felieton seriale

W płytkiej kałuży, czyli „W głębi lasu” | Felieton Anny Fryczkowskiej

Rzecz to niebywała: Netflix ekranizuje bestseller Harlana Cobena na polskiej ziemi, polskimi siłami, po polsku, przetłumaczonego na polskie warunki. Więc W głębi lasu to sztos. A poza tym w głównej roli zagrał Grzegorz Damięcki, aktor jakoś długo przez film zaniedbywany, który do pełnej ekranowej chwały wrócił dopiero w wieku dojrzałym, grając mocno czarny charakter w Belfrze. Nie wiem dlaczego film go do tej pory nie lubił, choć przecież Grzegorz wydaje się dużo ciekawszy od swoich, bardziej masowo zatrudnianych, kuzynów. Wygląda jednak na to, że wreszcie znalazł się na serialowej fali. Niech tak trwa.

Harlan Coben pisze tak, że na dobę spędzoną z powieścią przepada się gdzieś w Ameryce, śledząc losy kolejnego wrażliwca w średnim wieku, kryjącego miękkie wnętrze pod ironicznymi, rzucanymi od niechcenia, kwestiami. Akcja galopuje, przewrotki są wysoce nieprawdopodobne, zawsze pojawia się ta końcowa, która jeszcze na ostatnich trzech stronach wywraca akcję do góry nogami, po czym człowiek zamyka książkę i po dwóch dniach już niczego z niej nie pamięta.

Czytałam kiedyś W głębi lasu, na pewno, na dowód tego egzemplarz stoi na półce na działce i wygląda, że był otwierany, ale naprawdę, ale to naprawdę, nie pamiętam z tej powieści nic. Zastanawiałam się zawsze, dlaczego Cobena się nie pamięta, i chyba chodzi o to, że przy całkiem atrakcyjnej warstwie zewnętrznej tam naprawdę nic pod spodem nie schowano. Akcja pędzi potykając się o własne nogi, tyle że bohaterowie prezentują głębię psychologii pionków szachowych, a inne przejawy rzeczywistości to zgrabnie sklecone barwne wyklejanki ze stereotypów, co z tego, że dowcipne.

Coben przez to wszystko zawsze kojarzy mi się z naszym Mrozem, na którym zresztą nasz Remigiusz wyraźnie się wzoruje, ale to już temat na inny tekst. Płytkość akcji i sztampowość postaci w powieściach Cobena sprytnie się ukrywają pod tą ironią właśnie, ale ekranizacja ma to do siebie, że wydobywa je na wierzch i ukazuje w całej, mało kuszącej, nagości. Z tego też powodu Cobeny ekranizowane do tej pory wydawały mi się dziko nudne i każdego porzucałam nie obejrzawszy do końca.

W głębi lasu jednak obejrzałam w całości.

Miło mnie zaskoczyło, że rzecz nakręcono (przez Leszka Dawida i Bartosza Konopkę) na poziomie światowym. Dobre, nieoczywiste zdjęcia, świetne ujęcia, dobre tempo, to nie są tefałenowe obrazki, to dobre filmowanie. Chwała wam, polscy reżyserzy!

Dobór aktorów – już pisałam o Grzegorzu Damięckim, ale i Agnieszka Grochowska też fajnie wychodzi, Izabela Dąbrowska zawsze dobra, że nie wspomnę o Arkadiuszu Jakubiku, Adamie Ferencym, Dorocie Kolak, fenomenalnie grają także młodziutcy aktorzy – tu nie ma skuchy i chwała castingowi. Rekonstrukcja lat 90., w których dzieje się część akcji, nie przestylizowana, więc nie boli.

Co boli? Sam Coben niestety. Akcja zagmatwana, pełna dość przewidywalnych przewrotek i płytka jak kałuża przed domem. Tajemnica z przeszłości, z obozu młodzieżowego – sztampa. Główny bohater – trochę Don Kichote walczący z wiatrakami niesprawiedliwości, trochę James Bond, gdyby Bond miał więcej wrażliwości i był samotnym ojcem. Ileż to już razy widzieliśmy/czytaliśmy? Płytcy, ledwie kilkoma grubymi kreskami zarysowani bohaterowie (Damięcki wycisnął maksimum ze swojej roli, Grochowska bardzo próbowała, Ferency i Kolak bawią się schematem). Będą brudne tajemnice, będzie seks, będzie siła największa na świecie, czyli rodzicielska miłość (Coben uwielbia o tym, ale to już temat na inny tekst), będą krańcowe emocje i tragiczne, brzemienne w skutki pomyłki. U Cobena pojawiło się dodatkowo trochę rasizmu, u nas zastąpił go antysemityzm, choć akurat w tym kontekście zamiast wątku żydowskiego dużo bardziej pasowałby wątek z Romami czy Ukraińcami.

Skoro już o tłumaczeniu amerykańskiej treści na polskie warunki, uwiera także dość luksusowy jak na nasz kraj dom spokojnej starości, z opiekuńczym personelem, ogromnymi pokojami, i pełną wolnością dla pensjonariuszy, dziwny w kontekście bohatera, który nigdy zamożny nie był, a w końcu stracił wszystko. To było trudno przetłumaczalne na nasze warunki i faktycznie nie wyszło, bo, kochani, w tej półce cenowej, a nawet na dużo wyższych półkach, takich domów opieki w Polsce zwyczajnie nie ma. Poza tym jednak scenarzyści wycisnęli maksimum z tej płytkiej fabuły.

PS1. Obiecałam, że nie będę pisać o medycynie estetycznej, która odcisnęła swoje piętno na twarzy jednej z aktorek. Internet aż huczy od tego, ale ja uważam, że każdy może ze swoją twarzą robić co chce. Twarz, również aktorki, nie jest własnością publiczną.

PS2. Nie obiecywałam natomiast, że nie napiszę o udźwiękowieniu. Niestety, przy całej światowości tej produkcji udźwiękowienie zostało mocno naznaczone polskością, więc wiele kwestii jest zwyczajnie niesłyszalnych. Na szczęście (chwała Netfliksowi) można włączyć napisy.

PS3. Gdyby tymi samymi siłami zekranizować jakiegoś seksownie piszącego nie-Cobena, naprawdę byłby hit!

W głębi lasu
reż. Leszek Dawid, Bartosz Konopka
Netflix 2020

%d bloggers like this: