Nie lubię tłumaczenia tytułu tego serialu. Gotowe na wszystko?! Amerykańską wersję Desperate Housewives można przetłumaczyć jako Zdesperowane gospodynie domowe. Każda z gospodyń domowych wie, o jaką desperację tu chodzi, choć pewnie nie każda się do tego chce przyznać.

Trafiamy więc na idylliczną uliczkę Wisteria Lane, położoną gdzieś w USA. Tu zawsze jest ciepło, deszcz nigdy nie pada, ale trawniki mimo wszystko są zielone. W sąsiedztwie stoją piękne domy, w których mieszkają urocze kobiety z przystojnymi mężami oraz dziećmi jak z obrazka. Wszyscy regularnie koszą trawniki, uprawiają poranny jogging i obdarowują się ciasteczkami. Panie zawsze witają nowo przybyłe sąsiadki uśmiechem, garścią ploteczek i zaproszeniem na pokerka w czasie, gdy mężowie są w pracy. Bo mężowie są głównie w pracy, a żony w domu. Życie uporządkowane, szczęśliwe i śliczne, prawda?
Wszystko jak w ideale rodziny obecnym w wielu kulturach, gdy kobieta ma być boginią domowego ogniska, a jej mąż zarabia, reprezentuje i obsługuje sferę publiczną. Nasze bohaterki, nawet jeśli dorabiają, to przecież jakoś chyłkiem i boczkiem przy kuchennym stole, bo nie jest to ważną częścią ich życia. Jeśli miały kiedyś kierownicze stanowisko, to przecież rzuciły je dla dobra rodziny. I co? I są szczęśliwe. Bo inaczej wszak nie wypada. Bo co jest ważne? Żeby było ładnie i jak u wszystkich innych. Czyli co jest najważniejsze? Pozory.
Mieszka tu przede wszystkim niejaka Bree Van De Camp, nadająca ton sąsiedztwu. Włosy prosto od fryzjera, makijaż od linijki. Prowadzi nienaganny dom, codziennie robi trzydaniowe kolacje dla rodziny, a przy jedzeniu inicjuje kulturalną konwersację. Lubi białe wino i pije je nie tylko do kolacji, ale zawsze schłodzone i w pięknym kieliszku. Nikt przecież nie nazwałby tego pełnego elegancji spożycia ekskluzywnego trunku zalewaniem robaka, prawda? Gabrielle, była modelka, obecnie wyłącznie żona, codziennie jeździ kupować ciuchy, a co parę dni romansuje z nastolatkiem od strzyżenia trawników. Nikt przecież nie nazwałby tego bezsensownym zapełnianiem życiowej pustki, prawda? Lynette usiłuje zapomnieć, że kiedyś robiła karierę, że nadaje się do tego lepiej niż jej mąż, i że wolałaby sama utrzymywać liczną rodzinę. Nikt tego nie nazwie frustracją, tylko prorodzinnym wyborem, prawda? Susan robi z córki powiernicę i sama zachowuje się jak dziecko, bo nawet gdy dorabia, ilustrując książki, są to książki dla dzieci. Nikt tego nie nazwie uciekaniem przed życiem we wtórny infantylizm, prawda? Mary Alice natomiast… Cóż, Mary Alice właśnie palnęła sobie w głowę z rewolweru. Bo co jest najważniejsze? Pozory. Tylko że czasem człowiek już nie ma siły ich podtrzymywać.
Tak właśnie zaczyna się ta wielosezonowa historia. Od tego momentu będziemy odkrywać traumy, brudy i tragedie kryjące się za eleganckimi drzwiami pięknych domów. Przy nieustającym wrażeniu, że gdyby bohaterki przestały podtrzymywać pozory, a zaczęły mówić prawdę, wiele sytuacji stałoby się znacznie mniej skomplikowanych i do wielu tragedii dojść by nie musiało. Nasze bohaterki jednak ciągle podtrzymują fikcję, przed sąsiadami, przed najbliższymi przyjaciółkami, a nawet przed samymi sobą. Wiecie, ile energii na to idzie?
W tym serialu momenty prawdy i całej prawdy bywają rzadkie, częściej oglądamy półprawdę lukrowaną, a pod lukrem schowana jest czerń. To opowieść o dawaniu sobie rady z brzydkimi rzeczami i ponownym pokrywaniu ich lśniącą powłoczką. To też serial o tym, że gdy ludzie tyle energii wkładają w utrzymanie fikcji, dla oczyszczenia atmosfery potrzebna jest katastrofa. I taka pojawia się co sezon, jak na zamówienie. A to tornado, a to strzelanina w supermarkecie, a to runięcie awionetki w sam środek sąsiedzkiego pikniku. Potem zawsze następuje krótka chwila prawdy i oczyszczenia, po której jednak lukier wraca na swoje miejsce, przy zgodnym wysiłku wszystkich dookoła. Bo co jest najważniejsze? Pozory.
Pomysłodawcą i głównym scenarzystą serii jest niejaki Mark Cherry, który wzorował jedną z bohaterek na swojej matce. Tak, chodzi o idealną Bree. On też, jak syn Bree, okazał się homoseksualny, co jego matka, jak i Bree, długo wypierała, bo geje nie mieszczą się w tej tradycyjnej opowieści, gdzie mężczyźni powinni to, a kobiety tamto. On też, po latach, zauważył całe to cierpienie, które kryje się pod lukrem pozorów i zwodniczymi pojęciami „tradycyjna rodzina” i „tradycyjna rola kobiety”, a nawet „tradycyjna rola mężczyzny”.
To tyle na temat tradycji, jej ról, oczekiwań i lukru. Oglądajcie Desperate Housewives!
Gotowe na wszystko (Desperate Housewives)
Twórca Marc Cherry
Występują: Teri Hatcher, Felicity Huffman, Marcia Cross
ABC 2004-2012
