recenzja

Być jak bünzli | Lambert Król, Ostatni Szwajcar na Ziemi

Lambert Król przygotował danie iście królewskie – podał nam na talerzu Szwajcarię ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Niby prawdziwą, a przecież jednocześnie umaczaną w sosie z absurdu i groteski, przyprawionego na dodatek mocną dawką polskości.

„Ostatni Szwajcar na Ziemi” to zbiór mikropróz, shortstories, które w zasadzie łączy tylko jedno: wszystkie rozgrywają się w Szwajcarii, alpejskiej krainie przedstawionej tu mniej lub bardziej umownie, i wszystkie za bohaterów mają nie-Szwajcarów. Obserwatorów, przybyszy, migrantów, uchodźców. Dzięki tej perspektywie książka staje się przewodnikiem dla niewtajemniczonych, opowieścią z wewnątrz dla tych, którzy dopiero zaczynają doświadczać wymarzonej Ziemi Obiecanej, wycenianej w zarobionych frankach.

Na poziomie czysto poznawczym książka Króla oferuje więc wiedzę rodem z bedekera – garść informacji niezbędnych, by jak najszybciej zasymilować się z tubylcami, by stać się Szwajcarem lepszym niż Szwajcarzy, by – przynajmniej – zasłużyć (w najbardziej podstawowym znaczeniu tego słowa) na „pozwolenie na pobyt”. Widać, że pisał to ktoś, kto zna od podszewki zarówno rösti, typowo szwajcarskie danie z ziemniaków, jak i polskie kabanosy. I ta kulinarna uwaga nie jest tu przypadkowa – w warstwie „przewodnikowej” książka jest też wycieczką po smakach kraju, który odkrywają bohaterowie. Niemal na każdym kroku kosztujemy wspomnianego rösti, sacisse de canard au fois gras, sera gruyère czy geschnetzeltes, i to nie tylko jako niezbędnego elementu odkrywanego świata, ale też jako istotnego punktu wyjścia do zbudowania właściwej opowieści – opowieści widzianej tak naprawdę w krzywym zwierciadle. Zwierciadle, które z bratwursta w jednej chwili, bez ostrzeżenia, uczynić może kiełbasę śląską.  

Cała faktograficzność tej prozy jest tu bowiem tylko fundamentem, podstawą, a bardziej może pożywką dla właściwej opowieści, zbudowanej z elementów groteskowych, fantastycznych, absurdalnych, które od pierwszej do ostatniej strony oferują nam obraz świata już nie tyle uniwersalnego, którego doświadczyć może każdy, kto przybędzie do Szwajcarii, ile przetworzonego w umysłach bohaterów, a zatem wykrzywionego subiektywizmem, lub nawet alternatywnego, istniejącego „po drugiej stronie lustra”, jednego z owych „wieloświatów” rodem z teorii zasłyszanej przez bohatera jednego z opowiadań.

Lambert Król zabiera nas zatem w podróż niespodziewaną i niczym nieograniczoną, zaprasza do zwiedzania nie tyle konkretnych miejsc, co zakamarków duszy bohaterów, poddanej – często desperackiemu, a nawet autodestrukcyjnemu – pragnieniu zasłużenia na to, by zyskać akceptację otoczenia, w którym jesteśmy przecież obcy. Jak w owym opowiadaniu o śwince-skarbonce, gdzie w sztafażu niemalże horroru snuje narrator opowieść o szwajcarskiej cnocie oszczędzania, zderzając z nią kompleksy przybyszy, nie mogących czuć się dość szwajcarsko, póki nie mają właściwej kwoty oszczędności. Albo w opowieści o integracji tak mocnej, że pozbawia tożsamości, czego doświadczają migranci zrzeszeni w „klubie nienawiści do obcokrajowców”, czy wreszcie w groteskowej opowieści o misiu z Krupówek, który poświęcić musi wszystko, by stać „jednym z nas”.

Ale tam gdzie jest pęd do asymilacji, pojawia się u Króla też – równie, a może nawet bardziej groteskowa – reakcja, wyrażająca się to poczuciem przesytu, jak w fantastycznym „Apetycie na rösti”, gdzie antagonistą stają się zmutowane kartfole, to buntem, jak w „Cuisine suisse”, absurdalnej opowiastce o kulinarnej imigranckiej partyzantce, to walką, jak w „Królu przekleństw”, gdzie w nierównym pojedynku zmierzyć się musi szwajcarski „Habasch” z polskim „ciulem”.  

Lambert Król tworzy zatem opowieść o Szwajcarii, ale jeszcze bardziej o naszym jej postrzeganiu, o naszym wobec niej kompleksie, o naszym wobec niej poczuciu winy z powodu naszej niedoskonałości, wyrażającej się choćby niewłaściwą segregacją śmieci. To opowieść absurdalna, bo niemożliwa – bohaterom nie będzie dane stać się jak ów bünzli, małomiasteczkowy wzorzec szwajcarskich cnót. Chyba że w wyniku niezapowiedzianej apokalipsy któryś z nich stanie się niepodziewanie ostatnim Szwajcarem na Ziemi.

Lambert Król, Ostatni Szwajcar na Ziemi
Seqoja 2020 

%d bloggers like this: