Każdy z nas ma potrzebę, żeby sprawiedliwości stało się zadość. I ta książka jest właśnie o tym, o szukaniu sprawiedliwości – mówi Małgorzata Rogala*, pisarka, autorka powieści „Kiedyś cię odnajdę”. Rozmawia Przemysław Poznański.
Przemysław Poznański: W „Kiedyś cię odnajdę” pokazuje pani całą galerię złych facetów, a jednym z głównych tematów jest przemoc mężczyzn wobec kobiet. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że książka po raz pierwszy ukazała się w 2014 roku, można powiedzieć, że wyprzedziła pani ruch #meetoo.
Małgorzata Rogala: Rzeczywiście kiedyś mniej się mówiło o przemocy wobec kobiet. Być może, w rezultacie, wiele kobiet myślało, że tylko one doświadczają złego traktowania, że inne kobiety są szczęśliwe i żyją bezproblemowo. Możliwe, że często myślały, że to ich wina, bo są „takie beznadziejne”, więc zasługują na to, co je spotyka. Jak wiemy, akcja #metoo, która dotyczyła konkretnie przemocy seksualnej, pokazała, że wiele kobiet ma za sobą takie doświadczenia (gwałty, molestowanie), że przemoc wobec kobiet jest faktem. Gdy pisałam „Kiedyś cię odnajdę” w 2013 roku, nie miałam pojęcia, że kilka lat później tzw. afera Weinsteina zapoczątkuje ruch #meetoo. Słowa, zdania, sceny wypływały chyba z mojej podświadomości, nie zdawałam sobie sprawy, że, pisząc kryminał, piszę książkę o przemocy wobec kobiet w różnych jej przejawach. Ten temat po prostu we mnie był, ponieważ spotkałam osoby, które są lub były ofiarami przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej, czy ekonomicznej. Fabuła jest fikcją, rzecz jasna, ale dwa fragmenty związane z cyberprzemocą są prawdziwe: korespondencja internetowa, którą otrzymywała jedna z bohaterek, miała naprawdę miejsce i przydarzyła się osobie, którą znam.

A co do akcji #meetoo, to jest fantastyczny ruch, ale chciałabym, żeby akcja nie polegała jedynie na tym, by głośno mówić o przemocy seksualnej wobec kobiet, ale żeby za tym poszło coś więcej, codzienne reakcje, wsparcie, choćby w zakładach pracy – jeśli widzimy, że na przykład szef poklepuje swoją podwładną (wykorzystując zależność służbową), powinniśmy reagować, wspierać się nawzajem. I jeszcze chciałabym, żeby kobiety były wspierane przez dobrych mężczyzn, bo przecież oni istnieją (śmiech). Także w mojej książce.
Złych jest jednak zdecydowanie więcej i to im przeciwstawia pani mocne kobiety. W tym główną bohaterkę, Weronikę.
– Jej siłą jest pragnienie, żeby dokonała się sprawiedliwość. Ginie przyjaciółka Weroniki, Olga. A dziesięć lat wcześniej, w taki sam sposób, została zgwałcona i zamordowana jej matka. Weronika bierze sprawy w swoje ręce, ponieważ odnosi wrażenie, że policja znów (jak przed laty) drepcze w miejscu, że brakuje śladów, poszlak, boi się, że sprawa utknie w martwym punkcie i znów zostanie odłożona na półkę. Myślę, że to, czym kieruje się Weronika nie jest niczym niezwykłym. Każdy z nas ma potrzebę, żeby sprawiedliwości stało się zadość. I ta książka jest właśnie o tym, o szukaniu sprawiedliwości.
Nie każdego jednak, tak jak Weronikę, stać na determinację w dążeniu do poznania prawdy. Ona nawet zmienia zawód.
– Zmienia zawód, zmienia swoje obyczaje, styl życia. Może to zrobić, bo jest bohaterem-cywilem. Protagonista, który prowadzi śledztwo, ale nie jest policjantem, może sobie pozwolić na więcej, może zrobić coś, czego policjant nigdy nie zrobiłby, może zachowywać się głupio i nierozsądnie. Z drugiej strony Weronika chyba nie jest do końca świadoma tego, że się naraża, że jeśli jest na właściwym tropie, może narazić się na niebezpieczeństwo, może stać się jej krzywda.
Pomaga jest komisarz Szymon Pawelec – jeden z nielicznych dobrych facetów w tej książce. Choć trzeba przyznać, że nie od razu robi to chętnie, więc śledztwo toczy się dwutorowo.
Szymon ma wady i zalety, jak każdy człowiek, nikt z nas nie jest idealny, wszyscy popełniamy błędy, takie jest życie. To jest dobry mężczyzna, choć trochę pogubiony. Jego małżeństwo się rozpadło, ma córkę, ale nie interesuje się nią w takim zakresie, w jakim powinien. Trochę jak typowy policjant, zajęty przede wszystkim pracą, choć nie chcę tu generalizować. Ale skoro mówimy o dobrych facetach, chcę wspomnieć o ojcu Weroniki, który też jest postacią pozytywną; trauma, którą przeżył w związku ze śmiercią żony, nie powoduje, że stał się złym człowiekiem, on też się pogubił, zamknął w swoim cierpieniu. Dobrym mężczyzną jest też przełożony Weroniki, dyrektor Biedrzycki, który z kolei walczy z bezdusznym systemem, który go ogranicza. Ci mężczyźni to normalni, dobrzy ludzie, z zaletami i wadami, życiowymi problemami.

Weronika i Szymon, mimo początkowych niesnasek, odnajdują ostatecznie nic porozumienia. W ten sposób tworzy pani świetny duet, który zdaje się być materiałem na cała serię. Jest taki plan?
W „Kiedyś cię odnajdę” Szymon wykonuje swoje obowiązki, a Weronika wchodzi mu w paradę (śmiech). Plan jest taki, że ten duet powróci. Już wtedy, gdy książka ukazała się po raz pierwszy (pięć lat temu), wiele osób pytało czy będzie ciąg dalszy. W tamtym czasie to był mój pierwszy kryminał i w ogóle nie myślałam o pisaniu cykli powieściowych, nie wiedziałam, że potrafię to robić. Dlatego moja kolejna powieść kryminalna, „Zapłata”, też miała być zamkniętą całością, a niespodziewanie zapoczątkowała serię z Agatą Górską i Sławkiem Tomczykiem. Teraz będzie nowa seria z Weroniką i Szymonem; nie potrafię w tej chwili powiedzieć, kiedy ukaże się drugi tom, ale na pewno powstanie w ramach projektu #TeamPOCISK.
Wspomniała pani, że „Kiedyś cię odnajdę” był pani pierwszym kryminałem. Skąd przyszedł pani do głowy taki pomysł i skąd czerpała pani wiedzę dotycząca konstrukcji tego specyficznego gatunku?
Mam trochę tak, że bohaterowie rządza moją powieścią. I ja im na to pozwalam (śmiech). W pewnym momencie dostrzegam, że fabuła skręca za sprawą postaci w nieco inna stronę, niż chciałam. Wiem, że to brzmi trochę dziwnie, ale nie jest tak, że słyszę szepty (śmiech), jednak jest w tym element metafizyki. Podczas pisania „Kiedyś cię odnajdę”, gdy bohaterowie zaczęli skręcać na ścieżkę zbrodni, pomyślałam, że może w takim razie napiszę kryminał. To zbiegło się z powstaniem w Warszawie szkoły pisania, która ogłosiła nabór na pierwszy kurs i miał to być właśnie kurs pisania kryminału. Pomyślałam sobie, że to znak. Kurs był dość drogi, ale ogłoszono konkurs, w którym wygraną były trzy zniżki. Postanowiłam, że jeśli coś wygram, to idę na ten kurs. I wygrałam (śmiech).

Czyli warto wierzyć w znaki?
Wierzę w podpowiedzi, staram się słuchać intuicji. To nie zawsze jest łatwe, bo rozum próbuje zdominować nasze odczucia, ale jak widać w przypadku pisania kryminałów decyzja podparta intuicją okazała się słuszna.
A jako pisarka także ufa pani intuicji czy raczej tworzy szczegółowe plany, drabinki powieści przed jej napisaniem?
W ogóle nie planuję fabuły. Mam w zarysie tło obyczajowe, wiem, co mnie uwiera, gniecie, gryzie, złości, a zatem o czym chcę i muszę napisać. Dopiero wtedy pojawiają się bohaterowie i to oni zaczynają działać, wchodzić w relacje, dzięki czemu akcja rusza do przodu. To nie jest nigdy zaplanowane od A do Z. Zdarza się, że razem z policjantami rozwiązuję zagadkę, że nie wiem na początku, kto zabił, a jeśli wiem, to nie znam jeszcze przyczyny. Albo odwrotnie: znam powód, dla którego ktoś zginął, ale nie znam sprawcy i szukam go w otoczeniu głównych bohaterów.
Porozmawiajmy o jednym z bohaterów – o antagoniście. Jest pozbawionym skrupułów zabójcą i gwałcicielem, ale już na pierwszych stronach pokazuje pani, że sam też był wcześniej ofiarą przemocy.
Interesuje mnie zjawisko przemocy, przestudiowałam sporo literatury na ten temat. Okazuje się, że osoby, które doświadczały przemocy lub obserwowały przemoc w dzieciństwie i młodości, częściej potem tę przemoc „oddają”, zwłaszcza gdy widzą korzyści wynikające ze stosowania przemocy, na przykład, gdy ojciec bije matkę (często też dziecko) i wymusza w ten sposób posłuszeństwo na członkach rodziny, sprawuje władzę i kontrolę; mały człowiek wielokrotnie dostaje komunikat, że potrzeby zaspokaja się stosując przemoc, albo że agresja to środek na rozładowanie trudnych emocji. Później powiela te wzorce. Nie wie, że można postępować inaczej, nie wie, że są pokojowe sposoby porozumiewania się, załatwiania spraw, rozwiązywania problemów, osiągania celów, że relacje międzyludzkie mogą być zdrowe i oparte na przyjaźni, szacunku, miłości.

Skąd czerpie pani pomysły na kryminały? Na te uwierające tematy, które potem stają się tłem, na którym umieszcza pani bohaterów?
Piszę o tym, co budzi we mnie gniew, sprzeciw, niezgodę, w ten sposób wyrzucam z siebie emocje. To zwykle gromadzi się przez jakiś czas, nie wylewa się tak od razu. Zanim napisałam „Dobrą matkę”, obserwowałam z niepokojem zachowania rodziców, polegające na zamieszczaniu w internecie zdjęć swoich dzieci. A potem przeczytałam wywiad z panią, która zajmuje się zapobieganiem cyberprzemocy w Wielkiej Brytanii i która potwierdziła moje obawy: nieważne jak niewinne jest zdjęcie, bo jeśli jest w nim coś, czego szuka „łowca”, to on je weźmie, skorzysta z niego. Wtedy poczułam, że chcę o tym napisać. Gdy zaczynałam pracować nad „Punktem widzenia” (a tematyka tej książki jest zbliżona do „Kiedyś cię odnajdę”) wpadła w moje ręce praca magisterska napisana przez kobietę, która została zgwałcona. Ktoś inny polecił mi książkę „Paradoks macho” Jacksona Katza, przeczytałam setki hejterskich komentarzy internautów na temat kobiet i seksualności; wciąż dostawałam informacje, które potwierdzały, że ten temat na mnie czekał, że musi zaowocować książką. Zresztą podobno pomysły krążą wokół nas i czekają żeby je wziąć. I ja je biorę.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Małgorzata Rogala – autorka powieści obyczajowej „To, co najważniejsze” (2012) oraz powieści kryminalnych: „Kiedyś cię odnajdę” (2014 i 2019), „Zapłata” (2015), „Dobra matka” (2016), „Ważka” (2017), „Zastrzyk śmierci” (2017), „Grzech zaniechania” (2018), „Kopia doskonała” (2018), „Punkt widzenia” (2019).
