recenzja

Klatka | Jarosław Czechowicz, Gorsza

Przemoc jako zemsta za doznane poniżenie nie uwolni nas o traum. Przeciwnie – to ślepa uliczka, która zawiedzie nas do jeszcze gorszej klatki – o „Gorszej” Jarosława Czechowicza pisze Przemysław Poznański.

Bohaterowie, a w zasadzie bohaterki „Gorszej” tkwią w więzieniu. Dosłownym, bo już od pierwszych stron wiemy, że gdzieś w piwnicy zamknięte zostają trzy kobiety. Nie łączy ich z pozoru nic, może poza listem od porywacza i zostawionymi przez niego przedmiotami oraz dwunastogodzinnym ultimatum: albo zrozumieją, za to tu trafiły, albo umrą. I może jeszcze poza tym, że wszystkie niewątpliwie tkwią też w swoich więzieniach psychicznym, w klatkach kompleksów, wyrzutów sumienia i niepohamowanej złości.

To łączy je zresztą z główną bohaterką powieści – Magdą. Kobietą, z pozoru prowadzącą uporządkowane życie, pracującą w komunikacji miejskiej Krakowa. W istocie jednak osobą wepchniętą lata temu w poczucie niższości, w kompleksy mające źródło w patologii rodzinnego domu, alkoholu, biedzie, albo po prostu braku miłości. Kompleksy umiejętnie podsycane w relacjach rówieśniczych, przede wszystkim w szkolnej przemocy.  

Jarosław Czechowicz w istocie wraca więc w „Gorszej” do tematów, czy raczej mechanizmów, o których mówił nam już w poruszającej „Toksyczności” i doskonałych „Winnych”. A zatem o owych traumatycznym doświadczeniu pogardy, zaznawanej przez bohaterów i zarazem szczodrze przez nich serwowanej innym oraz samym sobie. Pogardzie prowadzącej do poniżenia, skutkującej bólem, często autoagresją. I tak jak w poprzednich książkach, tu także mówi nam o dziedziczeniu owych traum, o ciągłej powtarzalności zła.

Jeśli zatem Janina z „Toksyczności” popada w destrukcyjny dla niej i jej dzieci alkoholizm, to widzimy przecież, że jest to jej spadek, wiano wyniesione z rodzinnego domu. Jeśli udziałem Anny i Ireny, sióstr z „Winnych” staje się wzajemny chłód, to przecież jest on li tylko lustrzanym odbiciem relacji, narzuconych córkom przez matkę.

Nie inaczej jest zatem w „Gorszej” – cokolwiek się tu wydarzy, jakimikolwiek motywacjami nie kierowałyby się bohaterki, zawsze będzie to przeniesienie do swojego życia modelu poznanego wcześniej, doświadczonych traum, poniżenia i pogardy. A przede wszystkim doświadczenia przemocy jako jednego ze sposobów na uwolnienie się z ciasnej klatki kompleksów i tym samym na rozładowanie skumulowanej w sobie złości.

Rzecz w tym, że – jak to pokazuje Czechowicz – ta droga, droga przemocy, prowadzić nas zawsze będzie w ślepy zaułek. Na wielu poziomach czasowych śledzić będziemy nieuchronność pułapki, do jakiej wpaść musi każdy, kto kieruje się chęcią rewanżu. Odpłata złem za zło nigdy nie jest sposobem na odzyskanie wolności, lecz staje się prostą drogą do jeszcze gorszego więzienia – jeśli nie fizycznego, to tego, który nosimy w sobie. Ci, którzy to zrozumieją, wygrają, ci, których zaślepiać będzie ból, przepadną.

Tak, Czechowicz wraca do tematów literacko mu bliskich, ale w tym przypadku równie ważne jest jak to robi. Bo tym razem postawił sobie nie lada trudne zadanie – swoją opowieść postanowił ubrać już nie w gęstą prozę psychologiczną, a w gatunek thrillera, co prawda również psychologicznego, ale jednak siłą rzeczy niosącego ze sobą bagaż sztywnych reguł.

Jak sobie z tym radzi? Na tyle nieźle, by raczej nie zniechęcić do swojej prozy dotychczasowych czytelników, a jednocześnie być może zyskać nowych, tych, którzy szukają w literaturze również dobrze skonstruowanej intrygi i nagłych zwrotów akcji. Chcących przy tym otrzeć się o będącą wynikiem działania osób o zaburzonym poczuciu moralności zagadkę zła i śmierci.

Dla mnie ważne jest jednak przede wszystkim, że wybierając gatunek Czechowicz nie poddaje się bez reszty jego schematom. Co prawda zaczyna powieść klasycznie – od sceny wręcz modelowej, gdy widzimy jedną z uwięzionych ofiar tuż przed kluczowym dla niej wydarzeniem, lecz szybko przekonujemy się, że znając zasady, autor pozwala sobie nagiąć je od czasu do czasu na potrzeby opowieści, w której niejasna staje się definicja protagonisty i antagonisty. Bo w istocie nie ma tu prostego podziału na dobro i zło, jest za to cała gama szarości, powlekająca na co dzień nasze niewłaściwe wybory, zbyt spontaniczne działania i nie do końca przemyślane motywacje.  

Czytam więc „Gorszą” także jako obietnicę tego, że Czechowicz chce nas jako pisarz zaskakiwać. Bo udowadnia, że nawet jeśli wciąż opowiada nam o podobnych traumach, to za każdym razem robi to inaczej, na własnych zasadach.

Jarosław Czechowicz, Gorsza
Czarna Owca, Warszawa 2021

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading