opowiadania

Osaczenie | Małgorzata Żebrowska, Mrówki

Wokół bohaterki „Mrówek” z każdym dniem zacieśnia się pułapka. Ale nikt nie chce słyszeć jej krzyku rozpaczy. Do czasu, gdy jest już za późno – o opowiadaniu Małgorzaty Żebrowskiej, które w 2019 roku wygrało MF Opowiadania i właśnie ukazało się premierowo w magazynie Wizje, pisze Przemysław Poznański.

Ilustracja: zupelnieinnaopowiesc.com z wykorzystaniem narzędzia Adobe Express

Tu znajdziesz opowiadanie

Nie da się relatywizować zła, które popełnia bohaterka, by w końcu mogła zostać usłyszana. Ale nie da się też przejść obojętnie nad tego zła przyczynami. Gdyby szukać słowa, które wybrzmiewa tu jak refren, nawet jeśli czasem musimy się go domyślić, to jest to wszelka odmiana czasownika „dusić”. Ktoś się tu dusi, ktoś kogoś chce udusić, komuś nie starcza powietrza, swobody, wolności, ktoś czuje się osaczony, przyparty do muru. 

Żebrowska starannie buduje psychologiczny portret swojej bohaterki, używając do tego wielu literackich środków, które z akapitu na akapit pokazują ściany rosnące wokół kobiety, zlepione z norm, schematów, powtarzalności i przyzwyczajeń. Po pierwsze narrator – choć trzecioosobowy – przedstawia nam wprost myśli bohaterki. „Szukała ulgi”, „coś wysysa z niej życie/krew”, „wykończona (…) absurdem swoich obowiązków” – czytamy. Widzimy słowa-klucze, takie jak „zakazać/zabraniać” czy „robot”. Sytuacja, w której tkwi bohaterka, wydaje się jasna. Wciąż jednak jeszcze nie wyrasta poza doświadczenia, które są udziałem większości z nas. Niedobrany związek, zmęczenie macierzyństwem czy niepozwalająca spełnić osobistych ambicji powtarzalna praca polegająca na „klepaniu w tabelkach” nie są aberracją, lecz doświadczeniem częstym, stanowiącym pożywkę dla niejednej komedii i niejednego dramatu.

Dlatego Małgorzata Żebrowska idzie dalej – buduje tło, które staje się klatką fizyczną. Nie dosłowną, ale namacalną. To z jednej strony otaczające bohaterkę głosy – męża, córki, ale przede wszystkim współpracowników, „pracowitych mrówek do śmierci niewyrabiających targetów”, z ich żałosnym, pozbawionym oryginalności, namolnym rytmem. Z drugiej strony to narastający wokół żar, upał, poczucie oblepiającego ciało gęstego powietrza, które pęta i zniewala. Teraz już wiemy, że odczucia bohaterki – jakkolwiek by ich nie definiować i nie próbować wrzucać do dowolnie wybranej szufladki, choćby tej z napisem „depresja” – są odczuciami skrajnymi, wymykającymi się powszechnemu w naszym życiu zniechęceniu czy rozczarowaniu.

Autorka idzie jednak jeszcze dalej – bo przecież są jeszcze tytułowe mrówki. Jak najbardziej realne, zwalczane prewencyjnie i post factum, ale przecież tak naprawdę metaforyczne, wnoszące z sobą poczucie największego osaczenia, bo przecież naruszającego cielesną nietykalność, osobistą przestrzeń choćby najbardziej złudnej wolności, bo wciskające się w najintymniejsze zakamarki ciała.

Bohaterka „Mrówek” zdobywa się w końcu na słaby krzyk, który zostaje jednak zignorowany, zlekceważony. Ale nawet i on najwyraźniej nie do końca bierze się ze świadomości własnego stanu. Chwila „wolności”, którą bohaterka sobie w końcu wywalczy, stanie się przecież tylko czasem nieświadomego zagłuszania, tłumienia, żeby nie rzec duszenia symptomów, a nie leczenia przyczyn. Nic dziwnego, że musi nadejść kolejny krzyk, który rozerwie tę na szybko zasklepioną skorupę. Krzyk, którego skutki będą tragiczne, otrą się o zło. Zignorowane wołanie o pomoc przerodzi się we wrzask. O sile, która ma moc zniszczyć wszystko i wszystkich.

Małgorzata Żebrowska, Mrówki
Magazyn Wizje 1/2021

%d bloggers like this: