Fabuła zawsze jest dla mnie pierwsza. Ta iskra, pomysł, który sprawia, że ekscytuje mnie opowiedzenie tej historii, a czytelnicy znajdą w niej rozrywkę. A zatem nie skupiam się od początku na tym, by pisać w moich książkach o takich problemach jak nierówności społeczne, finansowe, kwestie kary śmierci, pracowników seksualnych czy praw kobiet. Ale one się w końcu pojawiają. Sądzę, że to naturalne, bo skoro piszesz o przestępczości, to oznacza, że prędzej czy później poruszysz również te ważkie problemy społeczne – mówi Lisa Gray*, autorka powieści „Bez powrotu”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Fot. Materiały prasowe
Przemysław Poznański: Czytam „Bez powrotu” jako opowieść o tym, że pewnych rzeczy nie wolno zaniechać, że nie wolno odpuszczać. To łączy zarówno antagonistę jak i protagonistkę, czyli Jessicę Shaw. Taki miała pani pomysł na psychologiczny portret bohaterów tej powieści?
Lisa Gray: Chciałam opisać posiadającego antagonistę, który ma wiele warstw, który nie byłby postacią jednowymiarową, nie byłby po prostu psychopatą, bezdusznym i pozbawionym emocji, polującym na kobiety tylko dla zabawy. Jego działania musiały wynikać z konkretnego powodu i chociaż jest niewątpliwie łotrem, to chciałam sprawdzić czy czytelnik będzie mu współczuł. Jeśli chodzi o Jessicę Shaw, to w pierwszej książce (“We mgle”) często opisywałam ją jako osobę twardą, a nawet nie do zniesienia. To dlatego, że wciąż próbowała pogodzić się z przedwczesną śmiercią ojca, mimo że poznawała bardzo nieprzyjemne prawdy o przeszłości. W miarę rozwoju serii zaczynamy dostrzegać jej empatię dla ludzi, których ma za zadanie znaleźć. Jako ktoś, kto sam był osobą zaginioną, nie jest w stanie porzucić tych ludzi, nawet jeśli wszystko sprzysięga się przeciwko niej.
Wspomniałem o antagoniście, ale przecież w pani powieści kwestia tego, kto jest naprawdę tym złym, kto zawinił najbardziej, wcale nie jest prosta. Trudno znaleźć tu czyste zło, ale i czyste dobro – choćby Matt, który jest pozytywną postacią, biznesowym partnerem Jessiki, ale kieruje się w pracy przede wszystkim rachunkiem ekonomicznym.
– Podoba mi się, że moje postacie są tak prawdziwe i jak najbardziej ludzkie – i nie ma wśród nich wielu takich, którzy byliby całkowicie dobrzy lub całkowicie złe. Życie byłoby bardzo nudne, gdyby tak było! Jessica jest naprawdę „dobrym człowiekiem”, nawet jeśli ma wady. Za dużo pali, za dużo pije i bywa bardzo niecierpliwa i porywcza, ale to sprawia, że dobrze mi się o niej pisze. Tak samo jest z Mattem Connorem. To w końcu jeden z tych dobrych facetów, ale gdyby był doskonały, byłby również dość nudny.
I postaci, i ich motywy działania, są tu generalnie niejednoznaczne. Jak tworzy pani takich bohaterów? I czy mają pierwowzory w rzeczywistości, czy są wyłącznie stworzone z wyobraźni?
– Żadna z postaci nie ma pierwowzoru w prawdziwym życiu. Wszystkie są wymyślone – ale czasami mogą posiadać jakieś małe dziwactwa lub cechy osobowości, które zainspirowały mnie u prawdziwych ludzi. Generalnie postacie są inspirowane przez fabułę. Bo to fabuła zawsze jest dla mnie pierwsza – to, co będzie interesować moich czytelników i sprawi, że odwrócą kolejną kartkę. Dopiero z fabuły biorą się postaci.
„Bez powrotu” jest powieścią, która w centrum stawia kobiety. Bo – nawet jeśli stają się ofiarami – okazują się bardzo mocne i świadome tego, czego chcą. A chcą coś osiągnąć, coś zmienić w swoim życiu.
– We wszystkich książkach pojawiają się rozdziały, będące retrospekcjami wydarzeń pokazywanych z punktu widzenia ofiary lub ofiar. To dla mnie naprawdę ważne. Nie chciałam, żeby kobiety były po prostu imieniem, które pojawi się jako tytuł rozdziału, lecz chciałam oddać im głos, chciałam, żeby mogły pokazać, jak wyglądało ich życie, czym żyły. Postać Dei Morgan w “Bez powrotu” jest jedną z moich ulubionych wśród wszystkich, które stworzyłam. Reagowałam na pisanie niektórych scen z nią dość emocjonalnie, bo stała się dla mnie jak prawdziwa osoba.
Przeczytaj także:
Pani bohaterki często zmagają się z szowinizmem, przemocą czy choćby lekceważeniem ze strony mężczyzn, traktowane są bez szacunku, przedmiotowo, choćby jako obiekt wyłącznie seksualny. Na ile ważne przy pisaniu powieści są dla pani właśnie takie kwestie – społeczne, praw kobiet?
– Jak wspomniałam, fabuła zawsze jest dla mnie pierwsza. Ta iskra, pomysł, który sprawia, że ekscytuje mnie opowiedzenie tej historii, a czytelnicy znajdą w niej rozrywkę. A zatem nie skupiam się od początku na tym, by pisać w moich książkach o takich problemach jak nierówności społeczne, finansowe, kwestie kary śmierci, pracowników seksualnych czy praw kobiet. Ale one się w końcu pojawiają. Sądzę, że to naturalne, bo skoro piszesz o przestępczości, to oznacza, że prędzej czy później poruszysz również te ważkie problemy społeczne.
Na początku jest fabuła. A co ją inspiruje?
– Większość moich książek jest zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, więc czytam wiele gazet i czasopism. Dość często coś, co wydarzyło się na prawdziwe, staje się ową iskrą inspiracji dla historii. To jednak tylko iskra, bo moje historie zawsze rozwijają się tak, że nie mają ostatecznie wiele wspólnego z konkretną historią z prawdziwego życia. Mówi się, że prawda może być zdecydowanie bardziej dziwna niż fikcja – to prawda.
Generalnie moje postacie są inspirowane przez fabułę. Bo to fabuła zawsze jest dla mnie pierwsza – to, co będzie interesować moich czytelników i sprawi, że odwrócą kolejną kartkę. Dopiero z fabuły biorą się postaci.
Mówiliśmy już trochę o Jessice Shaw, ale pociągnę temat. To już trzeci tom z tą bohaterką – zdecydowaną, mocną postacią, która kieruje się w tym, co robi, głównie empatią wobec innych. Jak pani wymyśliła Jessikę na potrzeby pierwszej książki, czyli „We mgle”?
– Miałam pomysł na kobietę, która budzi się pewnego dnia i odkrywa, że całe jej życie było kłamstwem, że nie jest osobą, za którą się cały czas uważała. Tak zrodziła się Jessica Shaw. Wiedziałam, że chcę napisać cykl, więc potrzebowałem kogoś, kto miałby powód, by zajmować się badaniem przestępstw. Nie chciałam jednak tworzyć postaci policjanta, dziennikarza czy kogoś z CSI (lub kogokolwiek innego, czyja praca wiązałaby się z dużą liczbą procedur), skupiłam się więc na osobie prywatnej detektywki, która dużo podróżuje. Lubię pisać o sprawach archiwalnych, zamkniętych, więc zdecydowałam, że będzie kimś, kto szuka zaginionych ludzi. A potem doszedł fakt, że sama była przez lata osoba zaginioną. Jeśli chodzi o atrybuty fizyczne, to jej wizerunek sam do mnie przyszedł – nagle ujrzałam tę farbowaną blond punkówę z dużą ilością tatuaży, które miały sprawiać, że będzie uchodzić za twardzielkę, choć w rzeczywistości okazuje się dość wrażliwa.
Pracowała pani jako specjalistka od szkockiej piłki nożnej w Press Association I jako felietonistka pisząca o książkach w Daily Record Saturday Magazine. Jak to się stało, że zapragnęła pani napisać thriller kryminalny?
– Nigdy nie zamierzałam pisać o piłce nożnej! Studiowałam dziennikarstwo w college’u, żeby pisać teksty do magazynów ilustrowanych. Kiedy tak się nie stało, zaczęłam pisać o piłce nożnej. Zawsze byłam też zaprzysięgłą czytelniczką i zaczęłam bywać na festiwalach kryminałów, takich jak Bloody Scotland czy Harrogate. Spotykałam tam zarówno znanych autorów, jak i aspirujących pisarzy. Uznałam, że to jest to, co sprawia mi przyjemność i byłabym przeszczęśliwa, gdyby stało się to moją pracą.
Dziś, jako autorka trzech powieści, jest pani bestsellerową pisarką. Ale tak naprawdę już pani debiut był bestsellerem. Przeszła pani na pisanie książek w pełnym wymiarze godzin. Jak to się robi?
– Myślę, że miałam masę szczęścia! Nigdy nie spodziewałam się, że mój debiutuje może stać się bestsellerem lub że dotrze do tak wielu ludzi, ale jestem niezwykle wdzięczna każdemu czytelnikowi, który kupił i czytał książkę. To sprawia przecież, że mogę na co dzień wykonywać moją wymarzoną pracę. Nie jestem pewna czy to był akt odwagi, czy głupoty, by zrezygnować z codziennej pracy w gazecie, ale na szczęście do tej pory to działa.
Lubię pisać o sprawach archiwalnych, zamkniętych, więc zdecydowałam, że będzie kimś, kto szuka zaginionych ludzi. A potem doszedł fakt, że sama była przez lata osoba zaginioną. Jeśli chodzi o atrybuty fizyczne, to jej wizerunek sam do mnie przyszedł – nagle ujrzałam tę farbowaną blond punkówę z dużą ilością tatuaży, które miały sprawiać, że będzie uchodzić za twardzielkę, choć w rzeczywistości okazuje się dość wrażliwa.
Czwarta książka z serii z Jessicą Shaw, „Lonely Hearts” ukazuje się właśnie na rynku anglojęzycznym. Od początku planowała pani cykl? I czy myśli pani o napisaniu powieści spoza cyklu, o książce stand-alone?
– Kiedy napisałam “We mgle”, wiedziałem, że następna sprawa Jessiki będzie dotyczyła więźnia z celi śmierci, ale to wszystko. Naprawdę nie miałam masterplanu dla całej serii. Nie wiedziałam choćby, że Jason Pryce stanie się tak ważny i będzie wciąż ważną częścią życia Jessiki, ale planowałam pozostawić na chwilę postać Matta Connora, by urozmaicał życie Jessiki!
A nad czym pani teraz pracuje?
– To będzie odpowiedź także na poprzednie pytanie: pracuję nad samodzielną książką. Dzieje się w Nowym Jorku i chodzi w niej o mężczyznę, którego życie zostało zniszczone przez wydarzenia jednej nocy sprzed pięciu lat. A potem widzi zdjęcie, które zmienia wszystko to, co – jak mu się wydaje – wiedział o tamtej nocy. Nie mam jeszcze tytułu, ale powieść zostanie wydana w Wielkiej Brytanii i Ameryce w przyszłym roku. Mam nadzieję, że czytelnicy w Polsce też będą mieli szansę ją przeczytać.
Rozmawiał Przemysław Poznański
The plot always comes first for me, a spark of an idea that leads to a storyline that makes me excited to tell that story and entertain my readers. So, I don’t intentionally set out to write about specific big issues in my books—but they always end up in there somehow. Whether that be class, money, capital punishment, sex workers or women’s rights. I suppose it’s natural that when you write about crime, you will also find yourself writing about big societal issues – says Lisa Gray, author of the novel „Dark Highway” interwiewed by Przemysław Poznański.