recenzja

Innego końca świata nie będzie | Jarosław Kamiński, Psy pożrą ciało Jezebel

Kamiński pyta w swojej najnowszej książce o granice. Granice bólu, granice tożsamości, osobistej pamięci, granice sięgania do przeszłości, granice samoudręki i dążenia do szczęścia. Jednocześnie, w jakiś symboliczny sposób, Kamiński w swojej prozie dociera na sam kraniec – na ciemny kraniec internetu. Jest to przerażające i fascynujące zarazem.

Odnosząca ogromne sukcesy Sylwia Aran nie mieszka z rodziną. Przyjęła propozycję objęcia intratnej posady na drugim końcu Europy, w Porto, gdzie zamieszkała z dala od rodziny – córka wraz z mężem zostali na warszawskim Żoliborzu. Już z pierwszych kilku stron powieści dowiadujemy się, że kobietę dotknęła ogromna tragedia – niemal rok wcześniej jej córka popełniła samobójstwo, którego przyczyny nie są nikomu znane. Cała powieść jest dogłębnym studium bólu i cierpienia matki. Ale to nie jest zwykła opowieść o rozpaczy i dramacie samotnej kobiety.

Granice bólu

Niewińska: Mam wrażenie, że bohaterka powieści „Psy pożrą ciało Jezebel” cały czas balansuje na granicy bólu – pielęgnując ranę, która już, już ma szansę się zagoić, by za chwilę rozdrapać ją aż do stanu, w którym znów się infekuje. Poczucie bólu urzeczywistnia ją, nadaje sens jej codzienności. Ból po stracie dziecka, który nie może jej opuścić – a może którego Sylwia nie chce opuścić? – staje się ostatnią nicią łączącą ją z własną, zmarłą przed rokiem, córką. Ten ból jest zarówno dojmujący (odczuwam go mocno jako czytelniczka, utożsamiam się z bohaterką książki i jej przeżyciem), jak też irytujący. Bo przecież wiem, że dopóki jest ból, Sylwia tkwi w pułapce traumy i nie ma szans sobie z nią poradzić.

Żebrowska: Oj tak, sama mam ochotę potrząsnąć Sylwią i wytłumaczyć jej, że to, co robi, nie jest dla niej dobre. To prawda, kunszt prozy Kamińskiego polega na tym, że czytelnik wręcz fizycznie odczuwa ból i cierpienie głównej bohaterki. Są takie sytuacje, które psychologia nazywa – nomen omen – granicznymi. Nie wiemy, jakbyśmy się zachowali, gdyby nas spotkało tak potężne, dojmujące nieszczęście. Może same byśmy rozdrapywały rany, może nie pozwoliłybyśmy sobie na ich zasklepienie  – właśnie po to, by nie zapomnieć, by pamięć o córce wciąż była w nas żywa. Mam wrażenie, że autor tej powieści zbliżył się do bólu matki na najmniejszą możliwą odległość. I to jest niezwykłe osiągnięcie.

Granice powrotu do przeszłości

Niewińska: Z tym miałam spory problem, przyznaję. Przeszłość zajmuje bohaterkę powieści, Sylwię, znacznie bardziej, niż teraźniejszość. Nawet przyszłość lub to, co jaki się jako przyszłość, składa się tutaj z przetworzonych skrawków przeszłości. Przeszłość jest pułapką, co akceptuję i przyjmuję, bo mam podobne przekonanie. Obserwuję jednak Sylwię, towarzyszę jej i nie mam pewności, czy uda jej się wyrwać z tej pułapki. Bardzo jej kibicuję i boję się, że to wszystko, to już jest koniec. W tym wymiarze opowieść o rozpadzie rodziny jest mocno aktualna i niezwykle realistyczna. To lustro naszych czasów – Sylwia i jej ambitne plany, które nierozerwalnie wiążą się z jej niespełnioną karierą uniwersytecką oraz nie do końca udanym małżeństwem. Czy karą za nadanie zbyt dużego priorytetu pracy i osobistym ambicjom zawodowym jest utrata tego, co ostatecznie okaże się najważniejsze i bez czego nie można żyć? Nie wiem, ta myśl przyszła do mnie w trakcie czytania książki. I choć bardzo się jej przeciwstawiam, wiem, że dla wielkiej części naszego społeczeństwa będzie to oczywista konkluzja.

Żebrowska: Przeszłość jest w nas – tak jak przyszłość. To, że żyjemy w teraźniejszości, jest jednym wielkim złudzeniem. Świadomość tego, że nosimy w sobie każdy wymiar czasu, jest niezwykle uzdrawiająca. Z drugiej strony, przeszłość może nas pogrążyć, gdy łączy się z cierpieniem nie do udźwignięcia. Sylwia poniosła porażkę – nie dlatego, moim zdaniem, że była silną, niezależną, kompetentną kobietą, lecz dlatego, że pozwoliła sobie na obezwładniające poczucie winy. Zatem nie kariera, moim zdaniem, stanowi problem, lecz nasz, kobiet, stosunek do tego, że ją robimy. Wszak nie wiemy, czy gdyby matka była obecna w życiu Mili, jej losy nie potoczyłyby się tak samo. Nie wiemy też, w jakim świecie przebywała Mila – być może w równie odległym od jej własnej sypialni jak Porto od Żoliborza… Granice między wirtualnym a realnym zatarły się, a przeszłość, tak jak przyszłość, jest w naszych rękach.

Granica między cierpieniem i szczęściem

Niewińska: Właściwie całą tę opowieść można sprowadzić do idei buddyzmu – Sylwia próbuje uciec przed cierpieniem, szukając szczęścia. Ale tak naprawdę gdzie ma znaleźć to szczęście? We wspomnieniach rodziny, udanych – z jej własnej perspektywy – relacji ze zmarłą córką? W próbie utożsamienia się z nią, zrozumienia jej świata? W ucieczce w leki i psychoterapię? W umiejętnej grze w układy i układziki w pracy? W wirtualnym świecie, który wciąga i daje zapomnienie? Gdyby odrzeć jej osobisty wszechświat z ułudy szczęścia, okazałoby się, że pod spodem nie ma nic. Sylwia to zapobiegliwość, pragmatyczność, determinacja. Sylwia to sukcesy w pracy, klarowne ramy wychowawcze, rozsądek i przewidywalność. Ale kim jest Sylwia pod pozłotkiem tego wszystkiego? Może jest czystą duszą, która dopiero ma szansę rozpocząć swoją podróż po świecie emocji, doznań, przeżyć i odczuć? Nie wiem, mam jednak nadzieję, że sama Sylwia odjedzie na tej drodze więcej siebie, niż się spodziewa.

Żebrowska: No właśnie, kim jest Sylwia? I czy ona sama to wie? To bardzo ciekawe pytanie. Sylwia jest złożona z ról społecznych, które pełni. Nie zdobyła świadomości siebie, a kolejne kroki stawia po omacku. Bardzo możliwe, że podróż, która ją czeka, to podróż do środka siebie i powrót do czasów, w których wszystko jeszcze było możliwe. Ale Sylwia musi przestać uciekać. Ucieczka nigdy nie jest dobrą strategią, a ucieczka od siebie – najgorszą z możliwych.

Granice tożsamości

Niewińska: W pewnym wymiarze ta historia to przypowieść o naszym indywidualnym śladzie cyfrowym. Teza postawiona przez autora, że naszą tożsamość w wirtualnym świecie tworzy nie tylko to, co sami publikujemy, ale także to, co inni publikują o nas, a także wszystko to, czego nie wybieramy i na co się nie decydujemy, co jest alternatywą – sprawiła, że zadrżałam. Oczywiście wędruję tu wraz z Kamińskim i jego bohaterką w przestrzeń, w której nie mam kontroli – i to jest przerażające. To miejsce, w którym zostaje mi odebrana sprawczość, w którym co bym nie zrobiła, wszystko będzie się toczyło według jakieś algorytmu – sama świadomość, że być może to miejsce istnieje, wirtualnie bądź realnie, mnie przeraża. Nie chcę podążać za tą myślą, a jednak robię to. Uwodzi mnie ta historia, zabierając mnie właśnie tam, gdzie wcale nie chcę być. I za to wielkie brawa dla autora.  

Żebrowska: Teza, że istnieje wiele możliwych światów, nie jest nowa. Była wielokrotnie wykorzystywana w popkulturze i kulturze wysokiej, choćby w „Matriksie” Wachowskich czy u Murakamiego, w jego genialnej trylogii „1Q84”. Mocną stroną tego, co zaserwował nam Kamiński, jest poczucie, że nas, czytelników, bezpośrednio ta hipoteza dotyczy. Że to my jesteśmy Sylwią – i my też możemy zawędrować do światów alternatywnych i w nich się zagubić. Podobnie jak ból Sylwii nas dotyka bezpośrednio, tak i ta hipoteza staje się boleśnie realna. I tak, ja również czułam, jak Jezebel mnie wciąga. Skończyło się na bólu głowy, która wręcz spuchła od przemyśleń. Autor przesunął we mnie granicę poznania. To niebywałe osiągniecie.

Granice pamięci

Niewińska: Chyba tutaj właśnie przeżyłam największe zaskoczenie i największy szok. Podążając za Sylwią, patrząc na świat i życie jej oczami, miałam nadal komfort bycia sobą. Komfort świadomości tego, że tylko jej towarzyszę, i ja, jak to czytelniczka, wiem nieco więcej, widzę więcej i jakoś lepiej to ogarniam. Siedzę na kanapie, coś tu i tam dostrzegam, mogłabym nawet kilka rzeczy jej doradzić. No otóż nie, okazało się, że jednak wcale nie. Nie zdradzając tego, co jest wielką siłą tej książki – to, co się dzieje w ostatnich rozdziałach tej powieści, kompletnie wywraca całe poczucie komfortu do góry nogami. I choć było to mało przyjemne od strony mojego ego, poczułam się w pełni usatysfakcjonowana jako czytelniczka i recenzentka. Takiego zakończenia powieści nie spodziewałam się. Tego mi było trzeba.

Żebrowska: A ja poczułam się złapana w pułapkę, zamknięta w pudle, jak kot Schrödingera, do którego autor kilka razy nawiązuje. Zrozumiałam, że ten koszmar nigdy się nie skończy, że czegokolwiek nie zrobi główna bohaterka, nie zdoła osiągnąć stabilizacji i powrócić do rzeczywistości. Zresztą, czym jest realny świat w czasach, w których każdy z nas staje się awatarem, alternatywną wizją samego siebie? Kiedy i gdzie jesteśmy prawdziwi? I czy rzeczywiście tak wiele nam brakuje do utraty poczucia rzeczywistości? Gdyby Kafka żył współcześnie, zainteresowałby się naszymi cyfrowymi celami, w które wchodzimy tłumnie i dobrowolnie, bez świadomości konsekwencji tego kroku.

Mroczny koniec internetu

Niewińska: Kamiński, eksplorując wszystkie możliwe i niemożliwe wątki tej historii, w pewnym sensie dociera na krańce internetu. Jego autorska kreacja tego, jak może wyglądać koniec tego świata, porywa mnie – fascynuje i przeraża. Chyba nigdy jeszcze nie zastanawiałam się tak dogłębnie nad tym, co jest tam, na tym drugim krańcu. Mam wrażenie, że dryfuję sobie, jakimś dryfem w miarę kontrolowanym, po bezpiecznych wodach wirtualnego świata. Trzymając się w obrębie tych, które znam i nie eksplorując za bardzo innych jego przestrzeni. Wizja Kamińskiego pokazała mi, jak bardzo jestem być może w tej kwestii naiwna. Pokazała mi, że świat wirtualny to świat, w którym nie mam żadnej kontroli. Nie nad innymi – nad sobą, nad tym, kim jestem albo kim będę w świecie, w którym nie ma jasnych reguł. Być może jedyną regułą, jaka rządzi światem wirtualnym, to chęć zapomnienia i wtopienia siebie, swojej tożsamości, osobności w jedną, wielką cyfrową masę. I o ile wyobrażam sobie, że chwilowo może to przynieść ulgę – w dłuższym wymiarze będzie zgubne dla człowieka i tego, co definiuje jego człowieczeństwo.

Żebrowska: Kraniec internetu kojarzy mi się z końcem świata i z rzeczywistością, w której sztuczna inteligencja usamodzielni się i weźmie nas w swoje władanie. Włamie nam się do mózgu – lub sami ją chętnie zaprosimy, tak jak do tej pory to ochoczo robimy – zrobi z niego miazgę i pożywi się nim. Tak to widzę. „Psy pożrą ciało Jezebel”, algorytmy zaś pochłoną jej umysł.

Jarosław Kamiński, Psy pożrą ciało Jezebel
W.A.B. 2019

%d bloggers like this: