Można na tym filmie nawet przysnąć, można go szybko zapomnieć, ale można go też odczytać jako bezpretensjonalną opowieść o sile marzeń i o towarzyszących im rozczarowaniach. Być może właśnie teraz potrzebowaliśmy takiego filmu, który na chwilę oderwie nas od coraz bardziej przygnębiającej rzeczywistości.
Film otwiera scena, która jako jedna z niewielu tak naprawdę zapada w pamięć – oto autostradowy korek nagle zamienia się w musicalową scenę, pełną radości i tańca. To perfekcyjnie przygotowane widowisko, zrealizowane na jednym ujęciu. Mimowolnie wracamy dzięki niemu do beztroskiego klimatu filmów muzycznych lat 60 i 70. XX wieku, dlatego nagły dźwięk komórki kończący show brzmi obco, nienaturalnie, wrogo. Przypomina nam o realnym, współczesnym świecie. To najlepiej oddaje przesłanie całego filmu, który jakże często sprowadza bohaterów chodzących z głową w chmurach na ziemię, gdzie marząca o aktorstwie Mia (Emma Stone) jest pracownicą kafejki w centrum Hollywood, a jazzowy pianista Sebatian (Ryan Gosling) zarabia na życie grając niekoniecznie te kawałki, które najbardziej lubi.
Los – jak to w romansie – zbliża do siebie tych dwoje i każe im razem brnąć przez ambitne marzenia i towarzyszące im rozczarowania, wzlatywać do gwiazd, cieszyć się drobnymi sukcesami i własną miłością, ale i przejść przez prozę życia, złożoną z nieporozumień, niepowodzeń, konieczności zmiany planów. Na poziomie czysto fabularnym jest to opowieść dość banalna. Tym, co trzyma film w garści, aż do niekoniecznie spodziewanego finału, jest przesłanie. Być może jest równie banalne, ale jakże potrzebne: że warto marzyć, ale trzeba też w swoich marzeniach umieć rozróżnić to, co naprawdę ważne od tego, co jest nie tyle marzeniem, ile mrzonką. Jeśli marzymy, to musimy umieć też ponieść odpowiedzialność za to, w jakim kształcie owe marzenia się zrealizują. I zdawać sobie sprawę, że spełnienie ma swoją cenę, która często bywa naprawdę wysoka.
Próżno w filmie Damiena Chazelle’a – scenarzysty i reżysera – szukać odniesień do problemów współczesnego świata. Mimo obecności komórek i komputerów jego opowieść oderwana jest od świata narastającego populizmu, agresji, ksenofobii czy choćby nierówności społecznych. Chazelle stworzył dla swoich bohaterów enklawę – na tyle bezpieczną, na ile bezpieczne bywa życie. Niby jesteśmy tu i teraz, a jednak w innym wymiarze, w innym miejscu, w innym czasie. „La La Land” to zatem bajka, stworzona ku pokrzepieniu serc. Deszcz Złotych Globów pokazuje, że od czasu do czasu potrzebujemy takiej bajki.
Przeczytaj także: Polowanie na czarownice | Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, reż. David Yates
La La Land, reż. Damien Chazelle
Premiera: 20 stycznia 2017
Dystrybucja: Monolith Films