książki

Diabelski akord | Ben Creed, Miasto duchów

Zanurzenie się w sowiecką rzeczywistość lat 50. XX wieku jest tu nie mniej pasjonujące niż rozwiązywanie tajemnicy morderstwa – o „Mieście duchów” Bena Creeda pisze Jakub Hinc.

W „Mieście duchów” Ben Creed ukazuje wszystkie odcienie w jakich czytelnikom może jawić się rzeczywistość ZSRR początku lat pięćdziesiątych XX wieku – z wszechobecnym i wszechwładnym MGB Ławrientija Berii, z komunałkami – mieszkaniami zasiedlonymi przez kilka obcych sobie rodzin, z doskwierającymi niedoborami nawet podstawowych produktów, wreszcie z dystrofią woli i spolegliwością wobec systemu.

Wszystko to wybrzmiewa tym mocniej, że Creed akcję powieści osadza w śnieżną i mroźną październikową noc 1951 roku w Leningradzie, mieście, które zaledwie osiem lat wcześniej, w czasie II wojny światowej, było oblegane aż 900 dni przez niemiecką Armię „Północ” w ramach akcji „Barbarossa”. Mieście, którego ludność wówczas została zdziesiątkowana w wyniku  bombardowania niemieckiej artylerii i Luftwaffe, a przede wszystkim z powodu powszechnego, morderczego głodu i mrozu. 

Echa tego aktu ludobójstwa wciąż słychać w powieści. Słyszymy o ofiarach, widzimy tych, którzy przetrwali oblężenie dzięki transportom żywności dostarczanym do miasta, mimo blokady, przez gierojów ciągnących w konwojach z pomocą humanitarną przez skute lodem wody jeziora Ładoga. To im ma być poświęcony triumfalny spektakl, jaki funduje komunistyczna wierchuszka, a którego zwieńczeniem ma być opera napisana specjalnie z okazji stworzenia tzw. „Drogi życia”.

Przeczytaj także:

To dla powieści nie jest bez znaczenia – autor rozpisuje swoją historię na akordy, a właściwie na jeden „diabelski akord”, czyli interwał muzyczny zwany trytonem, będący niezbyt przyjemnym dla ucha dysonansem, który potrzebuje swojego rozwiązania, a którego powstanie według legendy wiąże się z tym, że w jego stworzeniu maczał swoje palce diabeł. I tak w każdej części, każdym rozdziale, Creed pozwala czytelnikom nie tylko odnajdywać się w regularnie przywoływanej tu prawdziwie diabolicznej rzeczywistości ostatnich lat stalinowskiego terroru, ale też – niczym sprawny dyrygent –  kieruje oczy czytelników na coraz to nowe okoliczności dotyczące makabrycznej zbrodni, którą rozwiązać musi porucznik leningradzkiej milicji Rewol Rossel.

Bo przecież „Miasto duchów” to przede wszystkim doskonale skrojona powieść kryminalna, w której dochodzi do tajemniczego morderstwa pięciu osób. Ich okaleczone zwłoki zostają ułożone pewnej śnieżnej, październikowej nocy na torach wiodących do miasta. Morderstwo to tym bardziej tajemnicze, że każdy odnaleziony ślad prowadzi w głąb historii – do czasów blokady i leningradzkiego konserwatorium.

Śledztwo utrudnia nie tylko klimat – wszak leningradzka zima, zazwyczaj zaczynająca się już od schyłku października, swego czasu zatrzymała niemiecką armię. Na postęp w dochodzeniu naciskają też „najwyższe czynniki”. Po Rosselu oczekuje się szybkich wyników, bo do Leningradu przybyć mają przecież wkrótce partyjni notable, by wziąć udział w nadzwyczajnym zjeździe Partii, zwołanym w ósmą rocznicę przełamania blokady. To tę właśnie uroczystości ma uświetnić premierowe wykonanie opery „Blokada” skomponowanej przez walczącego o prym z Szostakowiczem leningradzkiego wirtuoza Nikołaja Nikołajewicza Wrońskiego.

Przeczytaj także:

W powieści Creeda szczególną uwagę zwraca jednak nie tyle świetnie skrojona intryga, ile wspomniana już zdolność autora do naszkicowania realistycznego tła początku lat pięćdziesiątych XX wieku w Kraju Rad. Z powszechnymi aresztowaniami, niedoborami, wszechwładnymi służbami specjalnymi, skorumpowaną milicją i uprzywilejowaną nomenklaturą. Z tajnymi współpracownikami i, wkraczającą nawet w życie intymne, powszechną inwigilacją oraz wymuszonymi donosami mogącymi połamać lub poobcinać palce, zeszmacić i złamać karierę, albo nawet zakończyć życie.

Widać to też po doborze bohatera – Rossel to dawny skrzypek, były student leningradzkiego konserwatorium, łamany wtedy przez wszechwładne MGB. Obserwujemy na jego przykładzie bezsilność jednostki wobec totalitarnej „dyktatury proletariatu”, a jednocześnie widzimy osobę, za wszelką cenę starającą się zachować resztki swojej podmiotowości, ocalić etos, choć jednocześnie w jakimś stopniu podatną jednak na manipulację inżynierii społecznej mającej stworzyć „człowieka radzieckiego”.

To owo zanurzenie się w sowiecką rzeczywistość w kraju Wielkiego Brata, tak nieodległą, a przy tym tak egzotyczną, jest tu zatem nie mniej pasjonujące i nie mniej ważne niż rozwiązywanie tajemnicy morderstwa. Ben Creed daje nam więc jednocześnie wciągający kryminał i wnikliwą opowieść o mechanizmach totalitarnego państwa.

Ben Creed, Miasto duchów (City of Ghosts)
Przełożył: Radosław Kot
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2021

%d bloggers like this: