recenzja

Siła uporu | J. R. R. Tolkien, Upadek Gondolinu

Niejako symbolicznie ostatnia książka twórcy „Władcy pierścieni”, przygotowana do druku przez Christophera, jego syna, opowiada o uporze. Takim samym jaki był niezbędny, by zebrać, scalić i ocalić spuściznę J. R. R. Tolkiena.

„Upadek Gondolinu” mógł być – i w zamiarze miał być – dziełem porównywalnym do „Władcy Pierścieni” – może nie pod względem objętości, wszak sagę o Frodo sam autor nazywał „potworem na 2000 stron”, ale na pewno zarówno pod względem epickiego rozmachu jak i próby zbudowania mitycznego uniwersum. Pierwsza wersja książki postała wszak w 1916 lub 1917 roku, co oznacza, że jej pisanie co najmniej towarzyszyło, jeśli nie wyprzedzało, powstanie „Silmarillionu” – sztandarowego dzieła zawierającego trzon legend o Śródziemiu. To tu zatem po raz pierwszy pojawiają się orkowie, smoki i Barlogowie.

Niestety, nie dostajemy dzieła kompletnego. „Upadek Gondolinu” to raczej zapowiedź powieści, która mogła powstać, lecz z różnych przyczyn nigdy nie została przez Tolkiena ukończona. Christopher Tolkien, zmarły niedawno syn autora, przygotował dla nas jednak niezwykle szczegółowy przewodnik przez etapy rodzenia się powieści, skrupulatnie zbierając z zapisków ojca wszelkie okruchy jej dotyczące, nawet jeśli czasami wykluczają się, lub zwyczajnie opowiadają historie alternatywne. Dzięki temu jesteśmy w stanie poznać cały zamysł autora, nawet jeśli nie zawsze możemy doświadczyć jego pisarskiego kunsztu.

Dostajemy zatem opowieść pierwotną, rodzaj przypowieści, mitu, napisanego zresztą stylem podniosłym, lecz skrótowym, w pewnym sensie biblijnym. To tu poznajemy całą opowieść zamkniętą w klamrze wypowiedzi Serduszka, syna Bronwega, lecz nie otrzymujemy zbyt wielu szczegółów, opisy zdarzeń są raczej lapidarne, a dialogi często nie wybrzmiewają wprost, lecz zostają opisane. 

Poznajemy też tekst wcześniejszy, a tak naprawdę notatki J.R.R. Tolkiena dotyczące opowieści o bohaterach „Upadku…”, zapiski z jednej strony zawierające tekst „Turlin i wygnańcy z Gondolinu”, wersję zawartą w tzw. „Pierwotnym Silmarillionie” i wiele innych. Powstawały one w zasadzie przez całe życie pisarza – zarówno przed jak i po opublikowaniu jego najbardziej znanych dzieł, czyli „Hobbita” i „Władcy pierścieni”. Najbardziej literacko dojrzała, a tym samym budząca największy żal za nieukończonym dziełem jest licząca sobie około pięćdziesięciu stron „Ostatnia wersja” – styl nadal jest tu wysoki, lecz zarówno opisy jak i dialogi dopracowane do szczegółu, pokazują czym w istocie mogła być powieść. Niestety, to zaledwie początek planowanej historii.

„Upadek Gondolinu” kluczowe wydarzenie fabuły ma już w tytule, ale z zebranych przez Christophera Tolkiena zapisków wyłania się opowieść nie tyle o owym upadku właśnie, co o uporze. Oto – „na długo wcześniej, nim Drzewiec śpiewał Hobbitom w Fangornie” – Tuor (czyli wcześniejszy Turlin), syn Huora otrzymuje misję od Ulma, Władcy Mórz, tego z Valarów, który wciąż stoi po stronie mieszkańców Śródziemia w ich walce z Morgothem. Zgodnie z poleceniem ma udać się do ukrytego elfickiego grodu Gondolin, rządzonego przez Turgona, by ostrzec go przed nadciągająca bitwą z siłami zła. Tuor nie jest jednak pozostawiony sam sobie. Jego towarzyszem wyprawy staje się elf Voronwë, którego pomoc może okazać się niezastąpiona w dotarciu do celu. Trafić trzeba bowiem nie tylko do elfickich bram, ale  jeszcze zdołać je przekroczyć.

Tuorowi nie brakuje uporu w dążeniu do wypełnienia misji. Nie brakuje go też innym bohaterom – choćby Turgonowi, którego Tuor ma przekonać do obrony, lub ewakuacji miasta. W tej postaci widać zresztą figurę podobną do Denethora II, namiestnika Minas Tirith, którego znamy z „Władcy pierścieni”, choć miast szaleństwa dostajemy tu raczej honor, nieuznający poddania grodu najeźdźcy. Uparta w swej mądrości jest także późniejsza żona Tuora, zapobiegliwie wymuszająca zaplanowanie drogi ucieczki. „Upadek Gondolinu” jest więc opowieścią o sile charakteru – takiej samej, jaką wykazać musiał się z pewnością Christopher Tolkien, któremu zawdzięczamy przygotowanie redakcyjne i publikację takich książek jak choćby wspomniany „Silmiarillion” czy „Dzieci Húrina”.

„Upadek Gondolinu” – jego ostatnie dzieło, najlepszy dowód jego uporu, bo wszak pracując nad nim miał już ponad dziewięćdziesiąt lat – dopełnia historię Śródziemia, zaplanowaną przez J.R.R. Tolkiena. Choć oczywiście dopełnia w miarę możliwości szycia historii z materiału, pozostawionego przez autora „Władcy pierścieni”. Dlatego pozostanie książką bardziej dla fanów, fascynatów Tolkiena oraz dla literaturoznawców, niż dla szerokiego odbiorcy, choć niewątpliwie pozwala każdemu z czytelników po raz kolejny zanurzyć się w świat wyobraźni jednego z największych XX-wiecznych twórców literatury fantasy.

J. R. R. Tolkien, Upadek Gondolinu (The Fall of Gondolin)
Pod redakcją Christophera Tolkiena
Przełożyła Agnieszka Sylwanowicz „Evermind”
Prószyński i S-ka 2019  

%d