wywiad

Robert Ostaszewski: Nieukarane zło powraca | Rozmawia Przemysław Poznański

– Możesz uznać to za tanią mistykę, ale moim zdaniem jest zło, które jeśli nie zostaje w jakikolwiek sposób ukarane, rozliczone, to gdzieś tam w przestrzeni wciąż istnieje i odciska piętno na kolejnych pokoleniach, kolejnych ludziach, którzy w ten lub inny sposób z tego nierozliczonego zła korzystają. I o tym między innymi jest ta książka – o tym złu, które jest też trochę powiązane z naszym codziennym szaleństwem, z naszymi gonitwami za spełnieniem swoich często chimerycznych mrzonek bez względu na to, że może się to wiązać z krzywdą innych osób – mówi Robert Ostaszewski*, autor powieści „Zabij ich wszystkich”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Katowice, staw niedaleko rzeki Boliny, na granicy Nikiszowca i Janowa w Katowicach – to tu w „Zabij ich wszystkich” znalezione zostają pierwsze zwłoki – Stefana Wilka. Zanim przejdziemy do tej zbrodni, okoliczności popełnienia której okażą się dość zaskakujące, muszę cię spytać o miejsce akcji. Nie wiem jak twoja godka, ale nie jesteś Ślązakiem. Jesteś gorol, z Krakowa. Skąd pomysł, żeby uciec z fabułą z wygodnego grodu Kraka właśnie tutaj?

Robert Ostaszewski: Tak naprawdę to nie wiem, skąd jestem. Z Ciechanowa, z Krakowa, ze Śląska – do wyboru (śmiech). Kraków ma już sporo kryminałów. Śląsk ma ich znacznie mniej. Oczywiście z moją godką jest tak, że język śląski rozumiem, ale nie podejmuję się w godce szczególnie dużo powiedzieć, a to przede wszystkim dlatego, że nie mam specyficznego akcentu. Więc moja godka brzmi dość śmiesznie. Wydaje mi się jednak, że na tyle dużo o Śląsku wiem, by spokojnie osadzać tu moje powieści kryminalne. Znam ten region od lat, poznałem go na wiele sposobów. Dlatego nie mogę choćby powiedzieć, że do pisania tej książki, czy całego cyklu, przygotowywałem się rok albo dwa, bo to był proces, który trwał od lat. Poznałem w tym czasie Ślązaków, poznałem tę okolicę, poznałem bardzo skomplikowaną historię regionu. W książce pojawia się choćby wątek Ślązaków służących w armii niemieckiej w czasie II wojny światowej, co jest zresztą pochodną mojej fascynacji tym okresem. Ale nie bazowałem tylko na tym, co wiem, bo temat jest zbyt ważny – musiałem sporo doczytać. Mógłbym oczywiście spróbować spytać o to rodzimych Ślązaków, ale dla nich jest to jakiś rodzaj traumy i wciąż jeszcze niespecjalnie chcą o tym mówić. Na szczęście jest już dużo opracowań na ten temat. Oczywiście przez sam fakt, że nie jestem stąd, patrzę na Śląsk z zupełnie innej perspektywy, niż jego rdzenni mieszkańcy. Być może Ślązacy dzięki temu dowiedzą się z moich książek czegoś o swoim regionie, co zdążyli zapomnieć, bo już im to spowszedniało.

Robert Ostaszewski, fot. Przemysław Poznański/zupelnieinnaopowiesc.com

Zawęźmy miejsce akcji: to tak naprawdę nie cały Śląsk, nawet nie Katowice. Większość wydarzeń ma miejsce na wspomnianym Nikiszowcu, dość specyficznym miejscu, przez kryminał jeszcze chyba nieogranym, choć wydaje się to aż niemożliwe.

– Tu akurat się nie zgodzę, bo w „Zabij ich wszystkich” pojawiają się różne miasta, nie tylko ze Śląska. Ale fakt, Nikiszowiec jest w tej powieści najistotniejszy. Nikiszowiec był już pokazywany w filmach czy programach dokumentalnych, ale z książek rzeczywiście jeszcze nie jest dobrze znany. Też mnie to dziwi – bo Śląsk, jako taki, ma wiele świetnych miejsc, gdzie można znaleźć naprawdę cudowne lokalizacje dla kryminałów i to lokalizacje bardzo nietypowe, a jest rzeczywiście stosunkowo mało ograny. Stąd też mój zamysł, żeby napisać kryminał śląski, a w zasadzie trzy kryminały, bo takie są plany.

Niezwykłe miejsce akcji to nie wszystko. Zaskakujesz też raczej nieobecnym dotąd w literaturze gatunkowej wątkiem Grupy Janowskiej. Mężczyzna, którego zwłoki znalezione zostają w krzakach na brzegu stawu niedaleko rzeki Boliny to pracownik galerii sztuki „Magiel”, w której wystawiane są m.in. obrazy Teofila Ociepki i innych prymitywistów z założonej przez niego Grupy.

– Jeszcze za czasów, kiedy studiowałem historię sztuki, której to zresztą nie ukończyłem, przeżywałem okres fascynacji właśnie malarstwem tego typu, malarstwem prymitywnym. Tak poznałem historię Teofila Ociepki, historię Grupy Janowskiej, która działała właśnie w tym regionie, więc stało się dla mnie zupełnie jasne, że jeżeli piszę książkę, której akcja się rozgrywa w Katowicach, ta formacja artystyczna w jakiś sposób powinna zaistnieć na kartach powieści. A że w polskich kryminałach nie ma zbyt wiele odniesień do malarstwa, to tym bardziej uznałem, że dam czytelnikom coś innego, coś, co może ich dodatkowo zaciekawi, poza samą intrygą kryminalną. Tym bardziej że Grupa Janowska sama w sobie nie jest szczególnie dobrze znana, więc może przy okazji ktoś z mojej książki dowie się czegoś, czego dotąd nie wiedział. Żeby jednak było bardziej kryminalnie, znalezione zwłoki są dziwnie okaleczone, jakby rytualnie. A przecież historia Grupy Janowskiej w dużym stopniu związana jest z fascynacją myśleniem mistycznym, okultystycznym.

Robert Ostaszewski, fot. Przemysław Poznański/zupelnieinnaopowiesc.com

Jednym z punktów wyjścia „Zabij ich wszystkich” jest mało dziś znana masakra żydowskich dzieci w Białej Cerkwi w 1941 roku, którą powiązałeś ze skomplikowanym dziejami Śląska. Gdy przeanalizujemy opisywane przez ciebie wydarzenia, możemy dojść do wniosku, że opisujesz swoistą sztafetę zła, przekazywaną przez cale pokolenia.

– Tak właśnie zostało to pomyślane. Możesz uznać to za tanią mistykę, ale moim zdaniem jest zło, które jeśli nie zostaje w jakikolwiek sposób ukarane, rozliczone, to gdzieś tam w przestrzeni wciąż istnieje i odciska piętno na kolejnych pokoleniach, kolejnych ludziach, którzy w ten lub inny sposób z tego nierozliczonego zła korzystają. I o tym między innymi jest ta książka – o tym złu, które jest też trochę powiązane z naszym codziennym szaleństwem, z naszymi gonitwami za spełnieniem swoich często chimerycznych mrzonek bez względu na to, że może się to wiązać z krzywdą innych osób.

Porozmawiajmy o bohaterach twojego kryminału, bo nie zdecydowałeś się na jednego, lecz powołałeś do życia aż trzech. Co prawda w tej książce na czoło wysuwa się nadkomisarz Edmund Polański, sam w sobie ciekawy, bo stanowi raczej zaprzeczenie stereotypu gliniarza – to przykładny mąż i ojciec…

– Prawda. W ogóle nie pije (śmiech).

…który okazuje się za to pracoholikiem i nawet zabiera dzieci na miejsce zabójstwa, by w wolnym czasie prowadzić dochodzenie.

– Fakt. To było niezgodne z przepisami i zasadami, jakimi powinni kierować się rodzice. Ale muszę uspokoić tych, którzy jeszcze książki nie czytali, że dzieciom żadna krzywda się nie stała, nie widziały trupa, nie były narażone na żadną traumę.

Robert Ostaszewski, fot. Przemysław Poznański/zupelnieinnaopowiesc.com

Oprócz Polańskiego śledztwo prowadzą też jego współpracownicy – Adam Tyszka i Krzysztof Mateja. Każdy z nich to pełnowymiarowa postać, zdolna pociągnąć fabułę. Wspomniałeś o kolejnych książkach z serii – czy zatem masz taki pomysł, żeby pierwszoplanowi bohaterowie wymieniali się rolami?

– Mogę jedynie zdradzić, że w następnej książce dołączy do tej trójki osoba numer cztery i że to będzie kobieta. A pomysł na to, by bohaterem powieści była grupa dochodzeniowa, a nie pojedynczy samotny wilk, wziął się z faktu, że po pierwsze zbyt wielu jest już w kryminałach takich samotnych policjantów, którzy zmagają się ze złem. Mało jest u nas bohatera zbiorowego, jak u mnie, czyli – jak wspomniałeś – trzech bohaterów mniej więcej równorzędnych. Chciałem to troszeczkę nadrobić. Po drugie w tym cyklu dosyć duże znaczenie będzie odgrywała warstwa obyczajowa, a trzy postaci czy cztery postaci dają dużo większe możliwości rozwijania akurat tej warstwy.

Pisarze pewnie nie lubią tego pytania, ale w której z tych równorzędnych postaci zawarłeś najwięcej z siebie?

– Podejrzewam, że takiej odpowiedzi się spodziewałeś: żaden z moich bohaterów to nie jestem ja. Na pewno w jakimś stopniu każdy z nich ma drobne cechy, które czy to tkwią we mnie, czy też pochodzą od ludzi, których znam. Tak, moi bohaterowie są ulepieni z elementów, które można odnaleźć w mojej biografii odnaleźć, ale niekoniecznie któryś z nich jest mną.

Czym zaskoczysz nas w kolejnych częściach?

– Druga część będzie nosiła tytuł „Ukochaj na śmierć” i muszę ją ukończyć do września. Ze skomplikowanej historii Śląska wezmę tym razem dość mroczny epizod, opowiem bowiem o obozie Zgoda, który działał w roku 1945 w Świętochłowicach. To był niby obóz pracy, ale w gruncie rzeczy śmierci, zważywszy na to, ile tam osób zginęło. Przetrzymywani byli w nim Polacy, Niemcy i Ślązacy, wszyscy ci, którzy niespecjalnie się spodobali komunistycznym władzom. To chyba znowu mało ruszany znany temat. Trzecia część ma tytuł „Umarłem i nie żyję”. Jej fabuła jest jednak jeszcze zbyt mglista, żeby o niej opowiadać. Myślę, że ta książka powinna powstać na początku przyszłego roku. A jeśli czytelnikom ta seria przypadnie do gustu, to pewnie powstaną kolejne części. Pomysłów mi nie brak.

Rozmawiał Przemysław Poznański

*Robert Ostaszewskiprozaik i dziennikarz, juror literackiej Nagrody Kryminalna Piła. Autor zbioru opowiadań „Dola idola i inne bajki z raju konsumenta” (2005), wydał zbiór felietonów „Odwieczna, acz nieoficjalna” (2002), prozę „Troję pomścimy” (2002) oraz zbiór szkiców „Etapy. Rozmowy z pisarzami i nie tylko” (2008). Współautor dwóch powieści kryminalnych „Kogo kocham, kogo lubię” (2010, z Martą Mizuro), „Sierpniowe kumaki” (2012, z Violettą Sajkiewicz) i autor „Bez ciebie zginę” oraz „Zabij ich wszystkich”. Prowadzi warsztaty z kreatywnego pisania na Uniwersytecie Jagiellońskim.

%d bloggers like this: