„Koszmary zasną ostatnie” to mroczny, wciągający kryminał, ale to także studium rozpaczy, wynikającej przede wszystkim z bezsilności. Niszczącej bohatera i wszystko to, co wokół niego.
Pozornie otrzymujemy kryminalną zagadkę – oto Marek Bener, wydawca niezależnej toruńskiej gazety i jej dziennikarz, a po godzinach spec od poszukiwania zaginionych osób, dostaje nowe zlecenie. Ma odszukać niejakiego Jana Stemperskiego, ofiarę mobbingu. Sprawa brzmi poważnie, dlaczego zatem zagadka jest tak naprawdę pozorna? Bo ważne w książce jest co innego. Coś, do czego trzeba się przekopać przez grubą warstwę pozorów, by chociaż trochę zbliżyć się do prawdy.
Przeczytaj także:
Po pierwsze – i nie ma tu spoilera – Stemperski prawdopodobnie w ogóle nie zaginął. Raczej popełnił samobójstwo i zadaniem dziennikarza będzie jedynie (lub aż) odnalezienie jego zwłok. Po drugie, banalna w zasadzie sprawa zaginięcia jest tak naprawdę kolejnym ogniwem łańcucha zdarzeń, które pośrednio lub bezpośrednio wiążą się ze znaną od pierwszego tomu sprawą zaginionej ciężarnej żony Benera, Agaty. Bo po trzecie, to jej i tylko jej tak naprawdę szuka bohater Małeckiego przez wszystkie trzy tomy cyklu, odkrywając ze zdziwieniem, że czegokolwiek nie dotknie, prędzej czy później naprowadza go na kolejne tropy w tej – jedynej ważnej dla niego – sprawie. Można książkowy Toruń – miasto bardziej tu stworzone, niż odtworzone – porównać do głębokiego dołu wykopanego w piaszczystym podłożu. Którejkolwiek ze ścian wykopu bohater by nie dotknął, natychmiast wywołuje tym mniejszą lub większą lawinę osuwającego się piachu. W takim świecie poruszać trzeba się więc ostrożnie, by nie zostać żywcem pogrzebanym.
Przeczytaj także:
Najważniejsze jest przesłanie | Z Robinem Cookiem rozmawia Przemysław Poznański
Tyle że Bener ostrożny nie jest. To facet o silnym charakterze, zdeterminowany do działania, nieunikający konfliktowych sytuacji, pakujący się w kłopoty. Jest też zwyczajnie wściekły. Wściekły z bezsilności i z bólu. A zatem po czwarte: Robert Małecki daje w ostatnim tomie cyklu nie tyle opowieść o poszukiwaniach osób zaginionych, jak było to wcześniej, lecz głębokie studium rozpaczy. Finał całej sprawy nie jest już bowiem najistotniejszy – najważniejsze jest zmierzenie się z własnymi emocjami. Tymi najmroczniejszymi. Tymi, które zatruwają bohatera, ale i wszystko to, co go otacza. Bener nie tylko nie dba już o swoje bezpieczeństwo, ale co gorsza, nie dba też o innych. Zdarzają mu się wybuchy złości, poniża, mobbuje, jest chorobliwie podejrzliwy. Ale niszcząca siła rozpaczy zbiera też inne żniwo – bierze we władanie tych, którzy są bohaterowi najbliżsi. Zmusza ich do podejmowania kroków, które mogą narazić ich nawet na skrajne niebezpieczeństwo. Gdyby trzymać się metafory z dołem, można powiedzieć, że w pewnym momencie chaotycznie porusza się w nim już kilka postaci. To musi prędzej czy później doprowadzić do katastrofy.
Przeczytaj także:
Jeśli w ogóle szukać w tym mrocznym kryminale optymistycznych akcentów, to pewnie znajdziemy je w pojawiających się raz po raz próbach oswojenia rozpaczy, wyjścia z niej, zamknięcia raz na zawsze pewnego życiowego rozdziału. Wiemy też jednak, bo widzimy to wyraźnie, że nie będzie to proces łatwy, że – zgodnie z tytułem – koszmary zasną ostatnie. O ile w ogóle zasną.
Robert Małecki po raz kolejny daje nam konsekwentnie i wiarygodnie skonstruowaną intrygę, zbudowaną z idealnie pasujących do siebie elementów. A przy tym umiejętnie myli tropy, gdy odnalezione zdjęcia czy nagrania, tajne pomieszczenia, w końcu towarzyskie, biznesowe i przestępcze układy okazać muszą się czymś zupełnie innym, niż moglibyśmy przypuszczać z początku. To też kolejne warstwy, przez które musi przekopać się bohater, jeśli chce odkryć prawdę. O ile chce ją odkryć. O ile się na to odważy.
Robert Małecki, Koszmary zasną ostatnie
Czwarta Strona 2018