recenzja

Ten piąty | Anna Kańtoch, Wiosna zaginionych

Anna Kańtoch buduje intrygę „Wiosny zaginionych” na niedopowiedzeniach, atmosferze osaczenia, strachu, sprawnie łącząc elementy psychologicznego thrillera z rasowym kryminałem. I dając nam dodatkowo nieoczywistą, godną zapamiętania pierwszoplanową bohaterkę – pisze Przemysław Poznański.

Tym, co pcha do przodu intrygę „Wiosny zaginionych” Anny Kańtoch, jest nie tyle jedno czy drugie morderstwo, do których zgodnie z regułami gatunku tu dochodzi. Jest tym nierozwiązana nigdy tajemnica sprzed niemal sześćdziesięciu lat. Oto z pięciorga studentów, którzy w 1963 roku wyruszyli w Tatry, troje zginęło, a jeden znikł bez śladu. Wrócił tylko jeden – Jacek, lecz jego powrót nie rzucił na sprawę wystarczająco dużo światła.

Zaginionym studentem był brat Krystyny Lesińskiej – dziś już kobiety siedemdziesięcioletniej, emerytowanej policjantki, która pewnego dnia w osiedlowym sklepie dostrzega nagle starszego mężczyznę, co do tożsamości którego nie ma najmniejszych wątpliwości – to właśnie Jacek. Jak to możliwe, że jedyna osoba znająca szczegóły tragedii sprzed lat i przez lata ukrywająca się przed oczami tych, którzy ponieśli wtedy stratę, niespodziewanie zjawia się na katowickim Nikiszowcu? Krystyna wie jedno – nawet jeśli zdawało się jej, że czas zaleczył rany i zatarł wspomnienia, to pod wpływem tego spotkania stare emocje ożywają na nowo. Na nowo rodzą się pytania, a przede wszystkim chęć znalezienia na nie odpowiedzi.

Krystyna chce wyjaśnień – dlatego pewnego dnia zbiera się na odwagę i idzie do domu Jacka. Tam jednak zastaje tylko jego… zwłoki. Co się wydarzyło? Policyjny instynkt bierze górę nad rozsądkiem i kobieta w jednej chwili rozpoczyna własne dochodzenie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, jako osoba znająca okolicę i była policjantka, zostaje też chwilę później włączona do oficjalnej grupy śledczej. Problem w tym, że postanawia nie przyznawać się do odnalezienia zwłok, ani do znajomości z ofiarą, co od początku komplikuje jej relacje ze śledczymi. A co więcej, o zabójstwo oskarżona zostaje dość szybko… jej wnuczka.

Anna Kańtoch ubiera tę kryminalną intrygę w szaty psychologicznego thrillera, mnożąc zdarzenia i wątki, które pogłębiają atmosferę osaczenia, strachu – także z powodu zdarzeń pozornie niewyjaśnialnych, rodem wręcz z powieści grozy. Oto bowiem operator telefonu alarmowego zaczyna odbierać niepokojące telefony od mężczyzny, który twierdzi, że ktoś… kradnie mu życie, a w okolicy zaczynają niespodziewanie znikać psy, stając się kolejnymi „zaginionymi” w tej powieści. Wszystko to dodatkowo rozgrywa się w sztafażu specyficznego w swej urodzie katowickiego Nikiszowca i Janowa – tu miejsc tyleż malowniczych, ile skąpanych często w niepokojącym mroku.

Wszystko to sprawia, że „Wiosna zaginionych” staje się kryminałem nieoczywistym, w którym na pierwszy plan często wysuwa się nie tyle śledztwo i poszukiwanie potencjalnego sprawcy zabójstw, ile trauma Krystyny, próbującej ze współczesnej sprawy wyciągnąć możliwie najwięcej informacji o przeszłości. Ma to istotne konsekwencje dla konstrukcji książki, w której w istocie nie jest najważniejszy antagonista, działający tu i teraz, lecz istota zła, która leży u zarzewia tego, co zrobił, ale i tego, co wydarzyło się dawno temu. Dlatego rozwiązanie bieżącej zagadki kryminalnej – choć następuje, a przy tym może zaskoczyć – jest drugorzędne wobec intrygi, którą Anna Kańtoch rozpisała na trylogię i której ostateczne rozwiązanie dopiero poznamy.

Anna Kańtoch, Wiosna zaginionych
Marginesy, Warszawa 2020

%d bloggers like this: