recenzja

Zło zakłamania | Robert Galbraith, Zabójcza biel

„Zabójcza biel” opowiada o zakłamaniu i jego katastrofalnych skutkach. Tak w życiu politycznym jak i osobistym. I nawet jeśli żyjemy w kłamstwie właśnie po to, żeby przetrwać, to prędzej czy później zemści się to na nas i nas zniszczy.

„Zabójcza biel” jest jak na razie najlepszą odsłoną kryminalnego cyklu J.K. Rowling (nie)ukrywającej się pod pseudonimem Robert Galbraith. Powieścią tak sensacyjną jak społeczno-polityczną, w której kryminalna zagadka jest tak samo ważna jak osobiste kłopoty bohaterów. Tego rzecz jasna wymagamy od współczesnego kryminału. Oczekujemy żeby intryga była tylko kośćcem, który autor oplecie ważnym wątkiem społecznym, prawdą o nas i świecie, w którym żyjemy. Ale w poprzednich częściach, szczególnie dwóch pierwszych cyklu o Strike’u i Ellacott, trochę tego zabrakło. Obie książki rozgrywały się w środowisku celebrycko-artystycznym: „Wołanie kukułki” skupiało się na wyjaśnianiu zagadki śmierci supermodelki, a że i sam Strike jest nieślubnym synem gwiazdy muzyki, to aż oślepiał nas blask reflektorów, „Jedwabnik” opowiadał o śmierci pisarza, a bohaterów wrzucił w wir neurotycznych i zazdrosnych literatów, snobistycznych wydawców i łączących obie te cechy agentów literackich. Przełom stanowiły za to „Żniwa zła”, które wyciągnęły na wierzch wojskową przeszłość detektywa, przydały cyklowi mroku i znacząco rozbudowały wątek osobisty Robin Ellacott, wspólniczki w agencji detektywistycznej prowadzonej przez Strike’a. Tak na marginesie, w losach tej postaci dopatrywać się można zresztą jednej z interpretacji tytułu (choć znajdziemy też dość dosłowną interpretację) – odziana w białą suknię niedawna panna młoda, która już wcześniej (o czym wiemy) nie do końca przekona była do małżeństwa z przystojnym, ale nudnym Matthew, tu będzie zmuszona do wyważenia racji i przekonania się, na ile ten związek jest dla niej wsparciem, a na ile wyniszcza ją i niweczy jej marzenia.

Punktem wyjścia właściwej fabuły jest niespodziewane wtargnięcie do agencji detektywistycznej Billy’ego młodego, wyraźnie niezrównoważonego psychicznie mężczyzny, proszącego o wyjaśnienie śmierci, której miał być świadkiem w dzieciństwie. Ktoś – jak relacjonuje detektywom – udusił dziecko, a zdarzyć się to miało… obok konia. Próba wezwania policji kończy się jednak ucieczką mężczyzny. Czy zagadkę da się w takiej sytuacji wyjaśnić? Zanim zdążą to sprawdzić, Strike i Ellacott otrzymują nowe zlecenie – tym razem ich klientem zostaje… minister kultury, obawiający się szantażu. Co ważne, w Wielkiej Brytanii istnieje ministerstwo Kultury, Mediów i Sportu, a akcja rozgrywa się w czasie Igrzysk Olimpijskich w Londynie, w 2012 roku, w atmosferze gorącej politycznie, i to tak dla rządu, współodpowiadającego za organizację wydarzenia, jak i dla przeciwników imprezy. I oto w raz z bohaterami wkraczamy zarówno na zebrania wykrzykujących swoje hasła skrajnych organizacji, do ministerialnych gabinetów jak i do pewnej dość złowieszczej wiejskiej posiadłości. Szczególnie trudne zadanie czeka Robin, która przywdziać musi różne maski, zmienić się nie tylko fizycznie, ale i dostosować psychicznie do otoczenia. Próbkę takiej wcieleniowej gry ze strony tej bohaterki mieliśmy już w „Wołaniu kukułki”, ale tym razem praca zmusi ją do radykalnych i nagłych zmian ról, co z pewnością dowiedzie jej detektywistycznej klasy, ale i wystawi ją na śmiertelne niebezpieczeństwo.

Galbraith (Rowling) tworzy skomplikowaną, ale jednocześnie przejrzystą konstrukcję, pomnażają wątki, ale zachowując rozsądek przy mnożeniu postaci. Owszem, jest ich tu wiele, więcej pewnie, niż w poprzednich częściach, bo choćby tylko rodzinne układy ministra okazują się jednym z kluczowych motorów intrygi, ale nikt nie wydaje się zbędny, bo nawet ci, których istnienie wydaje się początkowo ozdobnikiem, ostatecznie okazują się kluczowi dla fabuły. Wszystkie wątki i wszystkie postaci zostają przy tym skonstruowane tak, by przekazać jedną myśl: to, co budowane na kłamstwie, oszustwie, udawaniu, nie ma prawa przetrwać.

Galbraith rozpoczyna zresztą rozdziały cytatami ze sztuki „Rosmersholm” Henrika Ibsena – opowieści podobnie jak jej powieść tyleż politycznej co obyczajowej, mówiącej nam przede wszystkim jak trudno budować przyszłość na zakorzenionym w przeszłości kłamstwie, ale też i o tym jak trudno zerwać z przeszłością. Dlaczego w takim razie tak łatwo poddajemy się zakłamaniu? W pewien sposób tłumaczyć może to tytuł. Jego bezpośrednim źródłosłowem jest Syndrom Białego Źrebięcia (po angielsku lethal white syndrome, a więc syndrom zabójczej bieli). To choroba genetyczna koni, schorzenie śmiertelne, które sprawia, że źrebię rodzi się całkiem białe, a przy tym nie jest zdolne do samodzielnego życia. A zatem znamy skutki kłamstwa, ale bardziej boimy się braku dostosowania się do obowiązujących reguł, tego, że albo będziemy jak inni, albo zginiemy.    

Robert Galbraith, Zabójcza biel (Lethal White)

Przełożyła Anna Gralak

Wydawnictwo Dolnośląskie 2018  

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading