Sylwia Winnik na kartach „Tylko przeżyć” nie ocenia, nie chwali i nie gani. Słucha. I robi to z ogromnym wyczuciem i empatią. Pozwala mówić i skrzętnie notuje, ale pozwala też milczeć. Dzięki temu poznajemy prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy, którzy pełnią lub pełnili swoją służbę poza granicami kraju. Na wzgórzach Golan, na Bałkanach, w Iraku, w Afganistanie. Wszędzie tam, gdzie udział sił międzynarodowych powinien służyć zaprowadzeniu spokoju.

Gdy sięgałem po „Tylko przeżyć” Sylwii Winnik, towarzyszyła mi pewna obawa. Z jednej strony znałem autorkę jako autorkę bestsellerowych „Dziewcząt z Auschwitz” i niezwykle empatyczną osobę, z którą miałem już przyjemność przeprowadzić rozmowę dla zupelnieinnaopowiesc.com, z drugiej jednak trochę obawiałem się rozczarowania, jakie czasem zdarza się, gdy autor bestsellera bierze się za następną książką. Choć z drugiej strony stempel jakości wystawiało tu Wydawnictwo Znak, a wszak tak znany wydawca nie wydałby słabej książkę na tak ważny temat.
Bo to fakt niezbity, że temat jest ważny, ale też niesamowicie złożony i niezwykle wrażliwy. Nie uchylę tu rąbka tajemnicy, jeśli napiszę, że Winnik wzięła na warsztat skutki zaangażowania polskich sił zbrojnych w konflikty toczące się w różnych rejonach świata. Oczywiście autorka nie analizowała politycznych uwarunkowań i zależności, militarnych zdolności oraz potencjału zbrojnego naszych żołnierzy, ani udziału Wojska Polskiego w kontekście politycznych roszad i układanek. Wysłuchała za to, by potem podzielić się tym z nami, prawdziwych historii rodzin polskich żołnierzy, którzy pełnią lub pełnili swoją służbę poza granicami kraju. Usłyszymy więc jak broni się pokoju na wzgórzach Golan, na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie. Wszędzie tam, gdzie toczą się działania zbrojne i udział sił międzynarodowych powinien służyć łagodzeniu skutków konfliktu.
Winnik na kartach „Tylko przeżyć” nie ocenia, nie chwali i nie gani. Słucha. I robi to z ogromnym wyczuciem i empatią. Pozwala mówić i skrzętnie notuje, ale też pozwala milczeć. I czasami ta cisza bywa równie wymowna. Wypowiadają się żołnierze uczestniczący w wojnach i misjach stabilizacyjnych. Mówią o tym, co przeżyli w trakcie wykonywania powierzonych zadań bojowych, motywach leżących u podłoża decyzji o udziale w misjach, powrocie i o tym co zastali, gdy znaleźli się w domach. I mówią też ich żony i dzieci, a ich głos jest tak samo ważny i jest tak samo donośny. Oglądamy więc życie rodziny więcej niż z jednej perspektywy. Obraz przestaje być jednowymiarowym przedstawieniem historii polskiego oręża, a staje się współczesną epopeją o wojnie, o poszukiwaniu swojego miejsca, o wirach i meandrach i wreszcie o polskich Penelopach.
Każdy rozdział, każda historia poprzedzona jest czarno-białą fotografią z jednego z miejsc stacjonowania naszych wojsk. Jest też wchodzący w polemikę z monochromatycznością tych zdjęć, ich bielą i czernią, zestaw trzydziestu barwnych fotografii pochodzących z prywatnych archiwów bohaterów reportaży, wklejonych tu między 192 a 193 stronę. Gdy czytelnik dotrze do tego miejsca, odczuje wręcz namacalnie ten tak surrealistyczny obraz, jaki wypływa z opowieści o wojnie toczącej się na naszym globie. Na zdjęciach widzimy uśmiechnięte buzie dzieci, ludzi zajętych swoimi codziennymi sprawami i zupełnie niepasujących tu żołnierzy z bronią gotową do strzału. Tak bardzo nie koresponduje to z codziennością naszych ulic, że wydaje się zwyczajnie niezrozumiałe. Odrealnienie i oderwanie od naszej rzeczywistości jest tak dalekie, że nawet paląca się cysterna na Higway One, możliwe, że po wybuchu ajdika, nie niepokoi. A przecież relacje o prawdziwych przeżyciach bohaterów reportaży Winnik napawają niepokojem, a nawet grozą.
Gdy słyszę o polskich żołnierzach służących za granicą, mam zawsze pewien problem. Językowy. Nie odpowiada mi użycie w tym kontekście słowa „misja”. Wiem, że słownikowa definicja pod pojęciem „misja” każe rozumieć również „misje wojskowe”, czyli militarne zaangażowanie, ale kłóci się to we mnie z taką wykładnią tego pojęcia. Misję rozumiem raczej w kontekście działań humanitarnych. Oczywiście militarne zaangażowanie wojska jest rodzajem misji, ale wolałbym, aby pojawiło się inne słowo opisujące udział sił stabilizacyjnych w konfliktach zbrojnych.
A jednak wczytując się w każde kolejne słowo reportażu Sylwii Winnik, w słowa wypowiedziane przez żołnierzy, a jeszcze bardziej przez ich bliskich, przez wszystkich bohaterów tej książki, odkrywałem, że w tym przypadku słowo „misja” nie musi być nadużyciem. Szczególnie, gdy używane jest przez rodziny, a zwłaszcza żony żołnierzy, do których dotarła autorka. Dzięki nim „misja” staje się centrum opowieści o posłannictwie, o procesie budowania, odbudowy więzi, o słusznym zadaniu do spełnienia i o jego wypełnianiu. O życiu na wojnie, o gotowości bojowej z bronią pod ręką, gdzieś pod ostrzałem w Karbali, o PTSD (zespół stresu pourazowego), i o samotności oraz problemach, które zostały w kraju, w rodzinie i o tych wreszcie, którzy muszą sami je dźwigać na swoich barkach. W ten sposób te historie powielają archetyp mitu o wyprawie, wojnie, poszukiwaniu drogi powrotnej i porcie, w którym zawsze ktoś czeka.
Czy autorka tych reportaży też tak chciała rozumieć to pojęcie? Mam nadzieję, że udało mi się odczytać i tę jej intencję właściwie, bo przecież nie daje nam ona opowieści z pola walki, z linii frontu. Winnik pyta o to, co czuli i czują jej bohaterowie i dzięki temu dostajemy – jak obiecuje w podtytule – ”prawdziwe historii rodzin polskich żołnierzy”.
Książka ta powinna się stać lekturą dla tych wszystkich, którzy chcą wyjaśnić obywatelom motywy zaangażowania militarnego naszych żołnierzy poza granicami kraju. Ale także dla tych, którzy z bezpiecznych gabinetów podejmują decyzje o wysłaniu wojska w obszar konfliktów wojennych.
Sylwia Winnik, Tylko przeżyć. Prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy
Znak, Kraków 2019
