poezja recenzja

Narzędzie, które słucha | Louise Glück, Ararat

Louise Glück sięga do najgłębszych pokładów intymności obecnej w zamkniętych przestrzeniach rodzinnych relacji. Sięga po to, by ową intymność wyszarpnąć, wyrwać z korzeniami i poddać boleśnie szczerej wiwisekcji – o tomie „Ararat” pisze Przemysław Poznański.

Wiersze noblistki skupione na postaci matki, siostry (tej, „która wrodziła się w ojca”), ciotki, babci czy w końcu dzieci, okazują się obrazem rodziny, poddanej rytmowi pożegnań i śmierci. Nie ma w nich jednak nic ckliwego czy banalnego. To bowiem przede wszystkim opowieść o traumach i reakcji na nie, podporządkowanej – z owych traum wynikającej – potrzebie perfekcyjnego skrywania uczuć.  

Te miniopowieści – sprawiające wrażenie wydobywanych na światło dzienne z dawno zamkniętego rodzinnego albumu – skupione są więc w gruncie rzeczy na próbie zrozumienia mechanizmów niedoskonałości, rządzących rodzinnymi współzależnościami, z jakże niedoskonałą miłością włącznie. Bo przecież postaci z „Araratu” są często obok siebie, ale nie ze sobą, spoglądają na siebie, lecz zachowują jedna wobec drugiej dystans i (często pozorną) obojętność.

Skąd się bierze taka reakcja? Możemy się domyślać. Glück przeprowadza nas bowiem przez momenty z życia rodziny, które wydają się najbardziej intymne, których w istocie nie da się dzielić z obcymi, a które są momentami bólu wywołanego nieodwracalną stratą. W końcu Ararat to nie tylko biblijne wzgórze, na którym zacumowała Arka Noego po niszczącym Ziemię potopie, ale przede wszystkim żydowski cmentarz na Long Island, gdzie chowani są bliscy poetki. To zatem śmierć ojca, ale i – ważniejsza może, a na pewno bardziej dla rodziny dewastująca – śmierć siostry poetki, która zmarła w wieku niemowlęcym: „(…) kiedy siostra umarła, / serce mojej matki stało się / bardzo zimne, surowe, / jak maleńki wisiorek z żelaza. / Miałam wrażenie, że ciało siostry / jest magnesem. Czułam, jak wciąga / serce matki w głąb ziemi, / żeby urosło”.

Przeczytaj także:

Nad wierszami, składającymi się w jedną – i to tego zamkniętą kompozycyjną klamrą – opowieść, ciąży jednak niedopowiedzenie. „Dawno temu zostałam zraniona” – mówi nam poetka w pierwszym i w ostatnim wierszu. Choć nienazwane wprost, przekłada się to u niej na ową postawę przejawiającą się milczeniem, stagnacją: „(…) nauczyłam się istnieć / bez kontaktu / ze światem: powiem wam, / czym zamierzałam być – / narzędziem, które słucha. / Nie bezwładnym: nieruchomym (…)”.

To tłumienie emocji okazuje się tu cechą rodzinną, dziedziczną czy raczej przekazaną z pokolenia na pokolenie. „(…) Jesteśmy z synem istnymi / ekspertami w milczeniu” – wspomni w pewnym miejscu „narratorka” tej „powieści o rodzinie”, powieści, której „Nikt nie mógłby napisać (…) / Za dużo podobnych postaci (…)”. Każdy, o kim pisze poetka, nie wykluczając jej samej (jeśli traktować tom autobiograficznie), funkcjonuje z bliskimi w relacjach naznaczonych właśnie tym brakiem – brakiem zrozumienia i porozumienia, a czasem brakiem wystarczającego zaufania.

Przeczytaj także:

Nie oznacza to jednak niedostatku uczuć, miłości. Do perfekcji chowane, ujawniają się raz po raz, w pojedynczych gestach, słowach. W tęsknocie, gdy „(…) wdowa (…) Chce być znowu na cmentarzu, / z powrotem w pokoju chorego, w szpitalu. (…) Tylko odrobinę, / nie aż do ślubu, do pierwszego pocałunku”. Albo w reakcji na śmierć: milczeniu, trwaniu w bezruchu: „(…) same kobiety; (…), które: „(…) nie potrafią ruszyć z miejsca. / Och, ubierają się, jedzą, zachowują pozory. / Ale nie ma akcji, rozwoju postaci (…), albo wprost przeciwnie: nieustannym ruchu, jak wtedym gdy „(…) bez przerwy krzątają się, te kobiety, żona i dwie córki. / Nakrywają do stołu, zbierają naczynia. / Serce każdej przebite mieczem”.

Te uczucia mogą też okazać się – nawet jeśli w sposób uświadomiony – wręcz nadintensywne: „Nie kocham mojego syna / tak, jak zamierzałam go kochać” – słyszymy od poetki – „(…) A jestem / naukowcem, / kimś kto zbliża się / ze szkłem powiększającym / i nie odchodzi, chociaż / słońce wypala wokół / kwiatu brązowy / krąg w trawie. Mniej więcej / w taki sposób / kochała mnie matka”. 

Dlatego „Ararat” to poezja bardzo świadoma emocjonalnych niedoskonałości, a zatem bardzo osobista, prywatna. A przecież jednocześnie w jakiś sposób uniwersalna – przede wszystkim poprzez ową bezkompromisowość w doszukiwaniu się prawd o źródłach naszych, powtarzalnych wszak, emocji.

Louise Glück, Ararat
Przełożyła Krystyna Dąbrowska
Wydawnictwo a5, 8 lipca 2021
ISBN: 9788365614384

%d bloggers like this: