recenzja

Ścigając syrenki | Wojciech Grabowski, Dizajn tamtych czasów

W książce Wojciecha Grabowskiego pokazane zostało z punktu widzenia zafascynowanego światem dziecka, które tylko czasami przypomina sobie, że jest już dorosłym. Co nie zmienia faktu, że pasowało do swoich czasów: trochę śmieszne i trochę niefunkcjonalne, ale i bezinteresownie ambitne w chęci leczenia nas z kompleksu Zachodu. Wzornictwo PRL-u.

Ani  to do końca relacje z czasów dzieciństwa, ani do końca miniprozy – Grabowski balansuje między gatunkami, zahaczając raz po raz nawet o popularnonaukową publicystykę (jak choćby w opowieści o motoryzacyjnym projekcie samego Zdzisława Beksińskiego). Ale w „Dizajnie naszych czasów” nie czuć żadnego zgrzytu, opowieść pędzi jak dobrze naoliwiona syrenka, komarek, velorex czy tramwaj 102N. Bo choć nie jest to tylko historia wzornictwa motoryzacyjnego, to nie da się ukryć, że to pojazdy najbardziej fascynują kilkuletniego bohatera. I ta fascynacja udziela się też nam, choć przecież wiemy, że trójkołowy pojazd velorex nie grzeszył urodą, a szyba tramwaju 102N fantazyjnie ustawiona na przekór prawom aerodynamiki uniemożliwiała motorniczemu jazdę w nocy. Tak, Wojciech Grabowski czasem puszcza do nas oko, mówiąc: „patrzcie, jakie to nieudane”. Dla lepszej ilustracji przywołuje obrazy z Kantora i Schulza. A zaraz potem odzywa się w nim tamten chłopiec, który grał z kolegami w szukanie najstarszych modeli „skarpety”: 102, 103, a nawet 101! Chłopiec, który w zaniedbanych betonowych misach na klomby, katowickich „filiżankach”, widział statki kosmiczne. Chłopiec, którego wyobraźnię poruszało pozbawione prądu blokowisko, lub niczym student medycyny obserwował wnętrzności junkersa, z mozołem naprawianego przez ojca.

Tę fascynację dizajnem PRL-u można oczywiście tłumaczyć sentymentem do „kraju lat dziecinnych”, ale można też uwierzyć Grabowskiemu, gdy twierdzi, że PRL był może czasem wiecznie niedziałających urządzeń, jak uliczne saturatory, podrabianych produktów jak mikrus i meduza, ale był też tym momentem w historii, gdy konstruktorów i projektantów nie ograniczała gospodarka rynkowa. Mogli więc popuścić wodze wyobraźni  – czasem wiodły ich one na manowce (najczęściej z braku pieniędzy na testy), czasem pozwalały wznieść się na wyżyny wzornictwa, jak choćby w przypadku autobusu SFW-1 Sanok. Dlatego tytułowego słowa „dizajn” w odniesieniu do czasów, gdy w Polsce nikt by się nim nie posłużył, wcale nie odbieram jako ironii, lecz wręcz przeciwnie: jako wyraz szacunku. Grabowski zdaje się mówić ówczesnym projektantom (wśród których szczególnie wyróżnia Stanisława Zamecznika): byliście godni konkurować ze swoimi kolegami z Zachodu, ale nie trafiliście na właściwe miejsce i czas. Dlatego spod dziecięcej fascynacji raz po raz wybija się żal dorosłego: żal za straconą szansą polskiego dizajnu tamtych czasów.

 

Przeczytaj także: Spotkanie z Wojciechem Grabowskim, autorem „Dizajnu tamtych czasów” | Warszawski Weekend Księgarń Kameralnych 2017  

 

Wojciech Grabowski, Dizajn tamtych czasów

Nisza 2017

Cover photo: zdjęcie okładki wykonane zostało na tle instalacji Jerzego Bohdana Szumczyka „Syrena warszawska”. Fot. Zupełnie Inna Opowieść Sp. z o. o., wszelkie prawa zastrzeżone

%d bloggers like this: