroru, i przepisał po swojemu, czyniąc z utworów zarówno samodzielne, kipiące mrokiem historie, jak i przewrotny, ironiczny komentarz do historii gatunku oraz wykładnię szczególnej, osobistej – i bardzo nihilistycznej – filozofii. Efektem jest literatura grozy o literaturze grozy i jedna z najważniejszych autorskich antologii postmodernistycznego horroru. Ligotti szczyt pisarskiej formy osiągnął wprawdzie później – w „Teatro Grottesco”, ale to „Pieśni umarłego marzyciela” zapewniły mu obecność w prestiżowej serii „Penguin Classics”, obok zaledwie dziesięciu żyjących pisarzy współczesnych.
Przeczytaj także: