Kariera Mateusza Morawieckiego wypływająca z kart książki „Delfin. Mateusz Morawiecki” Piotra Gajdzińskiego i Jakuba N. Gajdzińskiego przywodzi na myśl znaną piosenkę, której refren zaczyna się od słów „cicha woda brzegi rwie, nie wiesz nawet jak i gdzie”, choć może też niejednemu czytelnikowi skojarzyć się z przysłowiem w „mętnej wodzie ryby łowić”.

Bo to jest książka o tym jak obecny premier rządu Prawa i Sprawiedliwości doszedł do tego miejsca swojej kariery, w którym dzisiaj się znajduje. Oczywiście „kombatancka” przeszłość syna jednego z bardziej znanych opozycjonistów czasów PRL-u, którą sam Morawiecki lubi się chwalić, budzi czasem uśmiech politowania. Ale nie da się ukryć, że los dziecka szefa Solidarności Walczącej, dodajmy – za biografami Kornela Morawieckiego – syna ojca, którego nie było, syna ojca, który ukrywał się w podziemiu przed SB, w latach osiemdziesiątych, wcale nie musiał być łatwy. Jak piszą autorzy, ten element biografii przyszłego premiera mógł zaważyć na jego postrzeganiu świata, przyjaźniach i sympatiach. Ale mógł też wpłynąć na widzenie świata przez pryzmat teorii spiskowych i wytworzenie się u niego syndromu oblężonej twierdzy, który z biegiem lat narastał i wpływał na dualizm poznawczy przyszłego szefa rządu. I właśnie na taki stan swoistej schizofrenii ontologicznej, wpływającej na osąd i działania Morawieckiego juniora wskazują też autorzy „Delfina”.
Ale na tym nie poprzestają, zwłaszcza że Mateusz Morawiecki znalazł zatrudnienie w banku, w którym rzecznikiem prasowym był Piotr Gajdziński, czyli jeden z autorów tego przyczynku do biografii premiera PiS – wówczas będącego w zarządzie Banku Zachodniego, a później prezesującego BZ WBK. Gajdziński mógł zatem z bliska śledzić przez pewien czas z bardzo bliska rozwój zawodowy, osobisty i emocjonalny Morawieckiego. Mógł poznać motywy kierujące posunięciami szefa jednego z największych banków w Polsce, jego kwalifikacje i umiejętność dopasowania się do korporacyjnej rzeczywistości, jego pogodzenie się z rolą narzuconą mu przez irlandzkiego właściciela. Wprowadza nas zatem ta książka za kulisy wielkich pieniędzy i wyznaczonej Morawieckiemu przez Liama Horgana z Allied Irish Bank roli raczej fasadowego prezesa banku. Jednak myliłby się każdy, kto zakładałby, że Morawiecki w przypisanej mu przez właściciela banku roli będzie wyłącznie pasywny i zadowoli się grać „płotkę”. Gajdzińscy wyraźnie pokazują, że obecny premier – tak teraz jak i wówczas – potrafił się odnaleźć w roli szofera zgrabnie wykonującego polecenia wydawane mu z tylnego siedzenia, przez, można by tak powiedzieć, „grubszą rybę”. Czy jednak taka rola mu odpowiadała, czy nie miał większych ambicji i czy teka prezesa rady ministrów jest spełnieniem ambicji Morawieckiego? Na tak postawione pytania autorzy też starają się znaleźć odpowiedzi rekonstruując biografię obecnego premiera, przyglądając się zadzierzgniętym przez niego przyjaźniom i zaglądając nieco w jego życie prywatne.
Jeszcze zanim książka ukazała się drukiem (na etapie prebooków rozsyłanych recenzentom), wybuchła pierwsza burza związana z czołówkowym tekstem bulwarówki „Super Express”. Gazeta ta dowodziła jakoby Piotr Gajdziński ujawnił w książce informacje o adoptowaniu przez Morawieckich dwojga dzieci, donosząc w sensacyjnym tonie, że „były współpracownik premiera zdradził go i ujawnia”. To miałoby sugerować, że dzieci wcześniej nie wiedziały o tym, że są adoptowane, co okazało się nieprawdą. Przez media społecznościowe przetoczyła się wówczas fala hejtu. Ten pierwszy tekst ukazał się dziesięć dni przed premierą. A już następnego dnia ta sama gazeta podgrzewając atmosferę pisała – znów na pierwszej stronie – że Morawieccy stworzyli dzieciom dom. Niewątpliwie fakt adoptowania osieroconych dzieci przez ludzi bogatych (o czym świadczą informacje o dochodach Morawieckiego z banku i ujawnione fakty dotyczącego majątku – w tym tego przepisanego na żonę) jest czynem szlachetnym, ale to nie jest czyn ani heroiczny, choć wychowanie dzieci czasem bywa wyzwaniem, ani tym bardziej nadający się na czołówki bulwarówek, zwłaszcza, że po pierwsze ludzi, którzy adoptowali dzieci i nie wywołują przez to sensacji medialnej, jest naprawdę wielu, a po drugie w świecie polityki jest to też nierzadka postawa, że wspomnę na przykład Henrykę Strycharską-Krzywonos i jej męża lub Danutę i Lecha Wałęsów. Po drugie w książce duetu Gajdzińskich tekst, który wywołał ten cały zamęt, zajmuje raptem jedną linijkę, na stronie ze zdjęciem Morawieckich na przejściu dla pieszych. Całe to zamieszanie tworzyło klimat próby zdetonowania miny, odwrócenia wzroku opinii publicznej od innych, ważniejszych treści zawartych w książce i zwyczajnie mętnej próby zdyskredytowania jednego ze współautorów książki.
Kolejna odsłona awantury o „Delfina” wydarzyła się kilka dni temu. Oto 15 lipca wydawca książki, Fabula Fraza, upublicznił komunikat, w którym informuje, że autorzy otrzymali wezwania przedsądowe od PKO BP oraz od Zbigniewa Jagiełły, prezesa PKO BP, twierdzącego, że książka zawiera nieprawdziwe informacje o nim i jego relacjach z Morawieckim (wówczas członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Tusku), w tym o spotkaniach podczas nieformalnych lunchów. W tym samym oświadczeniu autorzy książki odrzucają zarzuty, przekonując: „Oczywiście rozumiemy, że w obecnej sytuacji prezes Jagiełło, który kieruje bankiem od października 2009 roku, chce jeszcze raz podkreślić, że nie miał żadnych związków z ekipą Donalda Tuska, ale proponujemy, aby ogłosił to w mediach na własny koszt lub wydał na ten temat książkę”. A „nieformalne lunche”? Oddajmy glos autorom: „ Cóż, słynna ‘taśma Morawieckiego’, nagrana przez ludzi Marka Falenty, na której premier Mateusz Morawiecki mówił o zapierdalaniu za miskę ryżu’ jest powszechnie znana. Dotychczas Zbigniew Jagiełło nie kwestionował, że był uczestnikiem tego lunchu. Upieramy się, że lunch miał charakter nieformalny”.
Autorzy „Delfina” pokazują też Mateusza Morawieckiego jako jedną z osób, które ponoszą bezpośrednią, faktyczną i osobistą odpowiedzialność za sprawy tzw. „kredytów frankowych”. Sprawy kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich wielu dobrych ludzi wpędziły w straszne tarapaty, a PiS i ubiegający się w 2015 r. o urząd prezydenta Polski europoseł tej partii obiecywali pomoc kredytobiorcom. Polskie sądy wprawdzie orzekają co chwilę o stosowaniu przez banki klauzul niedozwolonych, ale ustawowo sprawa nadal nie jest załatwiona przez rząd, na którego czele stoi Morawiecki. Doczekała się za to rozprawy przed unijnym sądem, bowiem już za kilka tygodni, sprawą frankowiczów zajmie się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Morawiecki twierdził co prawda, że bank, którym wówczas kierował, takich kredytów nie udzielał, ale Gajdzińscy to w swojej książce dementują, przedstawiając niezbite dowody na swoje twierdzenia, poświęcając tej kwestii cały rozdział, który wieńczą słowami Barbary Husiew, jednej z „frakowych ofiar” BZ WBK z czasów, gdy kierował nim Morawiecki. Kobieta wprost nazywa byłego prezesa „banksterem i kłamcą”.
Widzimy więc na kartach „Delfina” Mateusza Morawieckiego jako dziecko opozycjonisty, korporacyjnego prezesa banku, pracującego z zastanawiającym oddaniem dla AIB – zagranicznego właściciela BZ WBK, wreszcie premiera, którego piarowcy – jak wszystko na to wskazuje – dla rozbrojenia ładunku informacji zawartego w książce duetu Gajdzińskich nie cofną się nawet przed medialną ustawką. Pewnie sam premier – jak wynika to z treści książki Gajdzińskich – chciałby widzieć się w roli „delfina”, pomazańca szefa partii rządzącej i jego następcy. Czy tak się stanie jeszcze nie wiadomo, na razie Jarosław Kaczyński nie wypowiada się głośno o sukcesji.
Wcześniejsze książki Piotra Gajdzińskiego dotyczyły m.in. postaci historycznych. Były to znakomite biografie komunistycznych przywódców PRL: Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. Tym razem, co rzadko się zdarza, autorzy wzięli na warsztat osobę, którą jeden z nich znał osobiście, pracował z nią i znał jej działania od kulis. Dzięki temu możemy obserwować jak w mętnej wodzie polskiej polityki i wielkiego biznesu mała rybka urosła do rozmiarów delfina. Ale przecież w takich odmętach zawsze może czaić się większa ryba, więc możemy spodziewać się, że Piotr Gajdziński, wraz z synem, będzie bacznie śledził poczynania swojego byłego szefa i zobaczymy, czy do tej historii dopisze epilog, a może kolejny tom biografii człowieka, który pokazał, że potrafi sprawnie poruszać się w mętnej wodzie bankowej korporacji i polityki, który jednak „zapomniał”, że bank, którym zarządzał, udzielił jego własnej niepracującej żonie kredytu frankowego, a jako premier kraju, z wykształcenia historyk, składał kwiaty pod pomnikiem kolaborującej z SS i hitlerowskimi Niemcami „Brygady Świętokrzyskiej”.
Piotr Gajdziński, Jakub N. Gajdziński, Delfin Mateusz Morawiecki Wydawnictwo Fabula Fraza, Warszawa 2019
