Jim posiadał wiele atrybutów powszechnie uznanych za gwarancję szczęśliwego życia – dobrą pracę, żonę, zdrowe dzieci, zasobny portfel. Nie był w stanie tym się cieszyć. Smutek drążył w jego duszy coraz głębsze korytarze, by w końcu całkowicie nim zawładnąć. Czy można było temu zapobiec? Czy ktoś mógł uratować Jima przed samym sobą? W którym momencie jego życia byłoby to jeszcze możliwe? David Vann, autor „Halibuta na księżycu”, nie daje prostych odpowiedzi. Pozwala za to czytelnikowi wniknąć w umysł cierpiącego bohatera i poczuć, choć przez chwilę, ten sam obezwładniający ból istnienia – pisze Małgorzata Żebrowska.

„Halibut na księżycu” Davida Vanna w tłumaczeniu Dobromiły Jankowskiej to trzecia książka tego autora, wydana przez Pauzę, ale co ważniejsze ukazuje się w trzecią rocznicę istnienia wydawnictwa, które debiutowało „Legendą o samobójstwie” tego właśnie autora. I „Halibut na księżycu” jest w pewnym sensie post scriptum dla „Legendy” – uzupełnia ją i pokazuje w zupełnie innym świetle bohatera tamtej autobiograficznej powieści Vanna.
Pisarz często w swojej twórczości nawiązuje do osobistych traumatycznych przeżyć, związanych z samobójczą śmiercią ojca. W ostatnim dziele, wydanym w oryginale w roku 2019, możemy zaobserwować próbę zrozumienia całości czynników, które wpłynęły na nieodwracalną decyzję mężczyzny o zakończeniu życia. Gniew i wściekłość na ojca ustąpiły miejsca współczuciu, a przepracowana trauma pozwala precyzyjnie oddać stan umysłu chorego człowieka.
O depresji
Depresja to walka, to ciągłe, czasem wieloletnie zmagania z samym sobą, swoimi emocjami, stałe przebywanie w konflikcie wewnętrznym. To stan, w którym wszelkie moce człowieka – intelekt, wrażliwość, empatia, zdolność do głębokiej analizy, pracowitość i ambicja – zwracają się przeciwko niemu. W powieści Vanna spotykamy bohatera na etapie granicznego zmęczenia tą wyniszczającą walką, gdy próbuje raz jeszcze podjąć rękawicę. Wraca na łono rodziny, która w założeniu ma go wesprzeć – wyrwać z rąk demonów i pozwolić mu wrócić do świata żywych. Obserwujemy jego taniec na linie – raz mu bliżej śmierci, a raz życia. Jednak Jim chwieje się coraz bardziej i coraz wyraźniej osuwa w przepaść. Czy ktoś mógł temu zapobiec?
O rodzinie
Wydaje się, że nie. Nikt nie odpowiada za wybory drugiego człowieka, nawet jeśli mamy czasem iluzję, że jest inaczej. Bohater jest częścią rodziny, która robi wszystko, by powstrzymać go przed samobójstwem. Gary, młodszy brat, jest blisko z nim związany i ze spokojem przyjmuje kolejne ciosy Jima, który dawno porzucił dyplomatyczne słownictwo i nie owija w bawełnę, gdy w niewybredny sposób komentuje rzeczywistość.
Ponura szczerość Jima daje się we znaki całej jego rodzinie, łącznie z małoletnimi dziećmi. A jednak wszyscy okazują mu zrozumienie i współczucie. Ojciec bohatera zdobywa się na rozmowę, która mogłaby – w idealnym świecie – być punktem zwrotnym i zadecydować o odroczeniu nałożonego na samego siebie wyroku. Nic nie zmieniła. Pokazała jednak ważną dla fabuły różnicę między głębokim rozczarowaniem zdrowego umysłu, a tego trawionego ciężką chorobą.
Bezradność rodziny, która robi wszystko, by powstrzymać Jima przed ostatecznym krokiem jest niezwykle bolesna. Z drugiej strony, czy to właśnie nie rodzina jest źródłem cierpienia bohatera? Choć wszyscy starają się go zrozumieć, nie są w stanie pojąć ogromu rozpaczy, która nim zawładnęła. Chcą, by powrócił dawny Jim, a bohater bezskutecznie próbuje im powiedzieć, że dawnego Jima już nie ma. Jego miejsce przejął bezbrzeżny smutek, a próba szczerej interpretacji rzeczywistości skończyła się emocjonalnym wyniszczeniem. Jim cierpi z powodu choroby, a daremne, w jego oczach nieporadne, próby ratowania go, dodają mu jeszcze cierpienia.
O emocjach
W powieści emocje grają pierwsze skrzypce, powodując ścisk żołądka. To nie jest książka na jeden wieczór, mimo niewielkiej objętości. Intensywność emocji, osiągnięta mistrzowskim językiem – celnymi metaforami, autentycznymi dialogami i umiejętnym budowaniem napięcia – jest zbyt wielka, by móc ją przyjąć w jednej dawce.
Silne napięcie, które charakteryzuje ostatnie dni życia Jima udziela się i czytelnikom, i jego bliskim. To straszne uczucie – być świadkiem tragedii, której nie można zapobiec. Jednocześnie, być może, dzięki wielu rozmowom z Jimem, które są swoistym rozliczeniem i testamentem bohatera, rodzina mogła lepiej zrozumieć jego akt kapitulacji.
O czułości
Potwierdzeniem tej tezy może być fakt, że David Vann, w książce opisany jako rezolutny trzynastolatek, z wielką odwagą podjął temat śmierci ojca. Zrobił to w fenomenalny sposób – bez oceniania, bez żalu, z podziwu godną transparentnością. Udowodnił, że ojca, który sprawia tak wielki zawód, można nadal kochać. I można mu wybaczyć. Czułość wobec ojca oraz dojrzałe rozliczenie się z niełatwym dziedzictwem imponuje i może stanowić wzór. Autor powieści podjął decyzję, by pójść dalej. Aby to zrobić, potrzebował zajrzeć w głąb rodzinnej traumy.
O decyzji
Jim podjął inną decyzję. Wciąż wracam do pytania: czy ktoś mógł zapobiec tragedii zdrowego fizycznie, młodego człowieka? Czy potrafiłby, z drugiej strony, przejąć odpowiedzialność za dalsze jego losy? Obiecać, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko odwróci wzrok od przepaści? Na te pytania, po przeczytaniu powieści, jedyną odpowiedzią jest konstatacja, że każdy ma prawo do wolności wyboru.
Podsumowanie
„Halibut na księżycu” to jedna z tych książek, w których Pauza się specjalizuje – krótka forma kontrastuje z mocną, wielowymiarową treścią. Będę ją długo nosić w sobie.
David Vann, Halibut na Księżycu (Halibut on the Moon)
Przełożyła Dobromiła Jankowska
Pauza, Warszawa 2021