„Poza kontrolą” Kathryn Croft mówi nam o rozczarowaniu. Na tyle dogłębnym, że może prowadzić do zbrodni.

Croft wpisuje się w gatunek, który można by nazwać „home thriller” lub „family thriller” – rozgrywający się w czterech ścianach dramat, ze śmiercią w tle, jaki znamy choćby z „Nocy, kiedy umarła” Jenny Blackhurst czy „Idealnego kłamstwa” Rachel Abbott – żeby wspomnieć tylko najnowsze tytuły obecne na polskim rynku. To opowiadana w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym, historia kobiety, doświadczającej w swoim życiu przede wszystkim rozczarowania. Rozczarowania tym, że jej marzenia się nie spełniają, i to mimo olbrzymiego wysiłku, jaki wkłada w to, by je zrealizować. Przy czym nie chodzi tu o pragnienia szczególnie wymyślne – Callie Harwell chce tylko być dobrą matką dla swoich pasierbów i dobrą żoną dla ich ojca – Jamesa.
Co w tym trudnego? Wydaje się, że łatwe nie jest nic, bo Callie niestety nie potrafi znaleźć z nastoletnimi chłopcami wspólnego języka. I choć bardzo się stara, to opór z ich strony, wzmagany tęsknotą za matką, zdaje się być niemożliwy do pokonania. Prezenty i wyświadczane im przysługi zwyczajnie nie działają. Kobieta wpada w zamian w sieć złożoną z drobnych złośliwości, intryg, przytyków, donosów i złośliwości, z której ostatecznie nie potrafi się wyplątać. Mogłaby to zrobić, gdyby umiała stanąć po którejś ze stron – męża lub pasierbów. Ale ponieważ usilnie stara się być lojalną wobec wszystkich, z pewnym niepokojem, a nawet rozdrażnieniem obserwujemy, jak lawiruje między chęcią pożalenia się niewątpliwie zapatrzonemu w nią mężowi, a świadomością, że potencjalna kara wymierzona przez niego synom, obróci się ostatecznie przeciw niej.
To sprawia, że kobieta ostatecznie nie umie być tak do końca lojalna wobec nikogo. Jej misternie ułożony plan na życie zaczyna się powoli rwać na kawałki, a im bardziej chce zapanować nad tym, co się jej wymyka, tym więcej spraw dzieje się wbrew jej woli, rzucając na nią cień podejrzeń o wszelkie możliwe zło. Także o morderstwo.
Tym bardziej że Callie nie jest bez winy. Okazuje się przede wszystkim słaba, co skutkuje choćby tym, że po pierwsze popada w kłopotliwe zależności, a po drugie nie potrafi z nich wybrnąć. Raz popełniony błąd jest niczym nieprzecięty w porę wrzód, który narasta niebezpiecznie i prędzej czy później musi pęknąć.
Nic dziwnego, że już w pierwszym zdaniu bohaterka przyznaje nam się, że… popełniła zbrodnię. Taki jest właśnie punkt wyjścia „Poza kontrolą” Kathryn Croft. Dokładnie jej słowa brzmią tak: „Jestem żoną. Matką. Przyjaciółką. A teraz również morderczynią”. Gdy poznamy losy Collie, to wyznanie – i ten czyn, do którego się przyznaje – przestanie nas dziwić.
Jak jednak rozumieć to przyznanie się do owego czynu, jak rozumieć fakt, że Callie tak szybko odkrywa karty? Przede wszystkim bohaterka ustawia perspektywę, z jakiej mamy na nią patrzeć. Chce, byśmy czytając jej wspomnienia, czy raczej zeznania składane na policji, oceniali ją właśnie tak, jak robi to ona sama. Dlaczego? To właśnie największa zagadka tej powieści – coś, co wyróżnia ją z grona innych psychologicznych thrillerów. Dość powiedzieć, że Callie jest w stanie zrobić naprawdę wiele, by wbrew wszystkiemu poczuć się spełnioną.
„Poza kontrolą” to sprawnie napisany, wciągający kawałek gatunkowej prozy. Ale i ostrzeżenie. Przed popadnięciem w takie zależności, nad którymi prędzej czy później utracimy władzę.
Kathryn Croft, Poza kontrolą (The Stranger Within)
Przełożyła Ewa Kleszcz
Burda Książki 2019